sobota, 27 maja 2017

Od Tamary cd. Ruvika

Byłam tym wszystkim zmęczona i to bardzo! Już sama nie wiedziałam ile my tu jesteśmy! Wydawało mi się że niby kilka dłuuuuugich godzin, lecz w podświadomości czułam że jest zupełnie inaczej. Zmęczenie dawało mi siwe znaki, lecz kiedy jeszcze tułałam się sama po świecie, nauczyłam się nie spać po nocach tylko funkcjonować dalej, lecz to oczywiście było kosztem mojego zdrowia, gdyż mój organizm nie miał jak wypocząć i się zregenerować tak, jak w trakcie snu!
No cóż... Jakoś trzeba było sobie radzić mimo wszystko! Kiedy się uspokoiłam, poszłam z bratem dalej korytarzem, który był oświetlany dzięki świecącym lampom, choć już doskonale wiedzieliśmy, że to przez duchy, a nie dzięki temu ze działają generatory, bo po prostu minęło troszkę czasu i nie było szans żeby zapasowe generatory dociągnęły pracę przez ponad rok po apokalipsie! A to że nastąpił wybuch i ich nie było to druga sprawa...
Doszliśmy do kolejnego rozwidlenia i od razu pojawiła mi się przed oczami sceneria, jak dziewczyna nie chce iść na "badania" i próbuje uciec, ale niestety nie miała szans z dwoma silnymi mężczyznami, którzy później przypięli ją i tak do łóżka, a w "nagrodę" dostała kilka godzin dłuższych katuszy związanych z eksperymentami na ludziach.
http://25.media.tumblr.com/b55a966746fb87d7c76f2a98b935e583/tumblr_mh8h2zsmVZ1rd095bo1_500.gif
Dziewczyna miała na imię... Lusi... Lusi Dajmondin. Miała dwadzieścia dwa lata i trafiła do psychiatryka bo rozmawiała z niewidzialnymi ludźmi, lecz ja wiedziałam że pewnie tak jak ja czy Reker, potrafiła się porozumiewać z duchami, a z tego co słyszałam, to bardzo rzadki dar, tylko nie potrafiłam zrozumieć dlaczego akurat my!
Później zmarła przy eksperymentach, lecz oczywiście nikt po niej z lekarzy nie płakał, bo wiedzieli że zawsze nowe "kundle" się znajdą do robienia na nich eksperymentów... W jej wypadku serce nie wytrzymało i stanęło. Smutna i tragiczna w sumie śmierć! A nawet bardzo tragiczna!
Później poszłam z bratem do jakiś łazienek. On sprawdzał męską, bo coś go tam ciągnęło żeby to sprawdzić, a ja z nudów poszłam sprawdzić damską. Oczywiście drzwi były wyrwane na skutek wybuchu jak nastąpił w trakcie pożaru, kiedy to wybuchł gaz. Przejrzałam się w lustrze i było po mnie widać, że mam troszkę nadwątlone siły...
Nie spodziewałam się że w kranie płynie woda, ale ten kto nie ryzykuje podobno traci podwójnie, więc tym razem wyjątkowo zaryzykowała i o dziwo była! Nie wiedziałam tylko czy to nie przypadkiem kolejna sztuczka duchów... Kiedy zaczęłam przepłukiwać
twarz wodą by jakoś pobudzić organizm do działania, lecz wtedy poczułam jakby ktoś dotknął palcami moich włosów! Skłamałabym gdybym powiedziała że się nie przestraszyłam, bo wystraszyłam się jak cholera!
Podniosłam wzrok, mając nadzieję że to mój brat, lecz to był ktoś zupełnie inny... Twarz miał poparzoną od wybuchu i wyglądał jak istne straszydło, lecz coś w moim wnętrzu znowu inaczej zareagowało i nawet nie pisnęłam! Widziałam go tylko dwie sekundy, ale to wystarczyło. Wtedy usłyszałam jego głos w swojej głowie: Wiem, że wyglądam jak potwór, ale nie bój się... nie zrobię ci krzywdy - rzekł do mnie w myślach.
- Nie boję się Ciebie! To nie Twoja wina że tyle przeszedłeś - szepnęłam w odpowiedzi, a wtedy usłyszałam głośne krzyki i śmiechy, nie należące do żadnych które znam z obozu czy też dusz, które tutaj mieszkają... Wiedziałam że to wrogowie, a po chwili uczucie obserwowania mnie zniknęło, więc pewnie dusze się wnerwiły i tam się skierowały. Zawsze wiedziałam że trzeba szanować zmarłych i do tej pory tak uważam!
Woda przestała lecieć z kranu więc już znalazłam odpowiedź czy jest tu woda, bo jej nie ma! Po prostu ktoś mi ją wyczarował i tyle! Wyszłam z łazienki, a wtedy poczułam jakby coś chciało mnie gdzieś zaprowadzić, tyle że... jakby budynek mnie kierował!
Mimo obawy poszłam za tym dziwnym uczuciem, które mnie prowadziło i pokazywało dokładną drogę gdzie mam zmierzać. Po około trzydziestu minutach, dotarłam do jakiegoś pokoju. Były tam porozrzucane żołnierzyki, których było z dwadzieścia pięć, oraz jeden zniszczony żołnierzyk na koniu. Z początku nie wiedziałam o co w tym chodzi, dlatego budynek nakierował mnie na odpowiednią drogę...
Kazał mi się schylić pod łóżko i coś wyciągnąć co czułam doskonale! Nie czułam zagrożenia, więc mimo wszystko dość pewnie się schyliłam i zaczęłam szukać czegoś dłonią, a po chwili trafiłam na jakby wykałaczkę czy coś... Wyjęłam to i gdy to zobaczyłam z bliska, zorientowałam się że to musi być mieczyk do jednego z żołnierzyków.
Poukładałam wszystkie dokładnie, bo widziałam gdzie stały po dużej ilości kurzu, której tutaj nie brakowało! Później przyczepiłam jakoś mieczyk do żołnierzyka, który zabłysł leciutko pod moimi opuszkami palców i się trzymał! Nie wiedziałam za bardzo co to, wiec zwaliłam to na iluzję albo przywidzenie. Kiedy już je pookładałam, nagle zobaczyłam wizję w której jeden z "lekarzy" zabrał chłopcu żołnierzyka z koniem, którym się bawił i rozerwał go z ogromną siłą po czym zadeptał i się rozkruszył...
Czułam smutek tego dziecka! Jego rozpacz, ból i strach... Kiedy wizja minęła, spojrzałam właśnie w miejsce, gdzie leżał ten koń i żołnierzyk. Był rozsypany na kawałeczki, lecz mimo wszystko coś jakby ciągnęło mnie do niego, więc podeszłam ostroznie i wzięłam w dłonie wszystkie fragmenty tej zabawki, po czum zakryłam wszystko drugą dłonią, zamknęłam oczy i się skupiłam, wpadając w jakiś dziwny trans... Wiem że szeptałam jakieś słowa, coś o zjednoczeniu się czy coś, nie pamiętam! W każdym razie, kiedy otworzyłam dłonie i zdjęłam dłoń z żołnierzyka i konia, ujrzałam że figurka jest cała!

< Ruvik? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz