sobota, 27 maja 2017

Od Troian cd. Aikena

Szłam szybkim krokiem w kierunku obozu Duchów. Miałam odebrać od nich część z obiecanego jedzenia oraz dostarczyć mieszkańcom tamtego obozu Antyzynę. Droga dłużyła mi się niemiłosiernie, a plecy wręcz błagały, abym dała im odpocząć. Nie mogłam pozwolić sobie jednak na postój, bo nie tylko wiązał się on z ryzykiem spotkania zarażonych 'kolegów', ale też z opóźnieniem transakcji. Szłam i co chwilę zmieniałam sposób niesienia plecaka. Raz miałam go na plecach, a już po chwili na brzuchu, a w kolejnej minucie niosłam go w rękach. Jedynym szczęśliwym aspektem tamtego dnia było to, że zombie nie pojawiały się często. Owszem, słyszałam co jakiś czas charkanie lub pojękiwanie, ale odgłosy dobiegały z daleko. Byłam już niedaleko mojego celu, gdy nagle zobaczyłam małą postać, która stała kilkanaście metrów przede mną. Zaczęłam powoli wyciągać broń, której i tak bym nie użyła. Nagle mały, jak mi się wydawało, zombie po prostu zaczął uciekać. Tak nie zachowywały się nawet zombie-dzieci. Nadal trzymając pistolet w dłoni ruszyłam za oddalającą się sylwetką. Ta po chwili przewróciła się i pomimo prób nie mogła wstać z ziemi. Ostrożnie podeszłam do postaci. Na podłożu leżał chłopiec, a obok niego stał pies, który szczekał na mnie. Młody miał dużo szczęścia, że nie spotkał zarażonego, tylko mnie. Dziecko przytuliło do siebie zwierzaka, a ten uspokoił się. Chłopiec patrzył z niepokojem na trzymaną przeze mnie broń. Schowałam ją, a następnie ukucnęłam obok chłopca i jego psa. Powoli przybliżyłam dłoń do głowy zwierzaka i ostrożnie pogłaskałam za uchem. O mały włos nie przypłaciłam tego zachowania ugryzieniem. Przyjrzałam się dokładnie twarzy napotkanej osoby. Dzieciak miał mniej niż dziesięć lat. Chyba od dawna porządnie się nie najadł, bo według mnie był za chudy.
- Idziesz ze mną - zadecydowałam i wstałam.
Chłopiec nie ruszył się jednak z miejsca.
- Nie znam cię - wyszeptał.
- Troian Walker - powiedziałam. - A teraz chodź.
Dzieciak próbował wstać, ale jedna z jego nóg była mniej sprawna. Przełożyłam plecak na klatkę piersiową, a następnie ukucnęłam przed chłopczykiem. Kazałam mu wejść sobie na plecy. Te z trudem, ale jednak, wypełnił polecenia. Nie miałam jeszcze pomysłu, co z nim zrobię, ale wiedziałam, że zostawienie go samego na pastwę zombie nie było dobrym pomysłem. Mogłam zostawić go o Duchów i to oni dalej by się nim zajęli lub zanieść go do Przemytników. Ewentualnie później ktoś przerzuciłby go do jeszcze innego obozu.
- Dokąd idziemy? - zapytał cicho chłopiec.
- Do obozu, mam tam interesy - oznajmiłam krótko. - Jak właściwie masz na imię?
Dziecko zawahało się, ale po chwili dopowiedziało.
- Aiken. A to moja sunia - Echo.
Suczka dreptała tuż obok moich nóg. Po kilkunastu minutach dotarliśmy do Wieży. Nie musiałam się nawet zbytnio zagłębiać w budynek, aby napotkać obozowicza, który miał ze mną wymienić towar. Oddałam mu Antyzynę, a ten przekazał mi spory zapas żywności. Jedzenie nie zmieściło mi się w całości do plecaka, więc resztę schowałam do torb, które zawiesiłam sobie na ramionach. Spojrzałam na Aikena.
- Aiken, chcesz zostać tutaj, czy idziesz ze mną do innego obozu? - zapytałam.

<Aiken?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz