- Tamara gdzie byłaś?! Martwiłem się! - powiedział zmartwiony brat.
- Reker ja mam już dość tego miejsca braciszku! Zabiłam kilku wrogów, ale mam dość tego miejsca! Taki stres nie jest tutaj tego wart.... - powiedziałam zestresowana.
- Tamara... Mnie też nie podoba się to miejsce i najchętniej bym wyszedł, ale jeśli teraz uciekniemy stąd, nasz obóz, nasi przyjaciele i rodziny będą w poważnym niebezpieczeństwie! Zabiją naszych z zimna krwią ciesząc się przy tym! Musimy temu zapobiec, a kluczem jest wykonanie tej właśnie misji - westchnął ciężko - Uwierz mi siostrzyczko ze ja też naprawdę bym już dawno stąd zwiał i to w tej chwili gdy przekroczyliśmy te przeklęte drzwi, lecz teraz jest już za późno by się wycofać... - dodał i spojrzał na mnie, po czym pogłaskał mnie po głowie - Jakoś damy sobie radę siostrzyczko! Będę Cię chronił... - uspokoił mnie nieco.
- Zawsze mnie chronisz a później na medycznym w stanie krytycznym lądujesz - mruknęłam.
- Jestem starszym bratem i muszę chronić swoje małe siostry! - powiedział uśmiechając się lekko.
- Dbałbyś też o siebie przynajmniej! Nie jestem już taka mała! - mruknęłam na co westchnął.
- Dobrze będę uważał! - mruknął.
- Zawsze tak mówisz i nigdy tego nie robisz - stwierdziłam.
- Tamara! - mruknął.
- Reker! - fajnie że też znam Twoje imię braciszku - powiedziałam rozbawiona, przez co wywrócił oczami.
- Wredota z Ciebie jak zawsze - dodał i ruszyliśmy.
Cały czas miałam odczucie że coś nas tu nie chce, a poza tym czułam się coraz gorzej... Im głębiej się zapuszczaliśmy, tym bardziej musiałam się zmuszać do pionu. W końcu po jakiś dwóch godzinach, nie byłam w stanie dalej tak iść i wyciągnęłam prawą rękę i zaczęłam kierować się w stronę najbliższej ściany, czując ogromny ból! Serce waliło tak jakby zaraz miało mi stanąć, bo biło bardzo nierównym rytmem... Nogi drżały tak samo jak i ręce, przez co było mi trudno utrzymać broń w ręce, lecz jakoś zmusiłam się do jej zaciśnięcia, choć nie było łatwo!
Kiedy dotknęłam ściany ręką, natychmiast się po niej osunęłam na podłogę, kompletnie bez sił. Brat od razu zauważył że coś jest ze mną nie tak, więc podbiegł do mnie i od razu usiadł obok mnie, oglądając mnie.
- Tamara co się dzieje?! - spytał spanikowany - Patrz na mnie! Co się dzieje?! - pytał.
- Nie wiem... - powiedziałam z wyraźnym bólem kuląc się.
- Powiedz! Masz jakąś ranę o której nie powiedziałaś? Jesteś chora? - dopytywał zmartwiony.
- Jeden raz na misji ukłułam się, a właściwie ktoś mnie czymś ukłuł ale to zignorowałam bo szybko rozprawiliśmy się z wrogiem... Od tamtego czasu słabo się czułam ale takich objawów nie miałam! - powiedziałam słabo.
- Kiedy to było? - spytał.
- Jakieś dwa tygodnie temu - jęknęłam po poczułam jak zakuło mnie w sercu.
- Trucizna... - powiedział przerażony - Wstrzyknęli Ci truciznę! To jedna z tych wolno działających lecz robiących największe spustoszenie w organizmie - dodał przestraszony i zaczął szukać jakiś leków po torbach.
- Co robisz? Nie marnuj leków, którym mogą uratować życie! - jęknęłam słabo.
-Twoje życie jest właśnie zagrożone, wiec nie gadaj głupstw! - powiedział i szybko coś mi wstrzyknął.
- Co to? - spytałam.
- Antyzyna... Jak na razie pomoże ale na krótką metę! Musimy znaleźć się w obozie żeby zbadali truciznę i podali Ci antidotum - powiedział poważnie.
- Nie! Nie możemy porzucić misji! - zaprotestowałam - Sam mówiłeś ze to ważna misja! - dodałam.
- Nie wtedy, kiedy w grę wchodzi Twoje życie Tamaruś! - powiedział stanowczo.
- Jeśli ja mrę to pół biedy! Jeśli zginie przeze mnie piętnaście tysięcy osób, to wolę już dokończyć misję i umrzeć, niż żeby stało się na odwrót! - powiedziałam stanowczo.
- Jesteś uparta, lecz ja swojego zdania nie zmienię! Liczy się dal mnie Twoje życie! Jesteś moja siostrą! - powiedział szukając czegoś znowu w torbie lekarskiej.
Nagle poczułam jak coś ciepłego ścieka mi z twarzy, więc szybko wytarłam kapiącą substancję z twarzy i zobaczyłam na rękawie ze to... krew! Moja krew! Byłam zalana krwią i nie mogłam normalnie oddychać, więc zaczęłam lekko kaszleć, co było odruchem obronnym mojego organizmu. Brat zaczął szybko pochylać mi głowę, lecz jego kolano nie pozwalało mi upaść i roztrzaskać sobie głowy Położył mi chłodny okład z wody na kark, nos i czoło.
- Spokojnie! Zaraz minie... - powiedział spokojnie, co zaczynało działać powoli i już po trzech minutach przestała mi gwałtownie lecieć krew - Musisz odpocząć! - zarządził i wziął mnie na ręce oraz wszedł do jakiegoś pustego pokoju, gdzie był dobry widok na drzwi. Zamknął je i usiadł ze mną na kolanach w kącie wzdychając cicho.
- Boli Cię coś? - spytał.
- Strasznie serce i w ogóle jakby wszystkie narządy... - jęknęłam i zacisnęłam ręce na jego mundurze, kuląc się bardziej, bo w ten sposób, mój organizm starał sobie poradzić z bólem.
- Podam Ci przeciwbólowe - poinformował mnie i po chwili wstrzyknął mi całą zawartość strzykawki, lecz od razu poczułam się lepiej!- Lepiej? - szepnął tuląc mnie cały czas i nakrył kocem.
- Tak... - odparłam sennie i słabo - Ale i tak serce mi dygocze - dodałam.
- Jak troszkę odpoczniesz, wydostaniemy się stąd i wracamy na medyczny! Edward Ci pomorze jak zawsze! Zawsze nas ratuje z najcięższych sytuacji! - powiedział i pogłaskał mnie znowu po głowie gdy przysypiałam.
- Przepraszam... - szepnęłam.
- Za co? - zdziwił się.
- Znowu robię problem... - odparłam bardzo słabo i walczyłam o oddech oraz utrzymanie świadomości.
- To nie Twoja wina! Tylko naszych wrogów... Oni się nie przejmują życiem nawet swoich rodzin, bo też je zabijają w najgorszy sposób i brutalny, a co dopiero pomyśleć o nas... Robiłaś to co należało! Jestem z Ciebie dumny! Ja na Twoim miejscu robił bym to samo! Wyjdziemy z tego obiecuję! - powiedział spokojnie, ogrzewając mnie własnym ciałem - Nie poddawaj się tylko! - dodał.
- Nie poddam się... - szepnęłam już prawie zasypiając.
- To dobrze! A teraz śpij! Musisz nabrać energii... - powiedział, a ja zasnęłam, czując się przy bracie bezpiecznie, mimo tego że to miejsce nie zdawało się nas lubić, ale wiedziałam że brat nie da mnie łatwo skrzywdzić.
< Ruvik? ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz