niedziela, 2 kwietnia 2017

Od Erica cd. Kiary

Najpierw była ciemność... Mrok jaki panował w miejscu w jakim przebywałem nie był taką zwykłą ciemnością nocy. To coś co otaczało mnie ze wszystkich stron było nawet ciemniejsze od smoły. A mówili, że będzie światełko w tunelu - mruknąłem lekko rozbawiony, lecz po chwili moja powaga wróciła. Już sam nie wiedziałem co się ze mną tam na dole dzieje... Ja żyję czy umarłem? Jaki idiota zrobił na mnie zamach? Jeśli żyję to czy przypadkiem nie wylądowałem w śpiączce? Wiele pytań zero odpowiedzi. Nie wiem ile czasu minęło gdy tak siedziałem z podciągniętymi kolanami pod brodą, lecz wreszcie zrobiło się tu jaśniej i mogłem zobaczyć wszystko co dzieje się w naszym świecie. Skończyli właśnie mnie operować i mówiąc szczerze wyglądałem okropnie... Respirator odwalał za mnie całą robotę związaną z oddychaniem co na swój sposób było przerażające, ale dawało mi nadzieję na lepsze jutro. Ja żyję! Ciekawe czy mam się śmiać czy też płakać - westchnąłem podążając wzrokiem za Kiarą, która wraz z Edwardem i resztą ratowała mi życie. Kiedy już prawie uciekała mi z pola widzenia ja poczułem szarpnięcie a po chwili znalazłem się na ziemi jako duch! Normalnie stałem na podłodze i mogłem zobaczyć swoje ledwo widoczne ręce! Nie zastanawiając się długo ruszyłem za siostrzenicą do jak się okazało mojego gabinetu. Byli tak jej ludzie a po ich rozmowie wywnioskowałem, iż to im właśnie oddaje całą ochronę i szukanie mojego niedoszłego mordercy. Dziwiło mnie to, że podejrzewała kogoś z moich zaufanych ludzi... No na pewno Edwarda, Masona i Kiasa o nic bym nigdy nie podejrzewał, bo nie znam ich przecież od wczoraj i wiele razy oni mi ratowali skórę albo ja im. Co do reszty to już sam teraz nie wiem... Niby są grzeczni oraz mnie szanują, ale po tym nagłym zerwaniu traktatu pokojowego z Trupami, niektórzy żołnierze nie byli zadowoleni, bo mieli tam niezłe kontakty a wiecie jacy niektórzy są... Byle w weekend się schlać i dostać jakąś ładną dupę, z którą się chcą pieprzyć. Wracając do teraźniejszości! Kias coś tam pomruczał sobie i nazwał Kiarę "panią założyciel" co brzmiało z jego ust tak poważnie i śmiesznie, iż sam nie wiedziałem co ze sobą zrobić więc zasiadłem na krześle na przeciwko dziewczyny i czekałem tylko na dalszy ciąg wydarzeń. Martwiłem się o narzeczoną i synka, ale kiedy usłyszałem, że zajmą się nim jej przyjaciele trochę mi ulżyło chociaż nadal miałem małe obawy co do dawania go pod opiekę nadal ciut obcym dla mnie ludziom... Jedno muszę przyznać! Niebieskooka rozsiada się tak samo jak ja! Niczym typowy mafioza, jeszcze jej tylko papierosa brakuje i jakiegoś gościa za plecami! Śmieszne - stwierdziłem w myślach idąc za nią by wrócić na salę gdzie zobaczyłem roztrzęsioną ukochaną, do której od razu podbiegłem i chciałem ją do siebie przytulić, lecz byłem niczym powietrze... Czułem się taki bezradny... Nie płacz kochanie... Będzie dobrze, zobaczysz! Ja się obudzę! - mówiłem bez sensu, bo mój głos pomimo echa był nierealny. Nikt nie mógł go usłyszeć oprócz mnie... Na szczęście Kiara uspokoiła jakoś Katrinę, która zaczęła jej tłumaczyć co i jak działa w naszym obozie od strony założyciela. Ukochana mówiła to w miarę prostym i zrozumiałym językiem więc nie dziwiłem się, iż szybko załapała o co w tym wszystkim biega. Racja różniliśmy się trochę od Duchów, lecz ja zawsze uznawałem, że nasz sposób postępowania jest lepszy oraz sprawniejszy tak samo jak i szybszy.
****
Minął dzień a ja łaziłem wszędzie tam gdzie była Kiara. Może to i dziwne, lecz gdy oddalałem się od dziewczyny o dwa metry zaczynałem czuć pewien dyskomfort, który później przeradzał się w ból nie do opisania więc dla bezpieczeństwa postanowiłem, że dystans nas dzielący będzie bardzo krótki. Czasami czułem się jak szczeniak na smyczy, który musi chodzić przy nodze właściciela... Brrrr... okropne uczucie! Co mnie zaskoczyło i spodobało się najbardziej jako duch nie odczuwałem zmęczenia ani senności, chociaż nie wiem czy bym chciał coś takiego na okrągło odczuwać, bo sen to jednak sen... może być przyjemny albo straszny, lecz moim skromnym zdaniem to jedna z najlepszych części nocy a czasami i dnia... zależy czy tany ludź robi sobie drzemki... Boże Eric za dużo myślisz - mruknąłem na siebie wracając wzrokiem do Kiary, która grzebała w papierach będąc pod dużym wrażeniem szczegółowości moich ludzi co bardzo mi się spodobało. No nie jesteśmy co prawda tacy jak Duchy, ale miło, że ktoś tak jakby nas docenia za to co robię ja i moi ludzie. Wiedziałem, że w Kiarze płonie chęć zemsty za to co mi zrobiono i szczerze mówiąc jej się nie dziwiłem, bo gdy jej się coś stało to też robiłem wojny i inne gówna, żeby słono zapłacili za swoją głupotę i krzywdzenie mojej kochanej rodzinki. Śmiać mi się chciało jak widziałem jej mocowanie i wnerwianie się na pióro, lecz brawa dla niej, bo to opanowała i czułem narastającą w sobie dumę. Dam ci podobne na urodziny? Co ty na to Kiaruś? - zaśmiałem się patrząc przez okno Ale byś się wściekła! Chociaż może byś się cieszyła... Nie wiem zastanowię się - dodałem zdając sobie sprawę, że gadam sam do siebie co w pewnym sensie było idiotyczne, ale dawało mi takie uczucie, że nie siedzę tutaj sam, nawet jeśli mnie nie słyszy.
****
Minął tydzień a ja mogłem śmiało stwierdzić, iż moje ciało powoli wracało do swojego normalnego stanu. Serce mi się normalnie łamało gdy widziałem cierpienie Katriny no ale co ja w tedy mogłem zrobić? To wszystko stało się tak nagle, że widziałem tylko błysk sylwetki znikającej na dachu budynku. Ten Raul co był byłym kryminalnym nieźle węszył a moi ludzie nawet nie połapali się, że trwa śledztwo, za co pewnie Mason się wściekła, bo chciał wiedzieć kto mnie zaatakował... Kias strzegł mojej siostrzenicy za co byłem mu wdzięczny, bo bym sobie nie wybaczył jakby coś i jej się stało! Ty ona ma chyba więcej tu ludzi niż ja - mruknąłem pewnego razu kiedy zdawali raporty dotyczące postępów co mnie lekko zdziwiło, ale mogłem przynajmniej jakoś kojarzyć tych ludzi. Najbardziej podejrzewali Isaac'a i Rhys'a, lecz postanowiłem ich od razu nie bronić, bo kto wie czy to nie oni... Dziwnie się czułem, że w mojej podświadomości ktoś jakby mi mówił, że mój zaufany człowiek próbował mnie zarżnąć jak prosiaka... Znudzony już taką niewiedzą Kiary na temat, iż tu cały czas jestem zacząłem się zastanawiać jak jej to przekazać. Nie mogłem podnosić przedmiotów ani wywoływać hałasu... normalnie istne powietrze było ze mnie! Kręciłem się nerwowo po swoim gabinecie próbując coś wykombinować i nagle dotknąłem palcami szyby gdzie pojawiły się chwilowo odciski palców! No to mam pomysł - zaśmiałem się podchodząc do ekranu laptopa gdzie szybko palcami napisałem "Jestem" a potem Kiara się zatrzęsła z zimna więc na dodatek musiałem jeszcze coś zrobić, że uderzyło w nią zimne powietrze.

<Kiara? :3 Zdziwko? xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz