piątek, 16 czerwca 2017

Od Tamary cd. Erica

Tak... Zlikwidowałam wszystkie swoje cele. Zabiłam 82 ludzi ze wszystkich, których trzeba było zabić za zdradę naszego obozu. Nie było to proste, ale jakoś zapełniało chociaż minimalną pociechę, z braku obecności Jackoba. Przynajmniej snajperstwo pomaga mi zapomnieć o tym cholernym bólu pomyślałam sobie, kiedy zaczęłam  zabezpieczać broń, bo zabiłam swój ostatni cel i zdążyłam już mu odebrać naszywki oraz odznaczenia.
Kiedy tylko skończyło mi się te 12 zadań na karteczkach, gdzie na każdej były wypisane misje, miałam ochotę wyć z rozpaczy, gdyż wiedziałam że muszę wracać do ratusza, a to wiązało się ze wspomnieniami o moim chłopaku... Nadal nie mogłam zrozumieć dlaczego był taki w stosunku do mnie. Nie przypominałam sobie żebym coś złego zrobiła!
To pewnie dlatego że już mnie nie kocha i na bank ma inną, która jest dla niego lepsza, stąd u niego ta złość, a raczej wściekłość na mnie... pomyślałam zrozpaczona, a po policzkach popłynęły mi łzy, które szybko wytarłam. Przerzuciłam broń przez ramię i wyszłam ostrożnie z budynku, gdzie cicho zagwizdałam na swojego konia Desperada.
https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/8e/34/49/8e3449c8927fd473cac2b2cf9f125afa.gif
Kary ogier przydreptał od razu i podszedł do mnie spokojnie. Dałam mu kostkę cukru w nagrodę że jest grzeczny oraz że wiernie mi towarzyszy. Pogłaskałam go jeszcze po czole i za uchem tak jak lubił i wskoczyłam na jego grzbiet.
- Do domu koniku - powiedziałam cicho, a on ruszył od razu kłusem, a następnie przeszedł w galop. Wiedział że nie za bardzo cieszę się z powrotu do domu, dlatego się nie spieszył. On wiedział co czuję, gdyż świetnie wyczuwał moje emocje. Muszę jeszcze uzupełnić zapasy jedzenia i wody, no i znowu na jakieś misje! Byle by tylko nie myśleć o Jackobie... Boże znowu o nim myślę! skarciłam się w myślach i skupiłam się jakoś na jeździe ale marnie się czułam. Można by rzec, jak istny wrak człowieka. Teraz doskonale rozumiałam zranionych ludzi, którzy obrywali solidnie prosto w serca przez swoich partnerów, czy też partnerki!
Wjechałam na plac na koniu, któremu kazałam iść do stajni by troszkę odpoczął, co zrobił bardzo szybko, gdyż takie wyprawy dla niego też nie były zbyt przyjemne, zważywszy że musieliśmy omijać duże hardy zombie, a spanie nawet w takich warunkach, ze świadomością że chwila nieuwagi może cię kosztować życie nie jest zbyt miała. Weszłam do ratusza i od razu skierowałam się do tablicy misyjnej, gdzie już sobie wybrałam jakieś misji nowe, lecz niestety, albo i stety złapał mnie wujek.
- Idź to Jackoba... Tak wiem co robił, ale to nie jego wina... Chciał, żebyś byłą bezpieczna! Idź a on wszystko ci wyjaśni - stwierdził patrząc na mnie spokojnie.
- Nie mam o czym już z nim rozmawiać! - powiedziałam zła.
- Tamarciu... Posłuchaj mnie i pójdź do niego! On jest załamany i nawet niedawno się pociął... - zdradził troszkę, a ja westchnęłam.
- I tak wykrzyczy mi wszystko w twarz jaka ja to jestem okropna więc po co? - powiedziałam bez sił, na co pokręcił przecząco głową - Pójdę tylko dlatego że będziesz mi truć - mruknęłam, wyminęłam go i zaczęłam z ogromną niechęcią iść do pokoju Jackoba. Mam Bor'a, więc może sobie w łeb strzelę mruknęłam ponuro w myślach i stanęłam przed drzwiami mojego chłopaka. Nawet nie zapukałam tylko weszłam do środka i zobaczyłam go siedzącego na łóżku, ze spuszczoną głową.
- Jackob? - szepnęłam prawie niesłyszalnie i po raz kolejny przygnębienie mnie dopadło, bo już przerabiałam tą "scenę" kilka razy i za każdym razem kończyło się to tak, że na mnie wrzeszczał, albo po prostu wychodził wściekły, zostawiając mnie płaczącą samą...

< Jackob? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz