niedziela, 2 kwietnia 2017

Od Erica cd. Will'a

Bałem się go... Już jedno szturchnięcie wywołało u mnie atak paniki nagrodzony mocnym uderzeniem ze strony Rick'a. Nie mogłem go nazwać ojcem, którym nigdy dla mnie nie był! Może Samuel go kochał, ale dla mnie był tylko ścierwem, które zginęło z mojej ręki. Kiedy miała się już zacząć jego poważniejsza "zabawa" wpadł Onix, który najeżył się wściekle a mężczyzna nie mógł uwierzyć w to co widzi. Trafiłem do pustki jako sześciolatek więc wilk był dla nie ogromny, lecz i tak się cieszyłem, że tu przyszedł i zaczął go gonić oraz kąsać i wyrzucać w powietrze. Ledwo powstrzymywałem się od śmiechu, bo z mojej perspektywy wszystko wyglądało tak komicznie, że czasami musiałem przetrzeć oczy sprawdzając czy to wszystko na pewno dzieje się na prawdę. Kiedy Rick wreszcie w strachu o swoje pozaziemskie życie uciekł ja przytuliłem się do wilka i podziękowałem mu za wszystko. Nadal nie mogłem pojąć jaki ja byłem za dzieciaka drobny i chudy normalnie to nie ten ja! Chciałem jeszcze coś wydukać do wilka, lecz nagle czar prysł a ja obudziłem się trochę spocony i zestresowany w swoim łóżku a co najdziwniejsze na szyi miałem medalion, który leżał przez cały czas na szafce nocnej. Dopiero później zauważyłem Katrinę z Chriskiem na rękach więc domyśliłem się, że to ona mi go założyła gdy się pewnie przez sen rzucałem!
- Eric martwiłam się - powiedziała siadając obok mnie na łóżku.
- Niepotrzebnie kochanie... To tylko koszmary i tyle - uśmiechnąłem się do niej łagodnie i głaszcząc po policzku ją pocałowałem - Jak się czujecie? - zapytałem patrząc na synka, który przeciągle ziewnął - Bo połkniesz tatusia - zaśmiałem się cicho.
- Byliśmy na spacerze, prawda Chrisek? - zapytała a on poruszył rączkami jakby się z nią zgadzał.
- No to ciekawie mieliście - stwierdziłem - Ja nie miałem tak różowo - dodałem po chwili opadając z powrotem na łóżko plecami.
- Słyszałam, że skończyłeś z tamtym gościem... - westchnęła patrząc na mnie przez co się lekko zmieszałem.
- No tak jakby jest już w innym świecie - mruknąłem pod nosem - Kochanie ciesz się, że go nie wiedziałaś - dodałem szybko drapiąc się po karku.
- Wiem jak potrafisz zmasakrować ciała więc się nawet bardzo cieszę - rzekła a mi zrobiło się tak dziwnie głupio. Chociaż Katrina już nie raz widziała i słyszała o tym co robię nigdy mnie nie zostawiła chociaż miała do tego wiele okazji. Nie wiem sam czy ja bym wytrzymał na jej miejscu... może robiła to tylko ze względu na dziecko? Nie ona taka nie jest... - Kochanie coś się stało? - wyrwała mnie z zamyśleń na co potrząsnąłem przecząco głową.
- Nie ja tylko musiałem coś szybko przemyśleć - stwierdziłem przeciągając się.
- Wiem co ci pogłowie chodzi, ale to jest głupota Eric! Ja cię nigdy nie zostawię a to co robisz za pewne jest słuszne więc już się nie zadręczaj - powiedziała na co na mojej twarzy wykwitł łagodny uśmieszek. Szybko wstałem, przebrałem się w nowe rzeczy i już miałem wychodzić, lecz zatrzymałem się i zostałem aż do momentu zaśnięcia mojego małego synusia. Potem pocałowałem jeszcze Katrinkę w czoło a widząc jak i ona pada z nóg powiedziałem jej ciche "dobranoc" i opuściłem sypialnie kierując się na medyczny.
****
Kiedy wchodziłem na oddział zobaczyłem jak Will kilka razy mrugnął dlatego oparłem się o ścianę i patrzyłem jak Edward od razu zaczyna robić swoje. Chłopak doszedł do siebie dopiero po pięciu minutach a widząc swojego ojca był tak szczęśliwy i niepewny, że nie wiedział co zrobić dlatego Billy sam go do siebie przytulił a ten ufnie się w niego wtulił szukając bezpieczeństwa. O dziwo Kias zaczął budzić się zaraz po nim. Głupek zaczął się śmiać jakby go coś opętało na co maiłem ochotę strzelić sobie facepalm'a. Kias kiedy wreszcie jakoś się opanował i spostrzegł, że wszyscy się na niego patrzą, zerwał się do siadu i łapiąc się za klatkę piersiową wstał za co miałem mu ochotę strzelić w łeb, ale byłem ciekawy ile jest w stanie zrobić z takimi ranami.
- Sorry doktorku, ale lecę szpiegować ludzi, bo mi godziny uciekają w robocie - zaśmiał się mówiąc jakby był przed apokalipsą. Nie zastanawiając się długo przebiegł obok mnie znikając na korytarzu.
- Eric?! Coś ty zrobił! Goń go! - warknął zły Edward, że go nie złapałem na co pokazałem mu trzy palce u prawej ręki.
- Trzy, dwa, jeden - rzekłem a w tym momencie na oddział wrócił Leon prowadząc Kiasa, który się krzywił i trzymał rękę w miejscu gdzie miał ranę postrzałową. - Kias ty idioto - mruknąłem a oczy Leona idącego przez cień niebezpiecznie błysnęły co spowodowało zdziwienie u Will'a i jego ojca. Szpieg nie wiedząc o co im chodzi po prostu to zignorował i szedł dalej niemal rzucając swoim kolegą o łóżko. Edward nawet nie czekał na zaproszenie, ponieważ pas poszły w ruch a on jęknął niezadowolony z takiego obrotu spraw.
- Nie sądzisz, ze to trochę nie fair?! Jak ty dostałeś to my cię nie wiązaliśmy Eric - mruknął jak naburmuszone dziecko.
- Oj tam! Ja w przeciwieństwie do ciebie lubię w wyże leżeć - burknąłem niby obrażony.
- Ta a ja jestem księdzem! - wtrącił się Edward - Gdybyś tu leżał to trzeba byłoby związać cię od razu, bo jakbyś zaczął kontaktować to zwiałbyś Bóg wie gdzie - dodał a ja zmierzyłem go morderczym wzrokiem. Kiedy Kias już leżał spokojnie Leon podszedł do mnie a jako iż stałem w cieniu jego ślepia mocno błysły mocno się wyostrzając. Nawet nie wiecie jakie bezcenne były wzroki Parkerów (nie licząc Masona oczywiście).
- A tym co? - zdziwił się patrząc na nich z przekrzywionym jak pies łbem.

<Will? :3 Zdziwko? xd Rodzinka przyjedzie w obstawie? xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz