wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Erica cd. Samanthy

Boże znowu śnieżyce! No ja rozumiem jedna na tydzień czy coś tam, ale nie codziennie! Kto tą pogodą steruje do cholery?! Kręciłem się nerwowo po pomieszczeniu myśląc co teraz robią moi ludzie. Ta mam aż trzech zastępców, ale i tak czasami myślę, iż podczas mojej nieobecności wszystko się tam wali i płonie... Cóż może i jestem przewrażliwiony na tym punkcie, ale już tak mam i raczej się to nie zmieni. Jesienna kurtka wcale nie pomagała mi teraz w myśleniu... Sami może i było ciepło z powodu grubych ubrań, ale ja myślałem nad zamarznięciem, lecz starałem się tego nie pokazywać. No byłem głupi i nikt tego nie zmieni... Sam już nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić przez co naszło mnie na różne dziwne wspomnienia tak samo jak na dziwne myślenie przez co czasami w oczach stawały mi łzy, ale nie ukazywałem tego ani na momencik. W sumie gdy wiatr wieje w oczy to też się tak dzieje. Ha! Mam wytłumaczenie w razie czego!
Często zerkałem w stronę dziewczyny by zobaczyć jak się trzyma, ale ona od czasu kiedy się tutaj zatrzymaliśmy nie ruszyła się ani o milimetr. Było to bardzo dziwne, lecz jak na razie starałem się na nią nie naciskać by czasami jej tam nie urazić czy coś tam... Eric wariujesz z tego zimna - pomyślałem nagle stając w miejscu oraz spoglądając na śnieg, który lśnił bielą. Nagle nie wiedząc czemu ziewnąłem a wcale nie czułem zmęczenia... Może było to spowodowane taką okropną pogodą? Sam już nie wiem... W końcu z nudów usiadłem na ziemi naprzeciwko kobiety, która nawet nie zwróciła na to uwagi.
- Samantha? - powiedziałem nagle po jakiś pięciu minutach gapienia się na nią, lecz ona nie zareagowała - Samantha? - powtórzyłem nieco ciszej podchodząc do niej niczym drapieżnik do swojej ofiary. Nasze konie niczym się praktycznie nie przejmowały, gdyż odpoczywały sobie w ciemniejszej części pomieszczenia gdzie najwidoczniej czuły się bezpieczniej. Kiedy ponowie nie zareagowała westchnąłem tylko i usiadłem obok niej z miną obrażonego dziecka.
- Tak? - odezwała się po kilku minutach a w mojej głowie od razu pojawiły się tańczące głupoty, które zmusiły mnie do myślenia.
- Coś się stało? Wyglądasz na smutną - westchnąłem zdejmując jednym ruchem ręki kaptur z jej głowy - Nie zakrywaj się tak, bo masz ładną buźkę - dodałem jeszcze ze spokojem, ale tak od razu próbowała się zakryć, lecz jej na to w żadnym stopniu nie pozwoliłem.
- Oddaj! - jęknęła bezradnie na co pokiwałem przecząco głową. Przyjrzałem się teraz uważnie jej twarzy. Zobaczyłem na niej kilka zaschniętych na policzkach łez co nieco mnie zaniepokoiło... Nie wiedziałem czemu tak się stało... Może inaczej odebrała moje zachowanie? Przecież ja nie byłbym za nią na to zły! Po prostu potrzebowała pooglądać trochę świata po tym wszystkim... Nie dziwię jej się, bo gdyby mnie ktoś na tyle czasu gdzieś więził to też bym był ciekawy tego wszystkiego... W sumie to się już wydarzyło gdy trafiłem do wojska a mianowicie do tej jednej drużyny gdzie zrobiono z nas psy chodzące przy nodze. Do dzisiaj pamiętam jaki byłem w tedy zagubiony gdy wypuścili nas na chwilę do ludzi. Boże ja nawet normalnie gadać nie potrafiłem! Język mi się w tedy niesamowicie plątał i zastanawiałem się nad znaczeniem niektórych wyrazów. Po wojnie gdy już byłem na swój sposób wolny też za bardzo nie umiałem nawiązać kontaktu z ludźmi, ale z czasem się tego nauczyłam i jest teraz jak jest.
- Spokojnie... Czemu nic nie mówisz tylko cierpisz w ciszy? - zapytałem a ona popatrzyła na mnie zdziwionym i zmieszanym wzrokiem zapewne nie spodziewając się ode mnie takiego pytania. Poczekałem kilka sekund za odpowiedzią, która nie nadchodziła, gdyż Samantha wolała wpatrywać się w ziemię oraz myśleć o tym wszystkim męcząc się nie potrzebnie - Posłuchaj nie jestem na ciebie zły... Po prostu potrzebujesz wolności by sobie pooglądać dzisiejszy świat więc to normalne. Każdego w zimę można spotkać zamieć - próbowałem uspokoić jej jakoś myśli. Dziewczyna spojrzała znowu na mnie smutno a w tym samym momencie zobaczyłem, iż na jej szyi brakuje naszyjnika, którego znalazłem oraz jej niedawno dałem - Zgubiłaś go? - spytałem wpatrując się znacznie w jej szyję.
- Nie... to znaczy... - chciała się już wymigać oraz podnieść by iść do swojego wierzchowca, ale stanowczo jej na to nie pozwoliłem więc westchnęła ciężko oraz podkurczyła nogi pod brodę jakby chciała ukryć się przed całym światem.
- Co się z nim stało? - próbowałem dowiedzieć się jak najwięcej. Przecież rzeczy nie potrafią znikać od tak! No... Duchy ponoć tam istnieją z tego co wiem, ale zazwyczaj nie kradną rzeczy dobrych ludzi tylko straszą dla zabawy i inne takie tam rzeczy.
- Nie wiem... - odpowiedziała mi cicho, ale ja w jej słowach od razu wyczułem kłamstwo. Cóż wiele lat życia na ziemi nauczyło mnie wielu rzeczy a ta jest jedną z tych bardziej potrzebnych.
- Nie kłam proszę. Powiedz to coś z tym zrobię - rzekłem niemal od razu po jej słowach. Samantha chwile myślała nad moimi słowami łapiąc się nawet przez chwilę za głowę jakby to miało jej pomóc w obecnej sytuacji, ale to nie mi oceniać w jakiej pozycji się lepiej komu myśli.
- No zabrali mi - szepnęła cicho niczym w jakiś horrorach by nie usłyszał nas ten gościu co chce wszystkich zabić - Nie ważne... I tak na niego nie zasługiwałam - dodała jeszcze z prędkością światła na co westchnąłem dzisiaj po raz kolejny oraz pokiwałem przecząco głową.
- To nie prawda, bo należał najprawdopodobniej do twojej rodziny więc na niego zasługujesz w stu procentach! Kto ci go zabrał? Potrafisz go opisać? - dopytywałem spokojnie, ale w duszy byłem wnerwiony, że ktoś zrobił coś takiego. Miałem ochotę wydłubać mu oczy oraz wyrwać serce gołymi rękami, ale mniejsza już z tym.
- No... - zacięła się na chwilę zastanawiając się czy aby na pewno może mi to powiedzieć - Taki szatyn z szarymi oczami... Miał może z 28 lat... - powiedziała jeszcze po chwili na co pokiwałem twierdząco głową i zacząłem szybko myśleć kto to może być. Hm... Jak zapytam się Edwarda kto wlazł na oddział to pewnie powie mi o tym w pięć sekund...
- Znajdę go i oddam ci - rzekłem nagle a ona popatrzyła na mnie zdziwionymi ślepiami - Nie kłamię - westchnąłem jeszcze bardzo się przeciągając. Miałem jeszcze coś mówić, ale w tedy do moich uszu doszło dudnienie końskich kopyt. Od razu moja czujność wzrosła do najwyższego stopnia. Bez wahania wyjąłem z kabury udowej przeładowanego glocka, ale jak się okazało był on nie potrzebny, gdyż przyjechali po nas moi ludzie, którzy niemal skakali z radości gdy nas zobaczyli.
- Wreszcie was znaleźliśmy! - niemal wykrzyknął Tom schodząc ze swojego kasztanowatego ogiera, który zarżał na przywitanie Diablowi i Pegazowi, którzy patrzyli na przybyszów z zaciekawieniem.
- Tak trudno było nas znaleźć? - zapytałem z lekkim rozbawieniem po czym oberwałem swoim ciepłym płaszczem w twarz. Nie czekając na nic postanowiłem go założyć i zapiąć na ostatni guzik. O tak! Teraz jest o wiele, wiele lepiej - pomyślałem sobie czując przyjemne ciepełko.
- W śnieżycę zawsze jest trudno coś i kogoś znaleźć - zaśmiał się cicho po czym spojrzał na dziewczynę siedzącą pod ścianą i aż zdębiał. Nie wiedziałem co to miało oznaczać, ale Sami chyba miała ochotę zapaść się pod ziemię widząc tutaj tyle ludzi - To ten duch - dodał po chwili zdziwiony a ja się po prostu trzasnąłem w czoło.
- Jaki znowu duch? To Samantha - jęknąłem zażenowany a oni wlepili we mnie zdziwione spojrzenia.
- Ale w tedy widzieliśmy samą pelerynę tylko! Wszyscy to widzieliśmy i byliśmy trzeźwi Eric! - próbował postawić na swoim, ale ja tylko potrząsnąłem przecząco głową a widząc jak Sami chce zwiać od razu pociągnąłem ją za kaptur od peleryny by nie mogła się ode mnie oddalić.
- Widzicie to ludziówa a nie żaden duch! - mruknąłem a oni pokiwali twierdząco głowami a po chwili namysłu się do niej ciepło uśmiechnęli oraz popatrzyli na nią przyjacielsko przez co zmieszana schowała się nieco za mną, ale w jej oczach zobaczyłem też zdziwienie więc musiała mieć inne zdanie o ludziach z obozu. Może znalazło się też kilku mądrych, którzy robili jej na złość? Oj ja już sobie pogadam z nimi jak ich złapię! Nie będzie litości.
- Wybacz Sam, ale tak nam się wydawało... Przepraszamy - odparł Harry na co dziewczyna pokiwała twierdząco głową i wróciła do siedzenia przy swojej ścianie.
- Może przeczekamy tą śnieżycę? Z tego co widzę to się pogarsza zamiast polepszać - mruknąłem z niechęcią w stronę śniegu. Chłopaki od razu skinęli głowami wprowadzając swoje konie do środka. Wiedząc, że będzie tu nieco zimno postanowiliśmy rozpalić jakoś ognisko chodź było ciężko na samych gałęziach, które o dziwo znaleźliśmy w tym budynku. Może to pozostałości po jakiś ludziach? Możliwe... Możliwe... Samantha bojąc się nieco ludzi usiadła ciut dalej. Było jej najwidoczniej zimno, gdyż zagwizdała na swojego wierzchowca, który przydreptał do niej od razu oraz położył się obok niej próbując ją jakoś ogrzać. Musielibyście widzieć miny Toma i reszty! Byli w takim szoku, że otworzyli tylko usta jak jakieś ryby nie potrafiąc się wysłowić. Drużyna popatrzyła na siebie jakby zobaczyli jakiegoś stwora albo jednorożca - Macie swojego ducha - zaśmiałem się cicho - Ma na imię Pegaz - dodałem jeszcze a ci doznali takiego szoku, że prawie stracili przytomność a ja nie mogłem powstrzymać się od ciągłego chichrania.

<Samantha? :3 Eric ma atak śmiechu xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz