- No nie wiem - powiedzieliśmy równocześnie z Kiarcią, lecz nie był zły tylko łagodnie się w naszą stronę uśmiechnął. W sumie to dobrze, że się nie gniewał, bo wrogów tutaj raczej przez takie rzeczy mieć nie chcieliśmy!
- Czyli bez argumentów, które was przekonają się nie obejdzie - zaśmiał się cicho opierając o futrynę drzwi prawym barkiem - Mam dwójkę dzieci w podobnym wieku do Rajanka, zajmowałem się młodszym bratem, który miał niecały rok gdy miałem czternaście lat, często zajmuje się dziećmi znajomych a dzisiaj będę też siedzieć z Chrisem i Emily więc można powiedzieć, że mam doświadczenie. Rozumiem, że boicie się o Rajana, ale będzie bezpieczny i krzywda mu się nie stanie! Ale to od was zależy decyzja więc ja się tam wymądrzać nie będę - zakończył swoją wypowiedź przesiąkniętą licznymi argumentami. Niby wszystko ładnie, pięknie, ale coś nadal przeczącego we mnie siedziało i niepewnie popatrzyłem po raz kolejny na Kiarcię, która obserwowała uważnie naszego synka. Maluszek był już na tyle spokojny, że rozglądał się spokojnym wzrokiem po naszym pokoju, rozpoznał Erica i Katrinę, lecz Dana raczej nie znał dlatego wbił w niego niebieskie ślepka jakby chciał się przez to dowiedzieć kim jest i co tutaj robi. Nagle synuś roześmiał się i wyciągnął w stronę szarookiego rączki mówiąc tym samym, że chce z nim iść a Rajanek miał nosa co do dobrych ludzi więc mogliśmy tylko westchnąć z lekką ulgą jak i bezradności w obecnej sytuacji.
- Skoro i on się zgadza - powiedział z lekkim uśmieszkiem Kiara całując małego w czoło. Nie zastanawiała się dłużej tylko podała mężczyźnie naszego szkraba nadal z lekkim niepokojem co dobrze dostrzegłem.
- Nie martw cie się damy radę - zaśmiał się dowódca odbierając od niej małego, który od razu zaczął interesować się jego osobą - To co szkrabie? Damy rodzicom odpocząć na jakiś czas. Szczęścia! - dodał jeszcze i zniknął gdzieś na korytarzu przez co prawie wydłużyłem szyję jak żyrafa. Wtem gdy miałem podchodzić do Kiarci za ramię złapał mnie Eric a Katrina dopadła moją narzeczoną na co skrzywiliśmy się znacznie z niezadowolenia.
- No to idziemy - powiedział wujek popychając mnie delikatnie w stronę drzwi. Boże ślub jest przecież dopiero o piętnastej a ci już od ósmej rano będą z nami cudować... - mruknąłem w myślach przecierając prawe oko wierzchem dłoni. Kiedy jakoś wypchnęli nas za drzwi chcieli nas zaprowadzić do dwóch osobnych miejsc co nam się nie spodobało i zaczęliśmy zachowywać się jak dzieci strasząc ich tym, że ślubu nie będzie na co ulegli. Zaprowadzili nas do Tamary, która też nie była zadowolona z tak wczesnej godziny znowu mrucząc pod nosem, że ona nic nie umie itp. itd. za co miałem ochotę ją strzelić w ten durny łepek, bo wyczarowała nam takie same fryzury jak ostatnio, ale nawet lepiej wykończone. Pięć razy upewniłem się czy siostra dotrze na mój ślub, lecz gdy groziła mi już nożyczkami stwierdziłem, że zrozumiałem i jako pierwszy wyprysłem za drzwi gdzie Eric złapał mnie ponownie mówiąc tym samym, że mu nie zwieje. Z każdym krokiem jaki dzielił nas od przebieralni czułem coraz większy stres, który przeszywał moje całe ciało, czasami nawet z tego wszystkiego moje mięśnie się spinały szybko się rozluźniając co nie było przyjemnym uczuciem... Gdy byliśmy już w odpowiedniej sali Katrina szybko zabrała najprawdopodobniej suknie Kiarci, która była niestety zasłonięta tak samo jak mój garnitur, którym zajął się Eric. Zaciągnęli nas do damskiej i męskiej przebieralni a ja myślałem, że zaraz stres opanuj mnie już całkowicie! Przez to wszystko zakręciło mi się w głowie więc musiałem usiąść by jakoś utrzymać się przy przytomności. Siedziałem tak ze spuszczoną głową cały drżąc normalnie z tego stresu ślubnego jaki mi teraz towarzyszył mówię wam okropne uczucie, ale też w jakimś sensie dobre, bo wbija ci na sto procent do głowy, że to się dzieje na prawdę. Nagle poczułem jak wujek dotyka mojego prawego ramienia a w rękach miał strzykawkę z jakąś dziwnie znajomą mi cieczą... Posłałem mu pytające spojrzenie na co ten tylko pokręcił z niedowierzaniem głową.
- O co chodzi? - wydusiłem jakoś z siebie lekko się od niego odsuwając.
- Spokojnie to tylko leki uspokajające. Trzęsiecie się jak galareta z tych nerwów - westchnął podwijając mi lewy rękaw bluzki. Jego ruchy były spokojne i powolne więc mogłem dokładnie zobaczyć jak podaje mi lek dożylnie. Kiedy cała substancja ze strzykawki zniknęła blondyn oparł się plecami o ścianę w ogóle nie zwracając uwagi na garniak, który leżał tuż obok niego - Czym się denerwujesz? - zadał mi nagle pytanie dnia normalnie.
- Ludzi na ślubie, że się pomylę, że źle zatańczę, że się zająknę... Wymieniać dalej? - westchnąłem rozsiadając się wygodniej na krześle.
- Nie potrzeba - stwierdził drapiąc się po karku - Dacie radę! Jak się pomylisz to co? Zaśmiej się i tyle! Człowiek jest istotą ludzką i ma prawo się pomylić a lepiej się śmiać ze swoich błędów niż się nimi zamartwiać a co do gości to wyobraź sobie, że ich tam w ogóle niema i skup się bardziej na Kiarze niż na nich, bo to wasz dzień a oni są tylko na niego zaproszeni - powiedział a moje mięśnie nagle się ponownie rozluźniły przez lek jak i jego słowa, które nawet podniosły mnie jakoś na duchu. Posiedzieliśmy tak jeszcze chwilę, ale gdy wujek zobaczył już na zegarze trzynastą pięć od razu wrócił na ziemię odsłaniając to ubranie wymyślone przez szatana.
- A nie mogę iść jednak w mundurze? - zapytałem z nadzieją, lecz on rozwiał ja energicznym przeczącym ruchem głowy.
- Nie marudź tylko się rozbieraj - odpowiedział mi poważnym tonem głosu na co po raz kolejny dzisiaj się skrzywiłem. Ściągając górną część ubrania wujek od razu zobaczył tatuaż posyłając mi zdziwione spojrzenie przez które wzruszyłem ramionami mówiąc mu tym samym, że nie wiem o co mu chodzi. Mężczyzna przyglądał się jeszcze przez parę sekund tatuażowi aż machnął na to tylko ręką. Najpierw ubrałem spodnie, które były najprostsze do założenia, ale widząc już koszulę, muszkę i marynarkę miałem dosyć i tylko z przymusu to jakoś ubrałem! Cieszyłem się, że to jest mucha a nie krawat, bo tego drugiego dziadostwa to ja nawet wiązać nie umiałem. Przeglądając się w lustrze uznałem, że wyglądam śmiesznie i ładnie jednocześnie... Po prostu taki klaun wersja ślubna! Gdy odwróciłem się twarzą do Erica mówiąc mu tym samym, że jestem gotowy by pokazać się poza przebieralnią on szybko wyjął coś z kieszeni robiąc skok za moje plecy, który był tylko potrzebny do zawiązania mi przepaski na oczach za co myślałem, iż go normalnie ukatrupię!
- Rozwiąż to! - zażądałem prawie się wywracając.
- Zobaczenie sukni ślubnej przed ślubem przynosi pecha - mruknął pomagając mi opuścić pomieszczenie oraz usiąść na krześle.
- Stare przesądy zawsze w modzie... - burknąłem niezadowolony krzyżując jakoś ręce na piersi. Niewygodne to ale dam radę - westchnąłem w myślach. Nie ma bata, żeby założył coś takiego po ślubie! - dodałem szybko a słysząc cichy skrzyp drzwi zacząłem się rozglądać jak głupi myśląc, że coś zobaczę. Słysząc znajomy "stukot" szpilek od razu się zorientowałem, że to Kiara! Chciałem już ją zobaczyć, ale gdybym zdjął przepaskę to pewnie by mnie zamordowali... Czując dotyk ukochanej na rękach od razu ją do siebie przyciągnąłem i jakoś udało mi się ją pocałować w usta na co się zaśmiała cicho i radośnie z czego wywnioskowałem, że chyba muszę ładnie wyglądać skoro nic tam na mnie nie mruczy o stroju!
****
Przez godzinę siedziałem z zasłoniętymi oczami nie mogąc zobaczyć mojej Kiarci co mnie niesamowicie irytowało no ale czego się nie robi dla miłości? Wypiłem kawę, coś zjadłem i na okres bycia w łazience pozwolili mi przejrzeć na oczy by umyć zęby i jakoś się jeszcze po swojemu ogarnąć. Gdy została ostatnia godzina do ślubu niestety musieli nas rozdzielić. Eric o dziwo był też już ubrany w garnitur i jakoś przeprowadził mnie bez zauważenia na plac co mnie cieszyło, bo sensacji swoją osobą robić nie chciałem za żadne skarby świata! Ślub mieliśmy mieć kościelny więc miałem czas by oswoić się z tym miejscem.
Nawet nie zauważyłem kiedy minęło pół godziny a goście zaczęli się złazić! Gdyby nie leki to pewnie widząc rodzinę i przyjaciół bym zwiał jak ostatni tchórz no ale co poradzić jak ja mam stresa widząc tylu ludzi? Pojawił się też Kias z Alice i muszę powiedzieć, że jak tak na niego patrzyłem to wyglądał śmieszniej niż ja w tym granatowym garniaku! Wtem poczułem pociągnięcie Erica, który jeszcze raz wytłumaczył mi w kościele co i jak więc stałem teraz przy krześle okrytym białą satyną jak taki przygłup czekając na rozpoczęcie mszy. Przez ten czas zdążyłem zobaczyć gdzie kto siedzi przez co prawie słabo mi się zrobiło widząc w piątej ławce wujka Mata z rodzinką a w szóstej Maksa ze swoimi synami i ciotką!
Zacząłem myśleć teraz nad różnymi rzeczami, które miały miejsce w moim życiu. Miałem długie zastanowienie czy wojna mi bardziej pomogła czy też nie... Gdyby atomówka nie spadła nigdy nie spotkałbym się z Kiarcią i być może w ogóle by mnie w takiej sytuacji jak tej nie było! Największym prezentem jaki dostałem od życia była właśnie moja księżniczka oraz synek, który pewnie za nami tęsknił. Muszę się później zmyć i po niego pójść - stwierdziłem w myślach a w tedy usłyszałem znajomy "Marsz weselny" który jasno powiedział, że już nadszedł czas. Spojrzałem na wejście do kościoła i wreszcie ją zobaczyłem! Moją śliczną, piękną i wspaniałą księżniczkę prowadzoną przez założyciela Śmierci. Wyglądała cudnie w tej suknie ślubnej! Była po prostu jak z bajki i aż ostatnimi siłami powstrzymywałem się od ślinienia się na jej widok! Podszedłem do nich i odebrałem swoją pannę od blondyna. Uśmiechnęliśmy się do siebie i uklęknęliśmy zaczynając mszę w czasach apokalipsy.
****
Czas minął tak szybko i zanim się obejrzeliśmy nadszedł moment formułki i założenia obrączek. Ukochana odłożyła bukiet kwiatów na krzesło a nasze prawe ręce zostały obwiązane stułą kapłana.
- Ja Reker biorę Ciebie Kiaro za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - powtórzyłem formułkę za księdzem.
- Ja Kiara biorę Ciebie Rekerze za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci - zrobiła to samo moja ukochana a ja czułem jakby każda sekunda trwała minutę. Była to taka wspaniała chwila, że pewnie zapamiętam ją na zawsze. Później ściągnięto nam stułę a Maddy przyniosła obrączki co wyglądało dosyć słodko jak na taką małą dziewczynkę, ale szło się domyśleć, że bardziej patrzyłem się na Kiarcię niż najmłodszą siostrę.
- Na znak zawartego małżeństwa nałóżcie sobie obrączki - rzekł ksiądz a ja zabrałem tą przeznaczoną dla Kiary.
- Kiaro przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - powiedziałem nakładając jej obrączkę na serdeczny palec.
- Rekerze przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego - zrobiła to samo moja śliczna księżniczka patrząc mi cały czas w szczęśliwe tak samo jak jej oczy. Później trzymając się za ręce zwalczyliśmy dalszą część mszy a potem kolejnym "marszem weselny" opuściliśmy prawie w podskokach świątynie gdzie obsypano nas płatkami sztucznych kwiatów. Byłem już na tyle szczęśliwy, że mogłem wracać już do naszego pokoju spędzając resztę dnia z moją panią Blackfrey i synkiem o takim samym nazwisku, lecz Eric zaciągnął nas na salę przed, którą wziąłem Kiarcię na ręce w stylu panny młodej, bo taki był zwyczaj i zakręciłem nią parę razy na "parkiecie" bo goście zjawili się dopiero po pięciu minutach a my zdążyliśmy rozejrzeć się po tym miejscu.
- Moja kochana Pani Blackfrey, jesteś przepiękna kochanie w tej sukni - powiedziałem jej na ucho całując ją w usta gdy nikt jeszcze nie patrzył.
<Kiara? :3 Wesele czas zacząć xd Mam nadzieję, że mi wyszło :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz