- Czego wy się boicie? Uciekacie przede mną jakbym wam jakąś krzywdę
niesłychaną robił... Ja rozumiem, że macie obawy więc teraz chcę was
wysłuchać i uspokoić w stosunku do waszych obaw - rzekł spokojnie
zakładając nogę na nogę i rozkładając się w fotelu jak jakiś mafiozo.
Spojrzałam niepewnie na Rekera, a on na mnie i właściwie to oboje nie wiedzieliśmy jak zacząć tą rozmowę... Nikt nigdy nas się nie pytał o takie rzeczy, więc po prostu było nam dziwnie i nie wiedzieliśmy jak zacząć tą prostą rozmowę!
- No przecież was nie zjem! - powiedział łagodnie patrząc na nas, a my jeszcze bardziej nie wiedzieliśmy czy o tym mówić, bo mimo wszystko to zapewne nasze obawy były głupie i niedorzeczne, lecz i tak się cholernie baliśmy! Kochałam Rekera ponad życie i wiedziałam że to z nim chcę spędzić cale życie i oddam życie za swoją rodzinę, tylko że ten ślub mnie strasznie stresował i wydawał się jakiś taki przerażający.... Tylu ludzi, tyle gapiów, tyle stresu... Bałam się tego wszystkiego, bo znając życie pewnie się zatnę albo coś w takcie mówienie formułki. Bałam się... Po prostu się bałam! Jednak nie tego że zostanę żoną Rekusia, tylko tego całego cyrku że głos uwięźnie mi w gardle, albo zaczną się ze mnie śmiać że wyglądam okropnie w sukni i że nie powinnam w ogóle w nich chodzić... Głupie ale takie miałam strachy!
- Odezwiecie się w końcu? Przecież jesteśmy rodziną, a ja jestem tu po to by was wspierać i chronić, a nie wyśmiewać czy inne bzdety! - powiedział i poczochrał nas po włosach, co trochę pomogło, bo przez chwilę to czuliśmy się tak jak na jakimś przesłuchaniu policyjnym, gdzie jest tak zwany "dobry i zły glina".
- Raczej wiesz czego się obawiamy - westchnęłam, odzywając się nagle, co przerwało tą cholerną ciszę, która była chyba naładowana jakimś napięciem, które teraz nieco zmalało, ale bałam się i tak troszkę o tym mówić.
- Boicie się że ktoś was wyśmieje albo zapomnicie jak się mówi? - bardziej stwierdził niż spytał, na co spojrzeliśmy znowu na siebie z Rekerem.
- Za dużo ludzi, za dużo wszystkiego... -szepnął ukochany.
- W dodatku większość to Twoja rodzinka - mruknęłam na co na mnie spojrzał.
- Prawie jej nie znam! Są dla mnie w większości obcy - westchnął spuszczając wzrok w ziemię.
- Nie możecie pozwolić żeby zjadł was strach! Jeździliście i nadal jeździcie na najtrudniejsze misje i się nie boicie niczego, a boicie się własnego ślubu, gdzie to powinien być najszczęśliwszy dzień w waszym życiu? - zdziwił się wujek, na co teraz i ja spuściłam głowę, bo zdałam sobie sprawę jak to wyglądało...
< Reker? Eric? brak weny ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz