czwartek, 6 kwietnia 2017

Od Reker'a cd. Kiary

- Nie martw się Księżniczko! Nie ważne co się stanie ja zawsze będę przy tobie nie ważne w jakim stanie, ale nie opuszczę cię aż do końca świata i nawet w za światach nie dam ci spokoju przez co będziesz musiała się ze mną użerać - zaśmiałem się dając jej kolejnego buziaka w usta. Chcąc poprawić jej humor jeszcze bardziej przewaliłem ją na plecy na łóżko i zacząłem łaskotać przez co ledwo wytrzymywała przed wybuchnięciem śmiechem. Rajanek spał jak zabity więc nasze maleństwo w ogóle nie przejęło się naszymi zabawami. Całowałem ja po żuchwie powoli schodząc na jej szyję co raczej jej się podobało, ponieważ mnie nie odepchnęła. Jakoś nie miałem ochoty na wiecie co więc po takich pieszczotach się od niej oderwałem i jednym szybkim ruchem zabrałem jej piżamę oraz wziąłem moją ukochaną na ręce kierując się spokojnym krokiem do łazienki gdzie dopiero w niej ją puściłem przy okazji zamykając bardzo dobrze drzwi. - No to co idziemy się kąpać kotku - rzekłem pomagając jej się rozebrać.
Po kąpieli umyliśmy jeszcze ząbki i biorąc ją znowu na ręce kręcąc się dookoła własnej osi wylądowaliśmy na wyrku śmiejąc się cicho. Pogłaskałem ją jeszcze po policzku i przykryliśmy się cienką kołdrą oraz standardowo Kiarcia się we mnie wtuliła co było dla mnie niesamowitym uczuciem. Topiąc twarz w jej rozpuszczonych włosach pocałowałem ją w czubek głowy.
- Dobranoc Kiaruś - powiedziałem przyciągając ją do siebie bardziej jakby miała mi zaraz uciec.
- Dobranoc Rekuś - odpowiedziała a ja zamykając oczy od razu odpłynąłem do krainy Morfeusza.
****
Budząc się wcześnie rano, bo aż o piątej uświadomiłem sobie, że ślub już jest za dwa dni... Normalnie nerwy mnie zjadały! Jak ten czas szybko leci... a tak nie dawno dołączaliśmy do Śmierci albo były moje urodziny gdzie właśnie wyleciałem z tym ślubem. Cieszyłem się, że Kiarcia będzie moją panią Blackfrey'ową, ale wiedząc, iż tyle ludzi będzie się na mnie gapić jakoś moja odwaga wyparowała. Patrząc na moją śpiącą Księżniczkę, która miała chyba dobre sny, ponieważ uśmiech nie znikał jej z twarzy i coś tam czasami mruczała słodko przez sen. Jak ktoś by się z ciebie śmiał to bym go chyba zabił - stwierdziłem w myślach delikatnie i powoli się od niej odrywając. Chodź nie chciało mis się chodzić znowu cały dzień w mundurze to jednak postanowiłem go założyć, gdyż chciałem się przejechać nieco po terenach a jakby wyjechał w cywilnych ubraniach ktoś z naszych niespodziewanie mógłby mnie kropnąć sądząc, iż jestem złym i niedobrym wrogiem. Jak wrócę to się przebiorę - powiedziałem sobie w myślach przeglądając się w lustrze. Kątem oka zerknąłem na nasze rodzinne zdjęcie, które dałem ukochanej na jej wczorajsze urodziny. W realu prezentowaliśmy się jeszcze ładniej więc wiedziałem na kogo mam bardziej patrzeć. Napisałem szybko jeszcze wiadomość, iż jadę na przejażdżkę po czym całując ukochaną w czoło tak samo jak i synka zniknąłem na korytarzu. 
Z Persefoną długo się nie szarpałem, bo klacz była bardzo chętna na jazdę i niemal w tym samym momencie kiedy wsiadłem na jej grzbiet ona ruszyła w kłus potem galop a na końcu jak się rozpędziła to cwałowaliśmy po lasach przerywanych łąkami. Wiatr rozrzucił mi na wszystkie strony świata włosy a ja wyczułem w kieszeni munduru glocka 19. Musiałem zapomnieć się rozbroić po ostatniej misji... - westchnąłem w myślach nie zwalniając tępa a w tedy nagle bułana zrzuciła mnie ze swojego grzbietu co niesamowicie zabolało, lecz jednak dzięki Bogu nic mi się nie stało oprócz ubrudzenia się oczywiście. Popatrzyłem na Persefonę ze zdziwieniem, lecz widząc zbliżających się żołnierzy Duchów, którzy raczej nie byli nastawieni do nas przyjaźnie zrozumiałem o co chodzi. Zasadzka! Ale przecież mówili, że Duchy wróciły do normy - powiedziałem w myślach i już miałem wskakiwać z powrotem na klacz i zwiewać do ratusza, lecz ktoś pociągnął mnie za mundur przez co się wywróciłem rozrywając nogawkę spodni o coś ostrego...
- No proszę zdrajca Blackfrey się znalazł - warknął jeden z nich próbując mnie uderzyć, ale ja zrobiłem szybki unik i jego łapsko nie dotknęło mojej twarzy.
- Nie jestem zdrajcą - fuknąłem zły próbując się podnieść, lecz on jednym kopnięciem mnie od tej czynności odepchnął.
- Tak już ci wierzę - mruknął drugi mężczyzna. W sumie było ich aż pięciu. Nie mieli zielonego pojęcia o tym, że posiadam broń więc musiałem poczekać tylko na odpowiednią chwilą i spieprzyć stąd do ratusza.
- Weź go po prostu zabij i tyle - rzekł znudzony trzeci przez co posłałem mu mordercze spojrzenie - Oho gówniarz się zdenerwował - dodał z chytrym uśmieszkiem. Kopnął mnie w brzuch co bardzo zabolało, lecz gdy szykował się do kopniaka w moją głowę ja zatrzymałem jego nogę w ostatnim momencie i szybkim skokiem poderwałem się na równe nogi a w tedy któryś pchnął mnie na drzewo więc zaryłem w nie mocno plecami oraz głową, ale na szczęście trochę słabiej. Najwyższy wróg wycelował do mnie z CZ 75. Nie wiedząc już jak się zachować natarłem na nich zaczynając lekcję latania. Parę razy do mnie strzelili, ale skończyło się na tym, że porozdzierali mi nabojami tylko ubrania a sami skończyli z kulkami w łbach. Byłem cały brudny od ich krwi co mnie jakoś dziwnie obrzydzało i płoszyło... nigdy tak nie miałem przez co moje zdziwienie było dwa razy mocniejsze. Brudny od kurzu,błota i ich krwi, w poszarpanym mundurze oraz posklejanych od krwi wroga włosach ruszyłem spokojnym tempem do ratusza. Moje ręce były takie klejące od tej szkarłatnej mazi, że aż mnie dreszcze przeszły. Co się ze mną dzieje? - zapytałem sam siebie patrząc na swój wygląd niepewnym wzrokiem.
****
Będąc w siedzibie obozu od razu rozkazałem bułanej iść do stajni co spokojnie wypełniła a ja nie przejmując się zdziwionymi oraz przerażonymi wzrokami ludzi ruszyłem do naszego pokoju. Z tego co słyszałem po szumie wody ukochana była w łazience a ja nie chcąc jej przeszkadzać upadłem plecami na łóżko patrząc się tępym wzrokiem w sufit. Za co... Za co się pytam mnie zaatakowaliście i próbowaliście zabić? - powiedziałem w myślach płaczliwym tonem, bo rozpoznałem, że oni raczej chorzy nie byli...
- Jeśli Jesteś tam, jeśli, jeśli Jesteś tam,To przyjdź dziś.
Zabij we mnie strach,
Wyrwij ze mnie czarne myśli.
Bo kurwa nic nie znaczy wyścig,
Kiedy Ciebie brak.
Choć jeden znak mi wyślij,
Jeśli Jesteś tam.

Który to raz już ta fatamorgana
Zabiera mym oczom ostrość?
Znowu chcę tylko pić do rana
I ciągnąć ten cykl po stokroć.
Więc jeśli tam Jesteś to powiedz, że wolność
To więcej niż tylko hajs i melanż.
A jeśli Cię nie ma polejcie mi gorzką,
Przysięgam, że chce to stracić teraz!
Zżera mnie to już od lat,
A ten chory dzieciak ucieka w samotność,
Bo dopiero teraz tu czuje jak mocno,
Zaprzecza mu tego świata podłość.
Wszystko co miała dać nam dorosłość,
Jest niczym wobec tego co pozostaje.
Głęboko wśród odsłon ostaniej z bajek
Dla dziecka, które już nie przeczyta jej.
I znowu te haje i znów się poddaje,
By w ostatniej chwili się podnieść.
I patrzeć w niebo, bo pragnę w nim znaleźć
Wskazówkę, która czas cofnie.
Więc jeśli to słyszysz, to przyjdź do mnie
I wyrwij mej niepewności serce.
Daj mi cierpieć na insomnię,
Bym nie musiał spotykać Cię we śnie.
I jeśli naprawdę tam Jesteś,
I jeśli moje sny nie są fantazją,
To błagam, Przyjdź i wskaż nam światło,
Zanim pochodnie w nas zgasną.
I znowu zrobi się jasno,
Jak zwykle pobiegnę za zegarem.
Obróć klepsydrę i zwróć mi wiarę,
Zanim opadnie ostatnie z ziaren.

Jeśli Jesteś tam, jeśli, jeśli Jesteś tam,
To przyjdź dziś.
Zabij we mnie strach,
Wyrwij ze mnie czarne myśli.
Bo kurwa nic nie znaczy wyścig,
Kiedy Ciebie brak.
Choć jeden znak mi wyślij,
Jeśli Jesteś tam.

Jeśli tam Jesteś to wiedz,że czekam,
Że też uciekam tu w takie sny.
Nasze echa słyszę z daleka,
Lecz chyba dolega to tylko mi.
Jeśli tam Jesteś to daj mi nić,
Bym resztką sił wyszedł z labiryntu.
Nim oszuka mnie zamęt chwil,
I uczucia w mig ubierane w cudzysłów.
Proszę przyjdź tu i powiedz,
Że w końcu będzie normalnie.
A głos, który wciąż słyszę w mej głowie,
To Twój głos, który mówi tu - znajdź mnie!
I zanim wszystko upadnie,
A ja zgubię tu sens i oszaleję.
To przyjdź i zapytaj mnie czego pragnę,
Jeśli naprawdę istniejesz.
Bo niewiele piszę już o emocjach,
I ile jeszcze tych szlugów wypalę.
Zanim powstanie ostatnia zwrotka,
Numeru o tym, że warto iść dalej.
Po to, by w końcu Cię spotkać.
By przestać chlać i przestać szaleć.
Proszę wlej we mnie spokój od środka,
Bo chyba widzę już krawędź.
A wszystko co miałem osiągać co dnia,
To złudna iluzja i niemy świat.
Ciągłe przechadzki po spalonych mostach,
Plując życiem, które straciło smak.
I chyba z daleko słyszę Twój głos tam,
Jeśli tam jesteś to przyjdź na czas.
A gdy w oddali zobaczę Twą postać,
Przysięgam,że rzucę to wszystko od tak.

Jeśli Jesteś tam, jeśli, jeśli Jesteś tam,
To przyjdź dziś.
Zabij we mnie strach,
Wyrwij ze mnie czarne myśli.
Bo kurwa nic nie znaczy wyścig,
Kiedy Ciebie brak.
Choć jeden znak mi wyślij,
Jeśli Jesteś tam. - zanuciłem sobie przewracając się na prawy bok. Czułem się taki brudny... Najchętniej to bym się ni pokazał dzisiaj nikomu oprócz ukochanej, która pewnie tu zaraz wparuje. Pewnie po obozie już się rozniosło, że wróciłem w takim stanie a nie innym. Muszę być twardy - rzekłem w myślach wzdychając ciężko.

<Kiara? :3 Pocieszysz go? :c Długo załamki mieć nie będzie jak będziesz przy nim! Skor - Zabij we mnie strach> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz