sobota, 27 maja 2017

Od Aikena do Troian

Nie wiem, jak kiedyś wyglądało życie. Byłem wtedy młodszy, a kiedy wydarzyła się ta katastrofa, rozumiałem tylko tyle, że stało się coś złego. Mama zabrała mnie i Echo. Wyruszyliśmy w nieznanym kierunku. Nic nie rozumiałem. Czy to normalne? Dlaczego mama nagle tak się zmieniła, stała się jakby wystraszona i poważna? Czy zrobiłem coś nie tak? W każdym razie, bardzo się bałem. Nie wiedziałem także, przed czym mama starała się mnie chronić i przed czym tak czasami uciekaliśmy oraz się chowaliśmy. Mama mówiła, żebym zachowywał się jak najciszej potrafię, więc ją słuchałem. Nieraz słyszałem dziwne, straszne jęki. Nie wiedziałem, co je wydawało, ale musiało to być coś strasznego, skoro mama zawsze wtedy była przestraszona i mocno mnie przytulała. Pewnego dnia wszystko mi wytłumaczyła. Te odgłosy wydawały zombie, to przed nimi zawsze uciekamy. Są niebezpieczne, nie możemy pozwolić, żeby nas zaatakowały, bo ugryzieniem zarażają. Są tutaj przez wybuch bomby atomowej. Ogromnie mnie to przestraszyło, choć wciąż nie rozumiałem. Ale niedługo po tym po raz pierwszy ujrzałem zombie. A potem znów. I jeszcze raz. W końcu przyzwyczaiłem się do tego, że mogą gdzieś tutaj być i w każdym momencie zaatakować, ale wciąż za każdym razem, gdy o tym myślę, czuję, jakbym miał zemdleć. Nie możemy się ukryć, bo są wszędzie. Jest ich tak wiele… Trudno było to wszystko pojąć. Mama pewnego razu powiedziała mi, że gdy nie będzie już mogła mnie chronić, będę musiał sam sobie poradzić lub znaleźć innych ludzi, którzy mi pomogą. Nie. Powiedziałem, że nie. Powiedziałem, że ona mnie nie zostawi, że będziemy zawsze razem. Bo zombie nic nam nie zrobią. Cały ten czas dawaliśmy sobie radę, więc damy sobie radę i w przyszłości, prawda? Nic nie odpowiedziała. Tylko uśmiechnęła się i mnie przytuliła.
Kilka miesięcy potem, kiedy szukaliśmy jedzenia, nadepnąłem na dużą ilość szkła. Nie spodziewałem się, że przebije mojego buta. Ale ten był już stary… Mama opatrzyła moją ranę i powiedziała, że przez jakiś czas nie będę mógł chodzić z nią w poszukiwaniu jedzenia, żeby moja rana się zagoiła. Na początku starałem się upierać, że i tak pójdę, bo wszystko jest w porządku, ale w końcu niechętnie się zgodziłem. Dałbym sobie radę! Ale nie chciałem kłócić się z mamą.
Następnego dnia około południa mama znów poszła szukać jedzenia, a ja zostałem w kryjówce. Głaskałem Echo i rozglądałem się, bo nie miałem żadnego innego zajęcia. Wyszedłbym poszukać czegoś sam, ale skoro mama się nie zgodziła, musi być na to jakiś powód… Pozostało mi w takim razie tylko na nią czekać. Ale nie wracała. Nie wracała za długo. Było już całkowicie ciemno. Zwykle o tej porze była z powrotem. Pomimo coraz większego zmartwienia postanowiłem, że jeszcze trochę na nią poczekam, w końcu nie zawsze musi wracać o dokładnie tej samej porze... Nieświadomie zasnąłem. Gdy się obudziłem, wciąż było całkowicie ciemno. A mamy nie było. Nie mogłem dalej siedzieć w miejscu i czekać. Postanowiłem, że ją poszukam. Wstałem, ostrożnie, nasłuchując wyszedłem z kryjówki i zacząłem iść w kierunku, w którym szła mama kiedy ostatni raz ją widziałem. Echo poszła za mną. Każdy krok okropnie mnie bolał, ale starałem się nie zwracać na to uwagi. Musiałem ją znaleźć, mogła potrzebować pomocy…
Szukałem i szukałem, Echo węszyła, ale po mamie jakby nie było śladu. Powoli zaczęło robić się jasno. Nagle suczka zaczęła szczekać i gdzieś pobiegła, a ja poszedłem jak najszybciej dałem radę za nią. Zaprowadziła mnie w jakąś mniejszą uliczkę. Zobaczyłem coś leżącego na ziemi. Echo podbiegła do tego i zaczęła to wąchać. Co to może być? Zbliżyłem się ostrożnie. Zaraz… To człowiek! To… Mama! Pomimo ogromnego bólu nogi podbiegłem do niej. Leżała całkowicie nieruchomo. Nie była bardzo ranna, tylko jej szyja była lekko zakrwawiona. Wszystko powinno być w porządku… Tylko dlaczego ona wciąż tak leżała, nie ruszając się, jakby bardzo mocno spała. Spróbowałem ją obudzić, ale nie zareagowała. Spróbowałem jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze raz. Za każdym razem coraz bardziej przerażony.
- Mamo, wszystko w porządku? Szukaliśmy cię! Obudź się… - wciąż próbowałem. Co się stało? Czy mama jest chora? Czy może… o to jej chodziło, gdy mówiła, że kiedyś nie będzie mogła mnie już chronić? Poczułem, jak łzy napływają mi do oczu, a serce zaczyna boleć jak nigdy wcześniej. Nie, tak nie może być! Znów próbowałem ją obudzić, ale ona nadal nie reagowała. W końcu zacząłem krzyczeć, żeby się obudziła i wstała. Prosić, błagać. Nie myślałem już nawet o tym, że przez to mogą przyjść tu zombie. Nie mogłem się z tym pogodzić. Przecież wszystko było w porządku, kiedy mama wyruszyła szukać jedzenia. Wszystko było jak zawsze. Co poszło nie tak? Czy to dlatego, że z nią nie poszedłem? Co, jeśli ona mnie potrzebowała, gdy mnie tutaj nie było? Czy to wszystko moja wina?
Nie wiem, ile czasu płakałem przytulając ją, ale trwało to długo. Zrobiło się całkowicie jasno i gorąco. Chciałem zostać tu na zawsze i przy niej czuwać. Zrobiłbym to, lecz wiedziałem, że jest ktoś, kto potrzebuje mojej pomocy. Echo. Suczka cały ten czas próbowała mnie uspokoić, liżąc po twarzy. Wiedziałem, że nie mogę jej tutaj zostawić samej. Potrzebuje mojej pomocy. Ale jak ja dam sobie radę bez mamy? Uczyła mnie, jak szukać jedzenia, jak opatrywać rany, bronić się i inne potrzebne rzeczy, ale wciąż czułem, że tego nie było wystarczająco dużo… Ale musiałem spróbować. Mama zawsze mówiła, że muszę być silny. I taki właśnie będę. Dla niej i dla Echo.
Pożegnanie było ciężkie. W końcu pocałowałem mamę w czoło po raz ostatni, wstałem powoli, powiedziałem Echo, że idziemy i zacząłem powoli zmierzać ku wyjściu z małej uliczki, w której się znajdowaliśmy. Jeszcze kilka razy patrzyłem do tyłu, na mamę, a łzy wciąż spływały mi po policzkach. Nie wiedziałem, jak się zachowywać. Byłem przerażony, słaby, obolały, nie wiedziałem, co będzie dalej. Dodatkowo nigdy wcześniej nie czułem takiego smutku i bólu. To było jakbym był częściowo pusty w środku. Czy tak zawsze jest, gdy tracisz najważniejszą osobę w swoim życiu? Nie wiedziałem, bo to był pierwszy raz, kiedy coś takiego mnie spotkało.

* * *

Chodzenie bolało jeszcze bardziej. To najwyraźniej dlatego, że nie dawałem swojej nodze odpocząć. Ale mnie to nie obchodziło. Musiałem znaleźć coś do jedzenia dla siebie i Echo. Ale to było cięższe niż myślałem. Od jakiegoś czasu niewiele jadłem, bo nie mogłem nic znaleźć, a nawet jeśli już coś było, dużą część oddawałem Echo. Ona też stawała się coraz chudsza. Musiałem się bardziej starać w szukaniu jedzenia, dlatego nie oszczędzałem nogi, a rana uparcie nie chciała się zagoić.
Właśnie szukałem jedzenia, a Echo szła tuż obok mnie. Od dwóch dni nic nie jedliśmy. Nasz ostatni posiłek był niewielki. Brakowało mi sił, ale starałem się tego po sobie nie pokazywać. Po co niepotrzebnie martwić Echo? Dam sobie radę. Niestety, wielki upadł nie pomagał. Było mi bardzo słabo.
Szedłem jeszcze chwilę, ale zatrzymałem się, gdy zobaczyłem przed sobą czyjąś sylwetkę. Zombie? O nie, o nie! Natychmiast odwróciłem się i zacząłem uciekać. Jednak po chwili noga zabolała mnie tak bardzo, że upadłem na ziemię. Chciałem wstać, ale czułem, że nie mam szans. Udało mi się tylko podnieść głowę i odwrócić w stronę, z której nadchodził zombie. Najwyraźniej nie mogłem ochronić Echo. Nie byłem silny. Poczułem łzy napływające do oczu. Echo stała tuż obok mnie i szczekała jak szalona. Dziwne, zwykle reagowała na zombie ucieczką. Coś się zmieniło… Sylwetka się przybliżyła, więc miałem szansę dokładniej się jej przyjrzeć. Zaraz… ten zombie nie wygląda jak zombie. Wygląda bardziej jak… normalny człowiek?! Nie widziałem innego człowieka odkąd rozstałem się z mamą. Udało mi się usiąść. Przytuliłem do siebie Echo. Nie wiedziałem, jak się zachować. Kim jest ten człowiek? Czy ma złe zamiary? A może jest dobry, jak mama? W każdym razie nie mogłem przed nim uciec, pozostało mi tylko się przekonać.

< Troian? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz