środa, 28 czerwca 2017

Od Rekera cd. Kiary

Kiedy  z naprzeciwka ktoś zaczął świecić latarkami popatrzyłem na to zjawisko dość nie pewnie. Z jednej strony mogli być to żołnierze z naszego obozu a z drugiej natomiast wrogowie, którzy z pewnością rozstrzelaliby nas od razu... Cóż byliśmy teraz zbyt słabi na walkę a skoro ten duch Tim zniknął to znaczyło, że jesteśmy już bardzo blisko wyjścia na powierzchnię. Dzięki, że uzdrowiłeś ją chodź trochę - pomyślałem patrząc spokojnym wzrokiem na ukochaną, którą cały czas dzielnie niosłem na swoich rękach. Zaczęliśmy powoli iść w stronę świateł latarek przygotowani oczywiście na ewentualny atak, który na szczęście nie był potrzebny, gdyż zobaczyliśmy ludzi ze swojego obozu! Było ich dwudziestu sześciu a gdy nas tylko zobaczyli od razu podbiegli dopytując się nas co się stało, że nie wracaliśmy do obozu przez dwa dni! Nie mogłem w to uwierzyć, że czas nam tak szybko przeleciał!
Postawiłem ostrożnie Kiarcię na ziemi stając za nią by w razie czego ją asekurować po czym podeszliśmy do naszych wierzchowców by się ich trochę podeprzeć. Czułem jakby moja noga została rozszarpana przez bulteriera, ale na mojej twarzy nie dało się znaleźć ani odrobiny bólu. Część żołnierzy zabrała chorych i ciężko rannych by wrócić do ratusza jeszcze wcześniej. Kiedy wyszliśmy na powierzchnię od razu uderzyły w nas pierwsze promienie jesiennego słońca, które jak na tę porę roku były dosyć ostre. Miałem zamiar już wsiadać na Persefonę, która aż paliła się do galopu i cwału, ale za ramię złapał mnie Dan przez co miałem ochotę zapiszczeć z bólu, ale jakoś się powstrzymałem i spojrzałem na niego obojętnym wzrokiem.
- Ktoś pojedzie z tobą, bo z konia spadniesz - stwierdził na co od razu zaprzeczyłem ruchem głowy.
- Nie! Mi nic nie jest - mruknąłem krzyżując ręce na piersi.
- Ta jasne a w zimne mamy plus 26 na termometrach! - odmruknął mi na co machnąłem niedbale ręką.
- Nic mi nie będzie - stwierdziłem i gdy już miałem włożyć nogę w strzemię jęknąłem cicho z bólu, gdyż działanie przeciwbólowych dobiegło końca.
- Taaaaa... Nic ci nie będzie - westchnął i wyjął igłę z środkiem usypiającym przez co miałem go ochotę zagryźć. Zrobiłem kilkanaście uników, ale w końcu złapał mnie drugi żołnierz no i Dan dopiął swego, gdyż moja głowa opadała no i odpłynąłem do krainy snów.
*****
Kiedy się obudziłem pierwszym co zobaczyłem był biały sufit, który w prost "kocham" bo świadczy o tym, iż trafiłem na medyczny! Boże nie da się tego przemalować na ładniejsze barwy? - pomyślałem mrużąc oczy, które już po chwili przystosowały się do oświetlenia panującego na oddziale. Nie zastanawiając się dłużej, podniosłem się do siadu oraz spojrzałem najpierw na swoją usztywnioną nogę a potem dopiero dotknąłem swojego zabandażowanego boku. Jak się okazało to nie były jedyne uszkodzenia na moim ciele, gdyż jeszcze w bandażu miałem całe przed ramię i głowę, którą nie wiem jakim cudem, ale chyba rozbiłem! Kurna kto mną rzucał?! - pomyślałem zaczynając się rozglądać i gdy tylko znalazłem na łóżku po prawej stronie Kiarcię od razu do niej jakoś podszedłem oraz usiadłem na jej łóżku, głaszcząc ją po jej cudnej głowie.
Nie chciało mi się tutaj siedzieć, ale chciałem poczekać na przebudzenie swojej przepięknej księżniczki. Nie byliśmy na oddziale głównym gdzie pewnie zaniesiono nowych ludzi więc panował tutaj całkowity spokój. W sumie to oprócz nas nikogo tutaj nie było więc nikt na mnie jeszcze nie mruczał, że mam leżeć. Sięgnąłem do lewej kabury udowej a tu lipa... rozbroili mnie! Kurde a jakby coś się stało?! Czym ja mam się bronić?! Skrzywiłem się nieco a w tedy poczułem delikatny dotyk na swoich plecach dlatego spojrzałem na moją żonę, która właśnie się przebudziła. Posłałem jej radosny uśmiech i pocałowałem w usta.
- Jak się czujesz księżniczko? - zapytałem zmartwiony.

<Kiara? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz