- Kto to jest? - zapytał a my wszyscy już dokładniej spojrzeliśmy na mężczyznę, który opierał się o drzwi. Spojrzałem niepewnie na Sarę, która pokręciła przecząco głową mówiąc mi jasno, żebym nic mu o niej nie mówił. Widziałem, że się boi co było do zrozumienia więc jak na razie nie mogłem nic powiedzieć wujkowi o jej tożsamości.
- Nie mogę ci jak na razie powiedzieć - odpowiedziałem mu spokojnym tonem głosu na co pokręcił głową przyglądając się tym razem raną dziewczyny - Ne pas avoir peur - powiedziałem tym razem do dziewczyny, która nadal była przerażona.
- Kolejna gówniara co się tnie - mruknął cicho pod nosem, lecz ja jako snajper potrafiłem to usłyszeć. Można powiedzieć, że ludzie z mojego zawodu mają coś w rodzaju super mocy jeśli chodzi o wzrok czy słuch. Widziałem jak założyciel Śmierci wychodzi na korytarz i mówi coś do Kiasa, który był jakoś mało chętny do wykonania polecenia, lecz uległ mu znikając w cieniu. Edward nie przejął się w ogóle odejściem Erica, bo zaczął odkażać rany przez co dziewczyna syknęła z bólu znacznie się krzywiąc.
- Będzie szczypać, bo rany są głębokie... Przetłumacz jej to - powiedział doktorek myśląc zapewne, że nie umie amerykańskiego co nawet mi pasowało.
- Se pincer, parce que les blessures sont profondes - przetłumaczyłem na język francuski co ją lekko zdziwiło, ale chyba zrozumiała o co chodzi. Co prawda nie będziemy tak gadać całe życie, ale na początku "nasz" obcy język się przyda. Edward po oczyszczeniu ran by nie było żadnej infekcji zabandażował jej porządnie rany białym bandażem mówiąc, że w razie czego mamy przyjść na zmianę bandaża. Blondyn długo nas nie męczył, bo od razu po skończeniu roboty pobiegł do swojej Samanthy, która stanęła w drzwiach i gestem kazała mu iść spać u nich w pokoju. Zostawili nas samych na medycznym a widząc, że Sara jest nadal spięta wstałem z łóżka a ona od razu uczyniła to samo - Chodź musimy znaleźć ci jakiś pokój - rzekłem na co niechętnie skinęła głową i zaczęła dreptać bardzo blisko mnie przez puste, długie korytarze ratusza.
****
W końcu po dwudziestu pięciu minutach znalazłem jakiś pusty pokój, który uznałem za godny dla Sary. Nie że były brzydkie czy coś, ale jakoś mi do niej nie pasowały i tyle! Weszliśmy do pokoju (a raczej wciągnąłem za sobą Sarę) i rozejrzeliśmy się po pomieszczeniu, które z resztą chyba jak każde miało również łazienkę.
Usiadłem z Sarą na łóżku, lecz widząc jak chce wstać przytrzymałem ją za ramię bardzo stanowczo mówiąc, że musimy pogadać.
- Saro wiem, że Eric mógł cię przestraszyć i możesz sądzić, że jest zły, ale on tylko taki na początku jest! Nauczył się, iż ludziom na początku nie można ufać więc dlatego jest taki nieufny w stosunku do ciebie, lecz po paru dniach stanie się milszy, zobaczysz! Powiesz mi co się dzieje? Jak chcesz mogę zostać na noc... - powiedziałem patrząc znowu na jej bandaże ze zmartwieniem.
<Sara? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz