wtorek, 4 kwietnia 2017

Od Erica cd. Will'a

Leki nie pomagały mi w ogóle... Leżałem cały czas na brzuchu czytając jakąś nudną książkę, która nie zaciekawiła mnie w żadnym stopniu. Ciągłe krążenie w okół jednego tematu gdzie morderca jest na wyciągnięcie ręki i mieszka nawet z ludźmi u których mieszka nas super detektyw... No po prostu porażka autora jak nie wiem... W końcu gdy na zegarze wybiła godzina druga postanowiłem iść do Edwarda by dał mi jakieś silne leki nasenne czy inne pierdoły, które pomogłyby na to wszystko bym zaczął działać jak normalny człowiek, który nic a nic nie przeżył w życiu.
Dochodząc na oddział medyczny pierwszy kto rzucił mi się w oczy był Kias, który coś tam mruczał pod nosem, bo pewnie śniło mu się coś dobrego... Następny był Mason, który praktycznie jak na szpiega przystało znikał niemal w ciemnościach a Will'a nie było! Na dodatek Edward spał jak zabity co świadczyło o jego ogromnym zmęczeniu więc nie byłem na niego zły, bo w końcu musiał się przyzwyczaić do tego, iż nie tylko on pracuje tutaj jako lekarz. Podszedłem do blondyna po cichu i jednym szybkim szarpnięciem wybudziłem doktorka ze snu, ale nie pozwoliłem mu krzyknąć gdyż od razu zjawiliby się tutaj żołnierze a poza tym nie chciałem budzić dwójki odpoczywających szpiegów.
- Eric? - zdziwił się szepcząc na co skinąłem głową - O co chodzi? Poszedłem spać, bo byłem zmęczony... - dodał szybko obserwując moje ruchy.
- Wiem przez co zły nie jestem, ale wytłumacz mi jedno... Gdzie do jasnej cholery jest Will?! - powstrzymałem się od warknięcia wskazując ruchem ręki łóżko gdzie powinien leżeć Parker.
- No jak zamknąłem oczy to tu jeszcze był... - przetarł lewą ręką oczy nie kontaktując jeszcze ze światem - Lepiej go poszukaj nie powinien opuszczać oddziału w takim stanie - rzucił nagle najwidoczniej trzeźwiejąc ze snu.
- Czyli jednak dzisiaj nie pośpię... - mruknąłem pod nosem - Dobra ty weź już nie śpij a ja pojadę poszukać dzieciaka... - powiedziałem opuszczając oddział medyczny. Po drodze wszedłem w cień i zgarnąłem nie zdziwionego Leona, który nie był zachwycony tym, iż po raz enty go odkryłem. - Powiedz, żeby siodłali Diabla - westchnąłem a on skinął głową pogrążając się w mroku. W międzyczasie zgarnąłem też kilku swoich ludzi, którzy najwidoczniej też spać nie mogli dlatego ucieszyli się na wieść od misji.
****
Jak zwykle wszyscy ledwo nadążali za szalonym cwałem Diabla, który wprost uwielbiał nocne przejażdżki i nie mógł się hamować co do szaleńczego tępa. Nagle usłyszałem strzał więc od razu mój zmysł snajperski nakierował mnie w odpowiednie miejsce na terenach a gdy wjeżdżaliśmy na jedną z naszych ziem zobaczyliśmy truchło jednego z żołnierzy oraz dwójkę najprawdopodobniej pobitych dzieci i Will'a. W tym momencie cała złość mnie mnie opuściła, bo wiedziałem co tu mogło się wydarzyć. Jednak są tu jeszcze ludzie podobni do Ricka - warknąłem w myślach zatrzymując konia parę kroków przed nimi. 
- Coś ich boli? - zapytałem patrząc z pogardą na zwłoki.
- Pobił ich i próbował zabić... - rzekł blondyn uważając by nie przestraszyć swoim tonem głosu i dzieci. Pierdolone potwory - stwierdziłem ostrym tonem w myślach łapiąc się za klatkę piersiową gdzie od razu wyczułem bliznę będącą pamiątką po "kochanym" ojczulku... Zamyślony usłyszałem też obraźliwy komentarz jednego z żołnierzy dlatego posłałem mu mordercze spojrzenie. Cieszcie się, że wy mieliście kochane rodzinki - fuknąłem w myślach wracając do wzrokiem do dzieciaków.
- Ty też źle wyglądasz... Zabrać ich do ratusza! A ty już więcej nie uciekaj - rozkazałem szybko a sam ruszyłem przed siebie w głąb lasu. Miałem już powoli tego wszystkiego serdecznie dosyć! Jedni nie szanują swoich rodziców, którzy chcą im dać jak najlepszy start w dorosłe życie a inni natomiast tak jak ja mieli od urodzenia przesrane błagając tylko o dobry dom, który na szczęście dali mi Sawowie, lecz jak ich teraz przy mnie nie ma znowu wszystko wraca i nawet cholerne leki nie dają sobie rady, żeby uporządkować moją psychikę...
Pędziłem tak w nieznanym kierunku chyba z dwie godziny aż wreszcie Diablo dostał humorki i zrzucił mnie ze swojego grzbietu przez co lekko po odzierałem skórę na dłoniach.
- Dzięki wielkie wiesz?! - mruknąłem na niego a ten zarżał najwidoczniej rozbawiony całą sytuacją - Do ratusza już! - rozkazałem a te spojrzał na mnie ze zdziwieniem po czym trącił mnie pyskiem - Diablo zostaw... - westchnąłem głaszcząc go i odczepiając od siodła Baretta M82 wskazałem mu głową kierunek północy - Wracaj do domu koniku... Ja sobie poradzę! No już Diablo ratusz! - powiedziałem spokojnie a karus nieufnie zerwał się w odpowiednim kierunku. Wreszcie spokój... - rzekłem w myślach wyruszając na południe gdzie chciałem się powłóczyć aż do rana. 

<Will? :3 Zainteresujesz się zniknięciem Erica? ;c> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz