sobota, 27 maja 2017

Od Ruvika cd. Tamary

Wściekłość i chęć mordu tylko to teraz siedziało mi w głowie! Nie potrafiłem się na niczym innym skupić jak na szukaniu wroga a raczej żywego człowieka, którego miałem ochotę zabić i tyle. Słyszałem ich bicie serce, szum krwi, głosy, kroki... Czułem się jak dzikie zwierze szukające swojej ofiary. To wszystko było takie nienormalne, nie logiczne... w jednej chwili radość, spokój, smutek z powodu przeszłości tamtej dziewczyny a teraz zachowuje się jakby mnie demon jakiś opętał! Mijałem innych z zawrotną prędkością nie martwiąc się, że na kogoś wpadnę czy też przewrócę musiałem dopaść tego kogo tu wyczułem... musiałem to zrobić a raczej potrzebowałem by moja dusza się uspokoiła. Przywarłem plecami do ściany korytarza i pomimo tego, iż miałem pewność, że mnie nie zobaczą wolałem najpierw zobaczyć swój cel. Oni byli inni, jacyś dziwni... nie przypominali żołnierzy a jak nimi nawet byli to co to za moda na czarne stroje? Mieli naszyte jakieś dziwne naszywki... Demon? Rokita? Boruta? O co w tym wszystkim biega?! To jacyś sataniści czy co?! Nie wytrzymując już jednym ruchem ręki zgasiłem wszystkie światła pozostawiając jedynie oświetlenie jakie sprawowało słońce.
- Co jest?! - krzyknął jakiś młody chłopak obracając się w okół własnej osi.
- Generatory pewnie padły... - westchnął chyba najstarszy - Nie panikujcie przecież to nic - dodał rozbawiony odwracając się twarzą do nich. W ręku dzierżył broń palną co mnie nie zdziwiło, bo niestety trwa jakaś apokalipsa... Tak zombie kilka razy na oczy z okien szpitala widziałem, ale nigdy z bliska, bo nawet te potwory bały się tutaj przychodzić.
- No nie wiem... ponoć tutaj straszy - odezwał się kolejny chłopak.
- Chyba nie wierzycie w duchy? - zaśmiał się - One nie istnieją - dodał z małym syknięciem a ja już nie wytrzymując podbiegłem do ich grupki szybkim krokiem oraz zabiłem ich bez wahania, lecz to nie wyładowało mojej wściekłości do końca.
Popatrzyłem na zwłoki obok których zaczęła pojawiać się coraz większa kałuża krwi... Nie miałem pojęcia czy to cholerstwo zostanie kolejną duszą do błąkania się po tym miejscu czy też dadzą jej odejść do nieba więc nie chcąc tego sprawdzać już teraz, ruszyłem szukać reszty żywych ludzi, którzy tutaj weszli... Biegałem po korytarzach jak szalony stosując wszelakie skróty i od czasu do czasu zdarzyło mi się podrapać w biegu ścianę swoimi paznokciami. Sami wpakowaliście się w ten horror - powiedziałem sam do siebie czując, że zbliżam się do dwójki celów coraz bardziej.
Nagle wychodząc zza zakrętu zobaczyłem Tamarę i Reker'a... dziewczyna chyba miała połamane żebra czyli zaliczyła spotkanie z inną złą duszą dla której liczy się tylko zemsta. Poczułem smutek, lecz gdy chciałem podejść ją uleczyć znowu poczułem ten silny ból a moje myśli zaprzątała Laura co spowodowało kolejny napływ wściekłości! Już zaczynałem na nich szarżować, lecz w tedy ktoś złapał mnie za rękę, którą wykręcił mi do tyłu... Zostałem uderzony solidnie w głowę po czym wylądowałem na ścianie... Pewnie gdybym był człowiekiem połamałby mi wszystkie kości teraz nie poczułem bólu fizycznego, ale lekki psychiczny, że znowu dałem się pokonać... Isaac, bo tak nazywała się dusza, która powstrzymała mnie przed zabiciem tych dzieci pogroził mu palcem i skarcił wzrokiem, lecz na tym się nie skończyło, gdyż podszedł do piwnookiej i dotknął delikatnie jej żeber, które pewnie wróciły do normalnego stanu. Korzystając z jego nieuwagi zwiałem do swojego "pokoju" ale w między czasie zrzuciłem ze ściany poniszczony obraz, który spadł z hukiem na ziemię. Będąc już w odpowiednim pomieszczeniu osunąłem się po ścianie i usiadłem w tym samym koncie pokoju gdzie kuliłem się po raz pierwszy gdy tu trafiłem. Nie kochaliście mnie... - westchnąłem w myślach obserwując pomieszczenie. Tynk sypał się już ze ścian, na których i tak zapisał się pamiętny wybuch... Ten pokój miał wiele tajemnic, był cały przesiąknięty moim bólem i cierpieniem, na ścianach często pokazywała się krew... krew wspomnień... Łóżko było całe poniszczone więc strach było nawet na nim siadać... W centrum pomieszczenia stały ołowiane żołnierzyki, którymi za dziecka uwielbiałem się bawić... Co prawda nie miały one często rąk albo i nóg, ale mi to nie przeszkadzało... Cóż znalazłem je więc były i są moje! MOJE! Moje i nikogo więcej... Miałem nawet pięć koni, na których zasiadali żołnierze, ale jak da się domyślić konie też były marnie odwzorowane... Nie chciałem jak na razie stąd wychodzić, wolałem posiedzieć w ciszy i odpocząć... odpocząć od tego wszystkiego... Dlaczego los mnie tak pokarał? - zapytałem sam siebie, lecz odpowiedź nie nadeszła. Nie miała prawa nadejść... przynajmniej nie teraz...

<Tamara? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz