sobota, 8 kwietnia 2017

Od Jackoba cd. Tamary

Z tego co widziałem i zrozumiałem ze słów Olivera to dał nam coś na szybsze trzeźwienie, no obiecał też, że nie wygada Wiliamowi co było wielkim wybawieniem, bo jak dziad by nas dorwał to mielibyśmy nieźle przekichane. Dobrze pamiętam co było jak Reker pierwszy raz stanął przed wielkim założycielem... Ło joj to się działo! Na szczęście przyjaciel ma lepszą kondycje od Wiliama i jakoś obyło się bez trzepania skóry, ale wściekły był i to bardzo. Po tym wszystkim widząc jak trzeci zamyka za sobą drzwi opadłem z powrotem na łóżko zasypiając natychmiastowo.
****
Od ostatnich wydarzeń minęło sporo czasu... Jesteśmy teraz członkami Śmierci gdzie jest aż od groma dobrych ludzi! A pomyśleć, że przez tyle lat byliśmy zapatrzeni w swój obóz i wpajano nam do głowy jaka to Śmierć jest zła i niedobra. Tak bałem się jeszcze jakoś Helsinga, który miewał swoje humorki, lecz najbardziej zależało mi na tym by Tamarze nic się nie stało i żeby była szczęśliwa. Tęskniłem trochę za mamą, która została sama w Duchach, ale wiedziałem, że sama by mi kazała opuścić wierze gdyby się pierwsza dowiedziała o tym całym cyrku w naszym byłym obozie. Poza tym Oliver, Billy i Ruby ponoć zrobili tam rewolucje przez co ma być spokojnie w co niestety średnio wierzę. Wracając do teraźniejszości to mamy piątą rano a ja już nie mogąc spać przytulam się do wtulonej we mnie Tamarci i uważnie ją obserwuje jakby zaraz miała mnie zabić czy coś! Słyszałem ze sobie znalazła jakiś nowych znajomych, ale nie chciałem jak na razie wnikać w szczegóły. W końcu gdy na zegarze wybiła godzina piąta dwadzieścia pięć przez co nie wytrzymałem i delikatnie zrzuciłem swoją kocicę z łóżka na co ta od razu się ocknęła i zaczęła się rozglądać za wrogiem, który ją zaatakował, lecz zatrzymując wzrok na mnie zrozumiała co zrobiłem. Tamarka wbiła we mnie morderczy wzrok oraz wdrapała się z powrotem na łóżko zasłaniając kołdrą.
- No nie gniewaj się już kochana - powiedziałem odkrywając ją lekko i całując w usta - Chodźmy się przejechać! - dodałem patrząc jej prosto w oczy przez co zerknęła na zegar i aż wytrzeszczyła oczy widząc godzinę.
- O tej godzinie? - jęknęła spoglądając na mnie z niezadowoleniem.
- Oh... Jak nie chcesz nie musisz jechać... Sam pojadę... - westchnąłem odsuwając się od niej i gdy miałem już wstawać dziewczyna złapała mnie za rękę.
- Pojadę! Tylko na spokojnie wariacie mój! - zaśmiała się cicho na co się uśmiechnąłem i skinąłem głową dając jej czas na przebudzenie się, w którym przebrałem się w mundur oraz jakoś w łazience bardziej ogarnąłem włosy i twarz. Kiedy wróciłem do pokoju moje kochanie skakało tu i tam w normalnych ciuszkach szukając najprawdopodobniej swojej broni, którą specjalnie schowałem więc nie chcąc by się gniewała wyjąłem niezauważalnie wraz ze swoją.
****
Po dwudziestu minutach pędziliśmy już w stronę południa. Było strasznie gorąco! No cóż w tych czasach temperatury są albo strasznie wysokie albo strasznie niskie więc trudno się właściwie dostosować do pogody... Staraliśmy się jechać w cieniu, lecz podczas jazdy do "mojego" nowo poznanego miejsca na terenach Śmierci musieliśmy często przemóc się i jechać w tym diabelskim słońcu. Docierając nad piękne jezioro zeszliśmy z koni i stanęliśmy na małym wzniesieniu gdzie objąłem Tamarkę.
- Podoba ci się? - zapytałem na co skinęła głową - Cieszę się - dodałem całując ją w tył głowy. Patrzeliśmy tak jeszcze trochę aż wreszcie pociągnąłem ją za rękę a będąc przy brzegu wrzuciłem ją do wody, ale ta była również sprytna i w ostatniej chwili pociągnęła mnie za nogawkę munduru. Chodź nie było zbytnio głęboko udałem, że tonę a gdy moje kochanie zaczęło panikować wstrzeliłem z wody jak sprężyna całując ją w usta - Bałaś się o mnie? - zapytałem z chytrym uśmieszkiem.

<Tamara? :3> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz