wtorek, 27 czerwca 2017

Od Reker'a cd. Kiary

Czułem jakby moja noga była pokruszona na milion kawałków... Do tego jeszcze czułem, że mam coś z żebrem, ale nikomu o tym nie mówiłem, bo po co? Pewnie to było tylko spowodowane stłuczeniem na skutek upadku... Kiedy usztywniono mi nogę od razu zacząłem szukać Kiarci, którą szybko znalazłem i już wiedziałem, że jest z nią źle. Odwzajemniłem jej uśmiech i jakoś się do niej przyczołgałem oraz ostrożnie ją do siebie przytuliłem.
- Boli cię? - zapytałem z troską. Nigdy nie lubiłem jak ktoś cierpi a jeśli chodzi o moją rodzinę mam ochotę wyć, że nie dałem rady jej ochronić przed wypadkiem... Zaczynam być powoli do niczego...
- Nie - odpowiedziała mi, ale ja wiedziałem, że kłamie bym się nie martwił dlatego szybko podałem jej jakieś przeciwbólowe by tak bardzo nie cierpiała - Nie potrzebnie... - dodała a ja pogłaskałem ja po głowie.
- Potrzebne są byś nie cierpiała księżniczko - rzekłem i siedząc przy niej rozejrzałem się dookoła. Dzieci były najbardziej przerażone, ale cóż się dziwić... Konstrukcja była solidna a tu nagle bum i jesteśmy na dole! To w ogóle możliwe?! Tyle lat a teraz wszystko musiało się popsuć! Szczęście, że koniom nic się nie stało... Kiedy wszyscy byli już opatrzeni jakoś wstałem na proste nogi co łatwe w żadnym stopniu nie było. Potem zabrałem ukochaną na ręce i jak gdyby nigdy nic zacząłem rozglądać się za drogą, która zaprowadziłaby nas do wyjścia. Jak zwykle nowi ludzie mieli niezwykłe zdziwko, że potrafię zrobić coś takiego i bez żadnych jęków... W ogóle dla nich to pewnie cud, że potrafię chodzić i nosić kogoś z tak rozwaloną nogą. Korytarze były zbyt niskie by jechać konno dlatego musieliśmy sobie jakoś radzić. Co jakiś czas mieliśmy postoje... Brałem w cholerę przeciwbólowych gdy nikt nie patrzył... Często drżały mi mięśnie co mi się wcale nie podobało dlatego podczas jednego z postoi poszedłem do Willa by popilnował Kiarci.
- Brat nie oddalaj się - rzekł na co przewróciłem oczami i machnąłem ręką - W ogóle to nie powinieneś chodzić! - dodał jeszcze a ja popatrzyłem na niego spokojnie.
- Nie boli mnie! Dam sobie radę! Brat popilnuj Kiary pięć minut jak nie miej i jestem - stwierdziłem na co westchnął.
- No dobra... Jak coś się dzieje to wołaj! - stwierdził i poszedł do mojej żony a ja jakoś pokuśtykałem do ciemnego zaułka gdzie zacząłem się z wierzchu oglądać a kiedy stwierdziłem, że żadne cholerstwo się do mnie nie przyczepiło wyszedłem i... i... mnie postrzelono! Kurwa - pomyślałem opierając się o ścianę i trzymając za ranny bok, który zalał się obficie czerwoną cieczą. Will i Mike od razu mnie dopadli i zaczęli zajmować się raną... Coś tam do mnie gadali, ale ja nie słyszałem, bo słuch dopiero wrócił mi po zakończeniu całej akcji. W sumie miałem gdzieś kto we mnie strzelił, ponieważ od razu wstałem i zabrawszy Kiarcię na ręce ruszyłem przed siebie.
- Kochanie odpocznij - próbowała mnie jakoś powstrzymać przed dalszą drogą.
- Nie... Potrzebujesz pomocy - stwierdziłem a w tedy przed sobą zobaczyłem... Ducha?! - Widzisz to co ja? - zapytałem ją na ucho.

<Kiara? :3 Duuuuchy xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz