wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Erica cd. Kiary

Kiedy zobaczyłem na granicy terenów ludzi z obozu Aniołów nieco się zdziwiłem, gdyż nie przypomniałem sobie, żeby ktoś zgłosił mi jakieś odwiedziny. Nie myśląc dłużej podjechaliśmy do nich nieco bliżej oraz zatrzymaliśmy tuż przed nimi konie. Szybko przyjrzałem się ludziom i dostrzegłem wśród nich Aidena i Kevina czyli dwóch założycieli przyjacielskiego nam obozu. Co do Kevina miałem niestety pewne obawy, bo jak sami wiecie był przedtem w Demonach i każdy wie jakich ma braci... Tak wiem on jest inny, ale ostrożności nigdy nie za wiele... Poza tym i tak nie może tego po mnie zobaczyć.
- Witajcie co was tu sprowadza? - zapytałem spokojnie klepiąc swojego konia po szyi na co parsknął radośnie oraz rozejrzał się czujnie jakby chciał znaleźć tutaj jakiegoś wroga.
- Witaj! - rzekł Aiden uśmiechając się do nas - Właśnie jechaliśmy do was w odwiedziny i powiedzieć ci o pewnych, ważnych rzeczach - dodał szybko na co skinąłem głową oraz spojrzałem w stronę dziewczyn, które raczej nie zraziły się tą informacją. Cóż w Kiarze widziałem teraz tylko radość z czego się nie dziwiłem, gdyż kto by tak się nie zachowywał po odzyskaniu swojego wierzchowca? Byłem ciekaw o co chodzi im z tą wielką informacją, ale jak to się mówi... Wszystko w swoim czasie!
Zaczęliśmy powoli wracać, ale i tak nasze konie były o wiele, wiele szybsze od tych, które posiadały Anioły. Nie było widać po nich zmęczenia nawet po tak długim wyścigu jaki odbył się pomiędzy Diablem, Feniksem i Nurtem. Nie wiem czemu, ale wydawało mi się, iż mój wierzchowiec jest nieco zagubiony w tym wszystkim co bardzo mnie zdziwiło jak i zmartwiło. Pogłaskałem go po jego szyi na co zarżał cicho z zadowolenia a to wszystko wywołało u mnie uśmiech. Kiedy na niebie zaczęły zbierać się ciemne chmury pogoniliśmy nasze konie do galopu, bo gdybyśmy zaczęli cwałować to z pewnością zgubilibyśmy naszych towarzyszy, na których twarzach widniał tylko niesamowity szok, że aż tak bardzo pędzimy. Nie przejmując się ich reakcjami skupiliśmy się bardzo na trasie. Próbowaliśmy jechać skrótami by dotrzeć jeszcze przed zamiecią co nawet mi się spodobało, ale gorzej było z moim ogierem, który widząc przeszkody z powalonych drzew zaczął powoli panikować. Przeskoczyliśmy wspólnie dwie przeszkody, ale potem rumak stanął jak wyryty i już nie miał sił na dalsze skakanie. Kiara oczywiście od razu wstrzymała gniadosza, ale ja dałem jej tylko znak ręką by jechali dalej a sam zszedłem z karusa, którego zacząłem uspokajać głosem.
- No już mały... Nie bój się... Nie zrobimy sobie już krzywdy - rzekłem spokojnie głaszcząc go po głowie przez co zmrużył chwilowo oczy, w których dostrzegłem smutek - Nie zawiodłeś mnie... Ja też się boję - dodałem bez wahania. Wiedząc, że już nikt na nas nie patrzy przytuliłem się do niego a on nie narzekał na taką pieszczotę. Nie mam pojęcia ile czasu tak staliśmy, ale kiedy Diablo się jakoś uspokoił dałem mu kosteczkę cukru oraz ponownie wskoczyłem na jego grzbiet - Pojedziemy normalną drogą - zadecydowałem na co pokiwał twierdząco łbem jakby zgadzał się z moimi słowami. Nie czekając już dłużej zawróciłem karusa i zaczęliśmy pędzić cwałem w stronę ratusza nie przejmując się już niczym.
Co jakiś czas udawało mi się dotknąć grzywy ogiera co na swój sposób mu się podobało. Droga była prosta, ale zdarzały się co jakiś czas ostre zakręty, które nie były dla nas żadnym wyzwaniem. Ja ufałem mu, on ufał mi... Między nami nigdy nie było żadnego sporu... Poruszaliśmy się tak jakby w harmonii? Jeśli to będzie odpowiednie słowo. Dla niektórych osiągnęliśmy limit jeśli chodzi o jeździectwo, ale nie wiem ile w tym prawdy.
Kiedy pierwszy śnieg zaczął pojawiać się przed moimi oczami nie przejąłem się tym w żadnym stopniu. Nie przejmowałem się tym, iż mogę zgubić się w zamieci... Wszystko było mi teraz obojętne. Dam radę osiągnąć cel nawet jeśli będzie kosztować mnie to zdrowiem... Najważniejsze by jemu nic nie było - pomyślałem widząc jak śnieżyca powoli się wzmaga.
Po około dziesięciu minutach gdy panowała ciągle szarość znaleźliśmy się w stajni. Zsiadłem powoli z karusa, którego poklepałem ponownie po szyi oraz mocno go przytuliłem. Zarżał na to radośnie oraz trącił mnie lekko łbem jakby powiedział coś w stylu "będzie dobrze, damy z tym radę". Uśmiechnąłem się na to mimowolnie oraz podrapałem go za uchem dzięki czemu zmrużył z zadowolenia oczy. Po kilku minutach przeróżnych pieszczot wziąłem się za rozsiodływanie ogiera, który nie musiał być przywiązany, gdyż stał zawsze grzecznie nie ruszając się nawet o milimetr.
- Mój konik - powiedziałem cicho do konia na co wsadził mi głowę pod pachę i stał tak zadowolony z siebie - Tak ci wygonie? - zaśmiałem się rozbawiony z jego zachowania na co parsknął radośnie.
Kiedy miałem już zdejmować swojemu rumakowi ogłowie poczułem jak ktoś "zaatakował" mnie od tyłu mocnym przytuleniem przez co niemal zabrakło mi powietrza w płucach. Obróciłem powoli głowę przez ramię na tyle ile mogłem i zobaczyłem Kiarę! No nie powiem zdziwiłem się bardzo jej zachowaniem, ale zrobiło mi się przez ten widok ciepło na sercu. Feniks i Nurt patrzyli na nas z zaciekawieniem a Diablo znudzony tym wszystkim zaczął przyglądać się z bliska podłodze.

<Kiara? :3 Martwiłaś się? xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz