Kiedy wpadł Kias i wspomniał o tym jak ładnie wyglądamy w strojach na weselę myślałem, że go zaraz uduszę! Normalnie niech on już szykuje miejsce na cmentarzu, bo wyląduje pięć stup pod ziemią... Jasne to było do przewidzenia, że wieża wcześniej czy później się dowie o naszym ślubie zresztą tak jak inne obozy, ale nie teraz! Nie teraz gdy mamy jeszcze parę tygodni do przygotowania się na nasz wielki dzień! Cholerny gad! - warczałem w myślach zaczynając go gonić i słyszeć falę śmiechu ze strony innych ludzi z obozu. Powiedzmy szczerze z nami nudzić się nie da, bo raz to Eric nas goni a raz to my kogoś gonimy z minami naburmuszonych dzieci, którym zabrało się lizaka albo cukierka uważanego za majątek. Kias specjalnie obrał dla nas trasę długą, krętą oraz taką gdzie w pierwszej części było od groma ludzi, lecz później na szczęście pojawiały się tylko małe grupki, które i tak nie mogły powstrzymać śmiechu. Muszę otwarcie przyznać, iż Kias był bardzo szybki i zwinny oraz trzeźwo myślał, bo gdy mieliśmy już go pociągnąć za ubranie ten gwałtownie skręcał i wbiegał w inną alejkę, która albo była szeroka albo wąska, że ledwo się w niej przemieszczaliśmy! Jednak niebieskooki miał jedną słabość a mianowicie jego kondycja szybko się wyczerpywała przez co brakowało mu w płucach tlenu... Dało się to doskonale zauważyć przez coraz większe dyszenie oraz drżenie mięśni. Szczęście nam dzisiaj dopisywało, bo mężczyzna w pewnym momencie potknął się o jakiś wystający z ziemi kamień i przewracając się zarył o ziemię na szczęście zadzierając w porę do góry głowę więc nie miał jak sobie jej roztrzaskać i zagwarantować chorobowego na medycznym. Nie zastanawialiśmy się długo z Kiarcią nad tym co mamy z nim uczynić, bo w tej samej chwili gdy chciał się podnieść my zablokowaliśmy jego wszystkie ruchy co było jednoznaczne z obezwładnieniem. Kias spojrzał na nas z niepewnym i przestraszonym wzrokiem a my w zamian posłaliśmy mu chytre uśmieszki oraz palące się w oczach wkurzenie i chęć zemsty co spowodowało u niego chwilowe drżenie, lecz jako szpieg szybko się opanował. Zabrał kilka gwałtownych wdechów i szarpiąc się wstał.
- Już nam nie zwiejesz Kias - wyszeptałem mu wnerwiony do ucha a on zdębiał oraz chyba pogodził się ze swoim losem, bo zaprzestał szamotania, lecz my i tak trzymaliśmy go w żelaznym uścisku.
****
Zaciągnęliśmy go do jednej z celi a kaci, którzy siedzieli w swoim pomieszczeniu nie mogli powstrzymać się od śmiechu, który rozniósł się chyba po wszystkich należących do ich dyspozycji pomieszczeniach. Pomimo ich strasznego zawodu byli to bardzo mili ludzie, którzy jednak na potrzeby pracy musieli przybierać okrutne i bezuczuciowe maski... Ale wracając do teraźniejszości to wtrąciliśmy Kiasa do celi a on ze strachu przed tym co mu zrobimy chciał się scalić z ścianą.
- My cię już nauczymy trzymać jęzor za zębami! - stwierdziła ukochana na co on przełknął głośno ślinę.
- No, ale to było nie chcący! - próbował się jakoś obronić a w tedy jak na zawołanie przed nim pojawił się Mason, który oddzielił nas od swojego przyjaciela.
- Spokojnie! Tylko bez nerwów - powiedział złotooki, którego też miałem teraz ochotę zamordować.
- To już nie pierwszy raz gdy coś o nas komuś powiedział! - warknąłem wściekły a przywódca szpiegów westchnął i niechętnie skinął głową.
- To prawda... Kias już sporo o was wygadał, ale nie możecie mu zrobić krzywdy! W końcu on też jest człowiekiem... - próbował nas uspokoić.
- Karę i tak ma dostać! - mruknąłem wbijając w Kiasa mordercze spojrzenie a ten znowu schował się za swoim starszym przyjacielem.
- Dostanie - stwierdził odwracając się do nas plecami by złapać mężczyznę za kłaki i zmusić go do upadnięcia na kolana - Kias cholero jedna! Nie łaź ciągle za nimi i nie gadaj wszystkiego co wiesz, bo dobrze znasz zasady szpiegów - burknął na niego a ten zrobił minę zbitego szczeniaka - Posiedzisz sobie w celi może z cztery dni to się nauczysz - dodał jeszcze pokazując mu przed oczami klucze.
- Ej Mason nie bądź taki! - zaskomlił gdy go wreszcie puścił a on tylko pokręcił przecząco głową i karząc nam zrobić krok w tył zamknął drzwi a on jęknął.
- Kias najpierw myśl potem rób - pogroził mu palcem a ten usiadł pod ścianą przyciągając kolana pod brodę. - I się czasami nie obrażaj, bo nie masz o co - dodał chowając klucze do kieszeni spodni po czym opuścił pomieszczenia i zaszył się gdzieś w cieniu. Niebieskooki nie odzywał się już w ogóle więc ja i Kiarcia też wyszliśmy na zewnątrz gdzie mieliśmy nadzieję, iż pójdziemy spokojnie do naszego pokoju zaszywając się w nim na resztę dnia, lecz oczywiście musieli nas zaczepić znowu założyciel wieży... Myślałem, że zaraz na zawał zejdę albo zemdleję...
- Spokojnie nic wam nie zrobimy - odezwał się jak zwykle spokojnie Oliver.
- No nie wiem - szepnąłem cicho i nieufnie co ich wcale nie zdziwiło.
- Chcieliśmy wam tylko życzyć szczęścia! Cieszymy się, że chcecie sobie jakoś życie ułożyć - powiedział Billy i odeszli do swoich wierzchowców. I to na tyle? Żadnego darcia i warczenia? - zdziwiłem się patrząc jak rozmawiają jeszcze z wujkiem pewnie w jakiejś ważnej sprawie. Chciałem już znaleźć się w naszym pokoju, lecz gdy dochodziliśmy już do ratusza ktoś złapał mnie za ramię a tym kimś był oczywiście Eric, który skończył pożegnanie z założycielami Duchów.
- No to co? Tańczyć na ślub umiecie? - zapytał a my zdębieliśmy nie wiedząc co powiedzieć. Nigdy nie byłem dobry w tańczeniu i dopiero teraz mnie olśniło, że pierwszy taniec należy do nas. - Czyli trzeba was nauczyć - dodał a my zaczęliśmy uciekać a w między czasie jak zwykle posypał się śmiech. Wujaszek był dzisiaj taki jakiś wybity z rytmu, bo tylko jak wbiegliśmy w las go zgubiliśmy co było dosyć dziwne, ale nie narzekaliśmy. Biegliśmy radośnie brudząc się w krzakach niczym małe dzieci aż wreszcie zobaczyliśmy przed sobą jakiś dom, który w miarę się trzymał i można było uznać, iż jest stabilny dlatego postanowiliśmy się w nim na jakiś czas zaszyć.
W budynku nie było żywej duszy co dodatkowo ułatwiło nam chwilowe zamieszkanie go. Kiedy Kiara czymś się zajęła ja poszedłem do wolnego pokoju i usiadłem na łóżku ze spuszczoną głową. Dręczyło mnie wiele pytań... Bałem się, że podczas ślubu mogę coś pokręcić albo zwalić... Bałem się też wyśmiania albo, że nagle coś się stanie i ślubu nigdy nie będzie... Chciałem się ożenić z Kiarcią i to baaardzo! Po prostu ja ją kochałem na zabój i mógłbym za nią życie oddać. W pewnym momencie usłyszałem jak drzwi domostwa się otwierają dlatego wystrzeliłem jak strzała z pokoju i oczywiście wleciałem na chytrze uśmiechającego się Erica. Chciałem z Kiarą sobie zemdleć, lecz on na to nie pozwolił i usadził nas na kanapie a sam zasiadł na przeciwko nas.
- Czego wy się boicie? Uciekacie przede mną jakbym wam jakąś krzywdę niesłychaną robił... Ja rozumiem, że macie obawy więc teraz chcę was wysłuchać i uspokoić w stosunku do waszych obaw - rzekł spokojnie zakładając nogę na nogę i rozkładając się w fotelu jak jakiś mafiozo.
<Kiara? :3>
- Ej Mason nie bądź taki! - zaskomlił gdy go wreszcie puścił a on tylko pokręcił przecząco głową i karząc nam zrobić krok w tył zamknął drzwi a on jęknął.
- Kias najpierw myśl potem rób - pogroził mu palcem a ten usiadł pod ścianą przyciągając kolana pod brodę. - I się czasami nie obrażaj, bo nie masz o co - dodał chowając klucze do kieszeni spodni po czym opuścił pomieszczenia i zaszył się gdzieś w cieniu. Niebieskooki nie odzywał się już w ogóle więc ja i Kiarcia też wyszliśmy na zewnątrz gdzie mieliśmy nadzieję, iż pójdziemy spokojnie do naszego pokoju zaszywając się w nim na resztę dnia, lecz oczywiście musieli nas zaczepić znowu założyciel wieży... Myślałem, że zaraz na zawał zejdę albo zemdleję...
- Spokojnie nic wam nie zrobimy - odezwał się jak zwykle spokojnie Oliver.
- No nie wiem - szepnąłem cicho i nieufnie co ich wcale nie zdziwiło.
- Chcieliśmy wam tylko życzyć szczęścia! Cieszymy się, że chcecie sobie jakoś życie ułożyć - powiedział Billy i odeszli do swoich wierzchowców. I to na tyle? Żadnego darcia i warczenia? - zdziwiłem się patrząc jak rozmawiają jeszcze z wujkiem pewnie w jakiejś ważnej sprawie. Chciałem już znaleźć się w naszym pokoju, lecz gdy dochodziliśmy już do ratusza ktoś złapał mnie za ramię a tym kimś był oczywiście Eric, który skończył pożegnanie z założycielami Duchów.
- No to co? Tańczyć na ślub umiecie? - zapytał a my zdębieliśmy nie wiedząc co powiedzieć. Nigdy nie byłem dobry w tańczeniu i dopiero teraz mnie olśniło, że pierwszy taniec należy do nas. - Czyli trzeba was nauczyć - dodał a my zaczęliśmy uciekać a w między czasie jak zwykle posypał się śmiech. Wujaszek był dzisiaj taki jakiś wybity z rytmu, bo tylko jak wbiegliśmy w las go zgubiliśmy co było dosyć dziwne, ale nie narzekaliśmy. Biegliśmy radośnie brudząc się w krzakach niczym małe dzieci aż wreszcie zobaczyliśmy przed sobą jakiś dom, który w miarę się trzymał i można było uznać, iż jest stabilny dlatego postanowiliśmy się w nim na jakiś czas zaszyć.
W budynku nie było żywej duszy co dodatkowo ułatwiło nam chwilowe zamieszkanie go. Kiedy Kiara czymś się zajęła ja poszedłem do wolnego pokoju i usiadłem na łóżku ze spuszczoną głową. Dręczyło mnie wiele pytań... Bałem się, że podczas ślubu mogę coś pokręcić albo zwalić... Bałem się też wyśmiania albo, że nagle coś się stanie i ślubu nigdy nie będzie... Chciałem się ożenić z Kiarcią i to baaardzo! Po prostu ja ją kochałem na zabój i mógłbym za nią życie oddać. W pewnym momencie usłyszałem jak drzwi domostwa się otwierają dlatego wystrzeliłem jak strzała z pokoju i oczywiście wleciałem na chytrze uśmiechającego się Erica. Chciałem z Kiarą sobie zemdleć, lecz on na to nie pozwolił i usadził nas na kanapie a sam zasiadł na przeciwko nas.
- Czego wy się boicie? Uciekacie przede mną jakbym wam jakąś krzywdę niesłychaną robił... Ja rozumiem, że macie obawy więc teraz chcę was wysłuchać i uspokoić w stosunku do waszych obaw - rzekł spokojnie zakładając nogę na nogę i rozkładając się w fotelu jak jakiś mafiozo.
<Kiara? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz