wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Samanthy cd. Erica

A niech to szlag! Nie mogłam znaleźć drogi powrotnej, a jeszcze do tego przypałętał się Eric i zaczynała się zamieć. Super wyszło znowu że jestem tylko głupią blondynką - mruknęłam na siebie zła w myślach.
W sumie to zawsze byłam głupia, wiec czego było się można było po mnie spodziewać? Nawet świata dawnego nie poznałam, a ten to już w ogóle był dla mnie masakra... Powinni mnie zamknąć w izolatce... I tak już nic ze mnie nie będzie - pomyślałam smutno i spojrzałam na Erica z pod kaptura, więc na szczęście nie mógł zobaczyć mojej twarzy.
Skinęłam tylko głową, nie chcąc siew ogóle odzywać, gdyż mogło by mnie to zdradzić. No niestety Eric należał do takich typów ludzi, co wykryją choćby minimalne zmiany w głosie. Nie chciałam wiec ryzykować, szczególnie że widziałam iż narobiłam mu kłopotu tylko... Mój koń chyba wyczuł o czym myślę, dlatego sobie aż bryknął, by odpędzić mi te myśli z głowy, ale i tak wiedziałam swoje.
http://38.media.tumblr.com/b03e15c6a5645065b64883c5ed0fb15b/tumblr_mmd96lOVCV1rqar3to1_400.gif
Jechaliśmy bardzo szybko, nie oszczędzając swoich koni w ogóle przez co bałam się o Pegaza. Owszem robił już kilometry, ale dzisiaj już długo biegał i bałam się że to się może bardzo źle skończyć dla niego.
https://68.media.tumblr.com/80098a1258b21949ece6e26b053b0ca3/tumblr_ooi93xYHaU1travyco1_500.gif
Śnieg uginał się pod kopytami naszych koni i wydawał on charakterystyczny dźwięk zgniatania. Jechałam właściwie za Ericem w milczeniu. Zaczynałam żałować że w ogóle mnie uratowano... Źle się czułam gdy byłam niewolnikiem, lecz teraz było jeszcze gorzej! 
Nie potrafiłam się tutaj w ogóle odnaleźć i miałam ochotę ze sobą skończyć. Po około czterdziestu minutach jazdy zamieć nas dopadła, więc musieliśmy się schronić w jednym z opuszczonych budynków, przez co myślałam że Eric mnie zarz rozszarpie!
Widziałam jaki był zły... Odsunęłam się od niego jak najdalej mogłam i skuliłam siew kącie, nadal nie odsłaniając twarzy. Przeze mnie nie jest z rodziną... Przeze mnie wpakowaliśmy się w zamieć... Jestem do niczego, tylko zawadzam - pomyślałam załamana, a po policzku spłynęła mi łza, która dyskretnie wytarłam.
- Cholerna zamieć - usłyszałam jego warknięcie, lecz nie podniosłam w ogóle głowy. Nie miałam zamiaru się odzywać. Już dość narobiłam mu kłopotów swoją osobą. Podczas gdy ja siedziałam jak ta sierota w jednym miejscu w ogóle się nie ruszając, on chodził po pomieszczeniu zdenerwowany w ogóle na mnie nie patrząc, jakby mnie tu nie było i w sumie może i to było nawet lepiej? Miałam nadzieję że zamieć nie potrwa długo i że przeczekamy to w "spokoju".
Chyba że znajdą nas jacyś jego ludzie oddani, to wtedy zniknę w tej zamieci i opuszczę tereny Śmierci... I tak nie byłam tu im potrzebna do szczęścia! Wiedziałam że wszystkich męczy kręcenie się wokoło takiej sieroty jaką byłam i było to widać doskonale na co dzień, choć ludzie starali się to ukrywać.
Wszyscy byli mili, bo wielki pan założyciel się wokoło mnie kręcił, a tak to by mnie najchętniej zostawili i to było przykre, ale co ja miałam poradzić, na to że mnie tak skrzywdzono? I tak się starałam jak mogłam by schodzić im wszystkim z drogi!
Nawet pewnego razu gdy leżałam na medycznym, usłyszałam jakim to ja jestem pasożytem i w sumie mieli rację... Poczułam znowu ten ból w sercu, a łzy same naszły mi do oczu, lecz zaraz nimi szybciej zamrugałam, tym samym je odganiając. W dodatku nie miałam rodziny, ani nikogo! Nic o sobie nie wiedziałam.... Nic nie pamiętam, po co do cholery kogoś takiego trzymać jak ja i po co mam żyć?! Nie mam po co i dla kogo...
No może tam Pegaza miałam, ale i tak to było marne pocieszenie. Pewnie ludzie znowu będą na mnie gadać... albo już gadają. Nie oszukujmy się, ja tu nie pasuję - pomyślałam jeszcze będąc ciągle w tej samej pozycji i nie obchodziło mnie nawet do iż powoli traciłam czucie w kończynach. Nic mnie już nie obchodziło, mogli mnie już zabić...

< Eric? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz