niedziela, 30 kwietnia 2017

Od Reker'a cd. Kiary

Kiedy Edward powiedział nam, że byliśmy znowu truci cały dobry nastrój z obrączek dla wujka ze mnie uleciał a ja zdębiałem otwierając usta ze zdziwienia. Nigdy im już nie zaufam - pomyślałem patrząc na kroplówkę z odtrutką, która w naszym obecnym stanie ratuje nam życie. Gdybyśmy zgodzili się na leczenie w wieży serca by nam w końcu przestały bić i tyle w temacie a wszystko zwaliliby durni lekarze na pociski, które trafiły blisko serca! Szuje jedne... Pewnie nadal trzymają się rozkazów Michaela i Wiliama...
- A to cholery! - warknął wściekle wujek - Wiedziałem, że lepiej tym doktorkom jeszcze nie ufać, ale Olivier się uparł za co kopa w żyć powinien dostać! Wy już się nie martwcie jak ich znajdę to im kark skręcę! - warczał cały czas niczym pies ze wścieklizną a co najśmieszniejsze i najlepsze nie obudziło to jeszcze Colinsa, Adama i Drawa! Może to i dobrze? Baliby się tylko niepotrzebnie...
- Dobrze wiedzieć, że w ich interesie nadal jest zabicie nas - mruknąłem pod nosem łapiąc się za serce, które potwornie mnie zabolało... normalnie poczułem jakby ktoś dźgał mi je igłami!
- Nie denerwujcie się, bo to tylko wam zaszkodzi - westchnął Edward zapisując w kartach pewnie co nam podał i o której godzinie.
- Muszę jechać do wieży by ich zwęszyć... Przyjadę jeszcze dzisiaj! Odpoczywajcie mi i się nie denerwujcie! - rzekł Eric i szybko opuścił oddział medyczny a ja przekręciłem się na prawy bok by móc lepiej widzieć Kiarcię i zakryłem cię aż po samą szyję patrząc na nią smutno tak samo jak ona na mnie. Co my im niby zrobiliśmy, że ciągle słuchają się rozkazu nieżywych ludzi? Przecież to chore, że lubią patrzeć jak cierpimy! Dlatego właśnie nigdy nie lubiłem oddziału medycznego! To ciągłe wiązanie pasami, podawanie nam nieświadomie trucizn wmawiając, że to leki na daną chorobę... Wykończyliby nas gdybyśmy nie uciekli! Gdyby nie to, że Edward zbadał naszą krew pewnie byśmy mieli niedługo pogrzeb i tyle... Nie wytrzymując już tego wszystkiego zasnąłem budząc się dopiero o godzinie osiemnastej gdzie na oddziale panował jak zwykle spokój. Korzystając z okazji, że wszyscy spali a Edwarda nie było, wyciągnąłem sobie delikatnie kroplówkę i poszedłem do Dava po naszego ukochanego synusia Rajanka! Jak ja go dawno z Kiarcią przez to wszystko nie widzieliśmy. Doczłapałem się jakoś do pokoju przyjaciela tylko z dwoma postojami, gdyż serce przez ból mówiło, że mam zawracać, ale ja uparty jak osioł szedłem dalej. Kiedy zapukałem do drzwi już po paru sekundach utworzył mi zdziwiony Dave z moim synusiem na rękach, który ucieszył się na mój widok.
- Tata! Tata! - powiedział uradowany wyciągając w moją stronę ręce przez co go delikatnie wziąłem.
- Reker nie powinieneś wychodzić z medycznego! Źle wyglądasz.... - zmartwił się.
- To tylko oświetlenie! Nie martw się - powiedziałem słabo co mnie zdradziło.
- Wracamy na medyczny! Pójdę z tobą, bo nie chcę, żeby tobie albo małemu stała się przez przypadek krzywda - rzekł na co westchnąłem i poszliśmy powolnym krokiem na oddział gdzie Edward szukał mnie po wszystkich kątach a Kiara zmartwiona chciała się podnieść, ale widząc mnie z synkiem od razu się uspokoiła i ucieszyła.
- Do mama! - zażądał synuś na co lekko się uśmiechnąłem i położyłem go obok ukochanej, w którą się od razu wtulił a ja opadłem wycieńczony na łóżko a za oknem dało się usłyszeć stukot końskich kopyt. Oho wujek przyjechał - pomyślałem szybko.

<Kiara? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz