Zdziwiło mnie że ta mała psinka tak do mnie lgnęła, mimo iż mnie nie znała, lecz jak było widać ten Connor był jego właścicielem. Chłopak był nawet miły, tylko sama nie wiedziałam kto miał mniej odwagi... Ja czy on. Kiedy chłopak zniknął i zostałam tylko ja, Reker i ta psinka imieniem Vinci, wyciągnęłam ostrożnie rękę do powąchania, by zapamiętał mój zapach i żeby wiedział że jestem przyjazna.
Psiak powąchał poją rękę z zainteresowaniem, po czym ją liznął, zamerdał radośnie ogonkiem, stukając nim parę razy o kołdrę i zaczął się łasić, na co chciało mi się śmiać.
- Co tam mały? - spytałam nieco radośnie, prawie zapominając o całym bożym świecie. Kochałam zwierzaki! Kiedyś chciałam zostać weterynarzem, lecz na marzeniach się tylko skończyło, bo nigdy nie miałam w szkole zeszytu czy książki... Nauczyciele przepychali mnie z litości, z klasy do klasy, a to że umiałam mówić i pisać, to był najprawdziwszy cud! Byłam zawsze najsłabsza w szkole.
Jak miałam się uczyć skoro nie miałam z czego, a warunki były jakie były... Przez to że urodziłam siew takiej a nie innej rodzinie, o zostaniu weterynarzem mogłam sobie tylko pomarzyć, a wszyscy dookoła mówili tylko że wyrośnie ze mnie dziwka i nic więcej, bo pochodzi z takiego, a nie innego domu. "Będzie z niej dupo-daja jak jej matka", "Wyrośnie z niej tylko kolejne dziadostwo". Tak o mnie mówili i sądzili ludzie... Potrafili tylko oceniać, zamiast współczuć czy pomóc jakoś dziecku w potrzebie.
Często nie jadłam tygodniami i był ze mnie istny szkielet, prawie bez masy mięśniowej! Każdego niemalże dnia, pytałam boga dlaczego się urodziłam oraz dlaczego tak muszę cierpieć. Odpowiedzi niestety nie uzyskiwałam... Często też byłam wściekła na to iż jestem dziewczyną, a nie facetem, bo oni byli silniejsi i nikt nie ślinił się tak na ich widok, wyobrażając sobie jak można mnie wykorzystać. Nienawidziłam siebie, nienawidziłam tego że się urodziłam, nienawidziłam świata, nienawidziłam wszystkiego!
Teraz co? Bałam się wszystkiego i wszystkich po tych wszystkich gwałtach, molestowaniach i torturowaniu. Szczerze to dziwiłam się że zaufałam Rekerowi i że stał się moim przyjacielem... Tylko on znał teraz całą moją historię, a Kiara tylko część. No! Ash też częściowo ją zna, lecz nie chcę o nim już mówić czy nawet myśleć! W głębi duszy czułam ze do siebie nie pasujemy, gdyż żadne z nas się do końca ne rozumiało, nie mówiąc już o licznych cierpieniach jakie ten związek wywoływał. Jednak wracając do rzeczywistości...
Psiak był przesłodki! Głaskałam go i bawiłam się z nim na tyle, ile pozwalała mi noga. Nie czułam w niej nic prócz bólu, który był wyciszany lekami. Reker siedział przy mnie jeszcze troszkę, aż w końcu się pożegnał i wyszedł, zostawiając mnie z Edwardem, którego się też panicznie bałam co widział, wiec robił powolne i spokojne ruchy jak tylko umiał. Codziennie gdy się budziłam, nie mogłam uwierzyć że nikt podczas snu mnie nie skrzywdził... Można powiedzieć że czułam się na medycznym jak w jakiejś szkole przetrwania!
Connor przychodził doglądać co z psiakiem, lecz przeważnie tylko stawał w progu i posyłał krótkie spojrzenie psu, jak i mi, po czym wychodził. Szczerze to nawet mnie troszkę interesował, bo wyglądał na silnego ale i delikatnego zarazem. Miał ładne zielone oczy i wysportowane ciało. Z tego co dowiedziałam się od Rekera, to też był snajperem i przy okazji wytłumaczył mi o co chodzi z tymi gwiazdkami czy odznaczeniami, na co za każdym razem się krzywdziłam, bo uważałam to za strasznie skomplikowane, na co się śmiał...
Po dwóch tygodniach mnie wreszcie wypisali i mogłam w miarę ruszać nogą, choć czasami jeszcze miałam z nią problemy. No cóż... Zanim wszystko wróci do normy, to jeszcze troszkę czasu minie! Jednak Edward mówił że mi przejdzie, tylko że mam brać leki które mi dał. Reker jakoś załatwił mi pokój w Ratuszu z czego się cieszyłam i właśnie mnie do niego prowadził. Był niedaleko ich pokoju, oraz ich przyjaciół wiec o tyle dobrze, że mimo tyyyyylu ludzi, będę mogła czasami do nich jakoś czmychnąć, by pogadać czy coś... Droga była dość prosta, wiec nie sprawiała mi jakiegoś problemu w zapamiętaniu jej. Kiedy otworzył w końcu mi drzwi jak na dżentelmena przystało, ujrzałam piękny pokój z którego byłam wręcz zachwycona!
Nie spodziewałam się że dostane taki pokój, lecz byłam wdzięczna przyjacielowi że mi załatwił własne cztery ściany. Do tamtego, które załatwił Ash, nie mogłam wrócić... Za dużo wspomnień, a tam by ożywały każdego dnia i nocy, kiedy tam się znalazłam razem z nim, a tego nie chciałam. Chciałam się odciąć od wszystkiego co było przedtem niezrozumiałego, bolesnego czy też złego. Czy my się to udawało? Nie do końca...
Tego co mi zrobiono, po prostu nie da się zapomnieć!
Podziękowałam przyjacielowi i zostałam w pokoju sama, gdzie też były różne ciekawe książki, za które się zabrałam. W ręce wpadła mi książka "Zwiadowcy" i czytałam ją cały czas z zainteresowaniem, nie mogąc się od niej oderwać. Po trzech godzinach ją skończyłam i nie mogłam się doczekać kiedy dorwę drugi tom.
Kiedy nadeszła noc, a jak zwykle nie mogłam spać... Kręciłam się z boku na bok, albo jak zasypiałam, to dręczyły mnie koszmary związane z ojcem, matką i tymi co mnie skrzywdzili. Była godzina pierwsza w nocy, wiec po cichu wyszłam z pokoju, później Ratusza i skierowałam się do stajni, by popatrzeć na konie. Były to moje ulubione zwierzęta i zawsze chciałam mieć jednego, lecz wiedziałam że nie ma na to szans...
Wchodząc po cichu do stajni, wszystkie końskie łby zostały skierowane w moją stronę. Przechodziłam pomiędzy nimi z zachwytem w oczach. "Takie potężne stworzenia, a potrafią być takie łagodne" stwierdziłam w myślach. W pewnym momencie moją uwagę przykuł jeden z ogierów. Wyglądał mi na rasę pełnej krwi angielskiej, co świadczyło o tym że musi być bardzo szybki, a ja takie uwielbiałam! Ogier był maści gniadej, a jego sierść pięknie lśniła. Podeszłam do niego i dałam mu powąchać moją pięść co zrobił z zainteresowaniem.
Kiedy już się nawąchał, skierował swoją ogromną głowę do mojej twarzy i fuknął mi lekko powietrzem wydychanym z płuc, co miało oznaczać tak jakby przywitanie, na co się uśmiechnęłam i zaczęłam go głaskać, co mu się spodobało, bo oparł swój masywny łeb na mojej łopatce. Był taki łagodny! Drapałam go za uchem na co przymknął lekko oczy i przysięgam że gdyby był kotem, to by jeszcze mruczał z zadowolenia! Stałam tak przez długi czas, całą uwagę skupiając tylko na koniu, którego głaskałam spokojnie i delikatnie. Jednak w pewnym momencie wyrwało mnie ciche szczeknięcie jakiegoś psa, wiec wyrwałam się z transu i spojrzałam w stronę wejścia do stajni, gdzie zobaczyłam tego psiaka, co wcześniej leżał ze mną na medycznym oraz zdziwionego Connora.
< Connor? ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz