sobota, 29 kwietnia 2017

Od Kiary cd. Reker'a

Kiedy obudziłam się na oddziale medycznym w wieży, myślałam że zawału dostanę! Szybko się z Rekerem poderwałam, mimo ran i wyrwaliśmy sobie kroplówki z rąk. Wyjęłam również szybko ze swojego gardła rurkę intubacyjną, bo mogłam samodzielnie oddychać, a teraz aparatura mi przeszkadzała... Pomogłam wyjąć do Rekerowi i szybko skierowaliśmy w stronę wyjścia, mimo potorfowego bólu w klatce piersiowej.Kiedy dochodziliśmy do wyjścia, nagle w drzwiach pojawił się wujek Eric.
- Kiara! Reker! Musicie leżeć! - powiedział stanowczo, na co pokręciliśmy przecząco głowami.
- Nigdy nie będziemy się leczyć w Duchach! Pewnie znowu nam jakieś trucizny podają, bo zwolenników Williama czy Michaela pełno było, a poza tym, to założę się że nadal niektórzy chcą nas zabić, bo myślą że zdrajcami jesteśmy! - warknęłam zła, lecz zaraz się uspokoiłam, łapiąc się za serce, a nogi mi zadrżały.
- Nie zostaniemy tu ani chwili dłużej wujek! - odezwał się stanowczo ukochany, pomagając mi się utrzymać na nogach.
- Nadal nie cierpię wieży po tym co nam zrobiono... Nie czuję się bezpiecznie i chcę się kurować w domu! Tutaj lekarze mogą zapisywać że coś podali z lekarstw, a tak naprawdę mogą podać truciznę, bo nie raz tak było, kiedy leżeliśmy w gorszych stanach! Tyle że dopiero niedawno zdaliśmy sobie z tego sprawę... Nie zmusisz nas do zostania w wieży! - powiedziałam ledwie żywa, na co chwilę milczał, lecz po chwili westchnął ciężko.
- Nie puszczę was samych, więc zostańcie i poczekajcie na ludzi aż się zbiorą... - powiedział spokojnie.
- Co z naszymi końmi? Mam nadzieję że nikt im krzywdy nie zrobił! - spytał Rekuś zdenerwowany lekko.
- Wszystko z nimi dobrze! Są na placu i nie dają podejść do siebie nikomu z Duchów... - odparł, na co nam ulżyło - Poczekajcie chwilę... - dodał łagodnie, na co usiedliśmy wyczerpani takim długim staniem. No nie oszukujmy się! Takie rany to normalnego człowieka powinny unieruchomić na jakieś dwa, trzy tygodnie, a my tu po kilku godzinach już hasamy jak głupi! Wujek Eric gdzieś na chwilę wyszedł, a my oczywiście nie zamierzaliśmy czekać!
Każda chwila spędzona w wieży była teraz jakby torturą, tyle że taką psychiczną, więc ubraliśmy się szybko, oczywiście zakrwawione mundury na siebie i szybko poszliśmy po schodach na zewnątrz, gdzie idąc ostrożnie z cienia w cień, zagwizdaliśmy cicho na nasze konie, które od razu do nas przybiegły, parskając cicho na powitanie.
Wdrapaliśmy się jakoś na nie i czekaliśmy, aż przy zmianie wart otworzą bramy wracającym żołnierzom. Co jak co, ale my najlepiej znaliśmy wieżę i jej zwyczaje! Chwilę jeszcze poczekaliśmy, a gdy bramy się szeroko otworzyły, popędziliśmy nasze wierzchowce od razu w cwał, więc bardzo szybko wydostaliśmy się poza bramy, mijając zdziwionych, wracających żołnierzy Duchów.

< Reker? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz