wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Samanthy cd. Erica

Wzięłam syna Erica na ręce ale i tak było mi strasznie dziwnie. No niby to co mówił Eric było sensowne lecz i tak było mi tu dziwnie. Bałam się jeść bo nie chciałam żeby znowu być pod czyimś wpływem przez jakąś substancję.
W dodatku czułam się ciągle zagubiona bo nie potrafiłam sobie przypomnieć swojej rodziny. Miałam tylko urywki wspomnień ale nie potrafiłam sobie przypomnieć nic więcej. Pragnęłam by spotkać się ze swoją rodziną, lecz nie wiedziałam czy jeszcze żyje. Pamiętam że gdy byłam w niewoli przez te wszystkie lata to pragnęłam w końcu odnaleźć kogoś ze swoich bliskich, lecz jeszcze wtedy nie wiedziałam kto to i jak wyglądają, bo wtedy ten dziad wyczyścił nam częściowo pamięć. Co teraz? Niby są dla mnie mili w tym obozie, lecz jeszcze bałam się komuś zaufać w pełni. No jak nie miałam przez tyle czasu kontaktu z innymi ludźmi to się nie dziwcie! Z resztą to wszystko było dla mnie nowe. Spojrzałam na synka Erica i zobaczyłam że z radością bawi się moimi włosami, przez co mimowolnie lekko się uśmiechnęłam.
- Nawet nie wiesz jak masz fajnie mając rodzinę i wszystko pamiętając - westchnęłam lekko - Wszystko jest dla mnie obce.... Jestem sama - rzekłam i wtedy Chrisek złapał mnie za palec u zaczął z nim walczyć.
- Wiem że Ci ciężko ale dasz radę i zobaczysz że będzie dobrze - powiedział spokojnie.
- Nie znałam nawet dobrze tamtego świata i zostałam porwana, a teraz jestem w świecie zombie i jest jeszcze dziwniej - powiedziałam załamana i spojrzałam zza okno, gdzie było pełno śniegu.
- Nauczysz się wszystkiego daj sobie szansę - rzekł głaszcząc synka po głowie.
- Pewnie tak... - odparłam i przyjrzałam się lepiej jego synkowi - Podobny bardzo do Ciebie - dodałam, a on się uśmiechnął.
- To zaczniesz jeść? - spytał - Inaczej nie puszczę Cię na przejażdżkę konną... - dodał zaraz.
- No zjem... ale nie mam apetytu. Nie lubię kiedy muszę jeść na siłę - dodałam, a wtedy Chrisek uderzył mnie rączkami w brzuch mówiąc coś do siebie, ale jego najczęstszym powiedzeniem było "Awwww".
- Żołądek w końcu Ci się przyzwyczai do stałych posiłków - powiedział spokojnie.
- Myślisz że sobie w końcu coś przypomnę? - zaczęłam nagle.
- O Twojej rodzinie? - spytał.
- Tak - rzekłam i spojrzałam na niego ale trzymałam jego synka mocno by nie spadł.
- Ponoć pamięć wraca z czasem i myślę że sobie przypomnisz tylko nic na siłę.... Daj sobie czas - rzekł patrząc na synka.
- To nie takie proste - mruknęłam w odpowiedzi, bo prawda była taka że ja już teraz chciałam sobie wszystko przypomnieć!
- Wiem i nikt nie mówił że będzie to łatwe, lecz nie masz innego wyjścia, a poza tym już i tak sobie dużo przypomniałaś - rzekł i wziął synka na ręce, bo jednak chciał iść do taty.
Spojrzałam na swoje jedzenie i stwierdziłam że nawalili go jak chłopu od kosy! Było tego bardzo dużo dlatego popatrzyłam na nie zrezygnowana z lekka, co zaraz zauważył Eric.
- Nie musisz zjeść wszystkiego.... Wystarczy że zjesz troszkę i będziesz jadła regularnie, a sama zobaczysz że wszystko wróci do normy - powiedział patrząc na mnie.
- No nie wiem... Naładowaliście tego jak dla jakiegoś olbrzyma - rzekłam, a on się cicho zaśmiał.
- Jedz ty olbrzymie - rzekł rozbawiony, na co ponowniw westchnęłam i zrobiłam pięć gryzów, po czym odsunęłam talerz i czułam że mam wszystko pod gardłem.
- Mogę pojechać na Pegazie na przejażdżkę? Nie chxe mo się tutaj siedzieć - stwierdziłam.
- Dobrze ale się masz nie oddalać zbytnio i ciepło się ubrać - odparł i dał mi swoją pelerynę i wskazał cieplejsze ciuchy jakby wiedział że o to spytam wcześniej. W sumie to może i dla niego byłam przewidywalna bo co może chcieć osoba która nigdy nie widziała tyle ze świata i była ciągle w niewoli? Cóż! W sumie to było banalne że oto zapytam...
*****
Szybko się przebrałam w cieplejszw rzeczy którw akurat były na mnie jakby uszyte, zawiązałam jakoś pelerynę koloru jakby ciemnego fioletu i wyszłam szybko z Ratusza omijając innyh szerokim łukiem. Szybko weszłam do stajni i zaczęłam szukać mojego pięknego i kochanego konia. Znalazłam go po pięciu minutach jak sobie spokojnie jadł sianko, a gdy mnie ujrzał, zarżał cicho na powitanie i podszedł do mnie.
- Cześć malutki - powiedziałam z uśmiechem i przytuliłam się do jego ciepłej i miękkiej szyi. Nabrał nieco więcej sierści na zimę więc był jeszcze bardziej mięciutki niż zwykle.
Pogłaskałam go między oczami co mu się bardzo spodobało, dzięki czemu trącił mnie swoim masywnym łbem w ramię jakby dosłownie mówił "cieszę się bardzo że Cię widzę ale pośpiesz się bo chcę pobiegać".
- Już, już... - rzekłam i szybko poszłam po jego ekwipunek do prowizorycznej że tak powiem siodlarni. Szybko znalazłam jego ekwipunek i wróciłam do niego. Otworzyłam boks, a on już czekał grzecznie ustawiony żeby było mi łatwiej go osiodłać. Zarzuciłam derkę najpierw, poprawiłam ją odpowiednio, później położyłam na jego grzbiecie siodło, zapięłam popręg, a na końcu włożyłam mu uzdę z wędzidłem na głowę. Wyregulowałam spokojnie strzemiona jak zawsze miałam i wyprowadziłam go z boksu.
Przy okazji sprawdziłam jak się rusza i czy czasem nie złapał żadnej kontuzji ale na szczęście wszystko było w porządku, więc szybko włożyłam lewą nogę w strzemię, odbiłam się od ziemi przerzucając prawą nogę nad siodłem i byłam już w siodle. Włożyłam nogi do strzemion, złapałam lepiej za wodze i ruszyłam w strone lasu.
Kiedy tylko zniknęłam wszystkim z pola widzenia, od razu pogoniłam konia do lekkiego kłusa by sie zagrzał nieco, a po dziesięciu minutach rozgrzewki, pogoniłam go do spokojnego galopu. Przejażdżka była wybawieniem dla mojej duszy i od razu poczułam się nieco pewniej. Jechałam tak przez jakiś czas, aż w końcu wstrzymałam konia by lepiej się rozejrzeć gdyż widoki tutaj były przepiękne! W sumie to za bardzo nie wiedziałam gdzie jestem, bo nie zwróciłam na to zbytniej uwagi w jakim kierunku jadę, lecz uważałam że mi to nie potrzebne. Jednak teraz gdy widziałam w oddali ciemne, burzowe chmury które zwiastowały iż niedługo będzie ogromna zamieć, zaczęłam myśleć iż jestem jednak głupia...
Zawróciłam szybko konia i zaczęłam się udawać jakoś w drogę powrotną, zarzuciwszy nieco wcześniej kaptur peleryny na głowę by osłonić ją przez wiatrem nieco lepiej. Przyspieszyłam do cwału swojego konia, który biegł niczym koń wyścigowy nie przejmując się w ogóle śniegiem który miał pod swoimi kopytami. Swoją drogą to nawet minęłam jakiś kilku żołnierzy na jakiejś krótkiej przerwie i chyba w drodze do ratusza lecz ja nie zamierzałam ich prosić o pomoc. Nawet jeśli miała mnie dopaść zamieć, ja nie zamierzałam tak szybko wracać.

< Eric? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz