czwartek, 1 czerwca 2017

Od Erica cd. Kiary & Tiji

Broń jest, nóż jest, noże do rzucania są, Diablo czeka już na dole... Wiem rękawiczki! - pomyślałem i od razu sięgnąłem do szafy po rękawice taktyczne.
Chodź munduru na sobie nie miałem i ich nie cierpiałem to zawsze jeden wisiał w szafie na wieszaku jak ja to mówię "na wszelki wypadek" lecz jeśli chcecie mnie w nim teraz zobaczyć to możecie sobie to tylko wyobrażać! Kiedy uznałem, że już wszystko mam, na wszelki wypadek przeładowałem jeszcze broń i wyszedłem z pokoju kierując się na dół. Moi ludzie byli normalnie wszędzie pilnując całego terenu wraz ze szpiegami czającymi się w cieniach by żaden wróg nie mógł się prześlizgnąć. Wiedziałem, że jak kogoś zobaczą bez naszywki to od razu strzelą by przez przypadek wróg nie miał szans nas zaatakować a jakby był to ktoś szukający schronienia zabierze się go na medyczny gdzie profesjonalnie się nim zajmą. Na placu czekali już moi żołnierze, gang, gang Kiary no i oczywiście Duchy. Olivier nie mógł uwierzyć w to co widzi, ale gdy przywitałem się z Robertem postanowił się nie wtrącać, bo po tym geście widział, że są dobrzy tak samo jak Smoki.
Wyruszyliśmy od razu a na czele jechałem ja, Kiara, Olivier, Ramon i Robert. Noc dzisiaj była wyjątkowo spokojna, ale jednak "atrakcji" w formie zombie nie brakowało, ale dzięki Bogu były to tylko małe grupki zdechlaków. Zatrzymaliśmy się dopiero blisko obozu Sea of blood... Mówiąc szczerze za ciekawie to nie wyglądało więc od razu wybraliśmy strategię i pierwszym naszym ruchem było oczywiście rzucenie im w prezencie granatów dymnych i błyskowych by polepszyć nam szarże, która nastała dosłownie po pięciu sekundach od wybuchu granatów. Wszędzie było słychać strzały, krzyki, rżenie koni, które zaczęły ukrywać sie w bezpiecznych miejscach. Wszyscy zachowywali się jak wściekłe psy specjalnie wyćwiczone i rozwścieczane przez treserów więc nie było kogo oszczędzać! Trupy padały jeden za drugim, ale ja najbardziej szukałem w tym całym bajzlu ich zakichanego przywódcy, który chyba zwił nawet z pola walki i zaszył się w jednym z budynków. Omijałem pociski slalomem przez co poczułem się trochę jakbym miał nadprzyrodzone moce, lecz to miało swoje plusy, bo nie zostałem trafiony... No chyba, że zostałem i tego nie odczuwałem.
W końcu po jakiejś godzinie zabijania i szukania tego ścierwa znalazłem go w jednym z pomieszczeń jak stał uśmiechnięty z twarzą w stronę skierowaną do okna. Nie chcąc marnować czasu podszedłem do niego bezszelestnie z nożem w ręku, lecz gdy zobaczył mnie w odbiciu szyby miał już broń białą wbitą w plecy.
- Z czego się śmiejemy? - zapytałem groźnym tonem głosu a on na mnie fuknął próbując mnie zaatakować, lecz przycisnąłem go silnie do szyby i wbiłem ostrze jeszcze głębiej - Nie masz szans więc się nie sil kundlu... - prychnąłem.
- Zamknij się szczeniaku - warknął próbując się wyrwać, ale w ten sposób jeszcze bardziej się wykrwawiał więc nie chcąc się wybrudzić wyjąłem z jego pleców ostrze noża i odsunąłem kawałek przez co upadł na pysk a ja przygniotłem go butem do ziemi.
- Sam się zamknij kundlu... - odwarknąłem lodowato - Nie wiesz z kim gadasz... Głupie ścierwo! - fuknąłem jeszcze a widząc, że już zdycha uśmiechnąłem się z pogardą a w tedy do moich uszu doszły jakieś jęki bólu oraz płacz dziecka więc gdy tylko skonał poszedłem szukać tego od kogo pochodzą te dźwięki. Szedłem z dobre piętnaście minut aż trafiłem do czegoś w rodzajów lochów. Było tu chyba z 52 ludzi w tym nawet dzieci... Nie wyglądali najlepiej a gdy tylko poświeciłem latarką od razu skuli się bardziej i oddalili w kąty cel. Matko Boska co oni im zrobili? - pytałem sam siebie idąc prostą linią i szukając kluczy. Kiedy już sięgałem po metalową obręcz z kluczami usłyszałem kroki więc odwróciłem się w stronę schodów celując tam z broni palnej, lecz gdy zobaczyłem Kiarę szybko ją spuściłem - Pomożesz mi? - zapytałem gdy ona rozglądała się po tym miejscu.

<Kiara? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz