wtorek, 4 kwietnia 2017

Od Will'a cd. Erica

Dzieciaki trzymały się mnie bardzo mocno, mimo iż wszystko je zapewne bardzo bolało! Kiedy żołnierze chcieli do nas podejść, oni łkali jeszcze bardziej i nie chciały nie puścić, wiec zrozumieliśmy że nie tędy droga! Nagle usłyszeliśmy stukot końskich kopyt, wiec żołnierze szybko wycelowali w miejsce skąd dobiegła hałas i nagle zobaczyliśmy karego ogiera... To był Damaskus! Mój koń... Podszedł do nas i zaczął wąchać dzieci z zainteresowaniem, co jakiś czas lekko muskając ich włosy wargami i łaskocząc je przy tym, na co się cicho podśmiewały. Rozweselał je a to dobrze! Zapewne nigdy nie miały kochającego domu, co wywoskowałem po ich cholernym, ale na szczęście już martwym ojcu, a matka została im wcześniej odebrana poprzez zapewne brutalne morderstwo... Z resztą czego się tu dziwić, skoro skurwiel był z Trupów?! Ogier był o dziwo osiodłany, więc pewnie ktoś chciał go wziąć, lecz problem w tym że Damaskus słuchał tylko kilku osób... Nie licząc swojego właściciela, czyli mnie oczywiście! Wtedy wpadłem na pewien pomysł!
- Przejedziemy się na Damaskusie? - spytałem łagodnie dzieciaki.
- D-dokąd? - spytał starszy chłopiec.
- W bezpieczne miejsce, gdzie nikt na was nie będzie krzyczał ani nie będzie was bić... Jak widzicie emu tam dobrze! - powiedziałem lekko rozbawiony i wskazałem na konia, który w tym momencie zaczął się wygłupiać, czyli podrzucał głową w górę i w duł, pokazując swoje zęby jakby w uśmiechu, na co dzieciaki się uśmiechnęły.
- Nie ugryzie? - spytała przerażona dziewczynka.
- Nie! Jest łagodny - powiedziałem spokojnie na co ogier podszedł do niej spokojnie i "fuknął" jej w twarz na co się cicho zaśmiała w końcu - No już Damaskus nie popisuj się! - westchnąłem i wstałem o wyraźnie drżących z wysiłku mięśniach przez truciznę i chorobę, na co w oczach żołnierzy widziałem współczucie i jakby lekki podziw że jestem w stanie jeszcze się ruszać i unieść dwójkę dzieci na konia! Powiem szczerze że strasznie się tym zmęczyłem bo ciężko dyszałem i trzymałem się na nogach, lecz jakoś udało mi się też wsiąść na konia, trzymając jedną ręką bardzo, ale to bardzo chude dzieciaki z przodu, a drugą trzymałem wodze - Damaskus Ratusz, tylko powoli! - powiedziałem, na co koń spokojnie ruszyła stępem.
**
Do Ratusza na koniach dotarliśmy dość szybko. Jednak gdy tam dotarliśmy, zorientowałem się że nie ma z nami Erica na co się zmartwiłem i poprosiłem Talona w myślach żeby pilnował Erica i w razie czego go uratował, co zrobił, bo usłyszałem jego wycie w swojej głowie, a później ciszę. Dzieciaki po drodze mi zasnęły, więc musiałem je mocno trzymać by nie spadły mi z konia... Oczywiście od razu podleciał do nas Edward, pewnie chcąc mnie ochrzanić, lecz widząc śpiące dzieci ze mną na koniu, powstrzymał się, zwłaszcza ze było widać liczne siniaki na ich ciele, na co się zasmucił, tak jak reszta ludzi, co zobaczyła te dzieciaki. Żołnierze ze Śmierci wzięli dzieciaki z mojego konia, a gdy ja sam zacząłem schodząc z konia, to prawie się wywróciłem, lecz zdążył złapać mnie Edward, bo inaczej jeszcze rozbiłbym sobie łeb!
- Will! Nie powinieneś uciekać, jesteś za słaby na takie hasanie sobie po lasach! - skarcił mnie.
- Po pierwsze nie uciekłem, tylko poszedłem na spacer, a po drugie gdybym dzisiaj nie wyszedł, to te dzieciaki były by już ranne bo zabiłby je ojciec, który już pociągał za spust - mruknąłem do niego, na co zdębiał - Pomóż mi dojść do medycznego, bo zaraz padnę tu trupem - dodałem jęcząc z bólu, bo ból głowy rozsadzał mi czaszkę... Skinął tylko na to głową i pomógł mi dojść na medyczny, gdzie położył mnie na łóżku, a ja od razu zasnąłem wyczerpany przez gorączkę, truciznę i ta wyprawę.

< Eric? ;3 Talon za tobą lezie i sobie nie pójdzie, dopóki do obozu nie wrócisz xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz