sobota, 1 kwietnia 2017

Od Erica cd. Will'a

Wnerwiony do granic opuściłem oddział medyczny. Chciałem iść do swojego gabinetu gdzie mógłbym się zrelaksować i zapomnieć o całym Bożym świecie, lecz podczas mojej podróży za ramię złapał mnie Raul, który zaciągnął mnie do pomieszczenia gdzie jak zwykle Evarest nic oprócz czytania książki oraz siedzenia na biurku nie robił, lecz teraz go olałem i z zainteresowaniem zacząłem obserwować wszystko co przygotował dla mnie mężczyzna.
- To jakiś amator... Zostawił już na pierwszej poszlace kilka odcisków placów... później niedopałek papierosa - mruknął wskazując na poszczególne przedmioty - Pewnie, żeby wrobić tamtego gościa użył też swojej wiedzy kryminalnej, która jest zapisana niemal w każdym podręczniku. Szybko go znajdziemy! Wydaje mi się, że typ jest bardzo przewidywalny - dodał jeszcze a wtedy do pomieszczenia wszedł żołnierz w białych rękawiczkach a w rękach trzymał SWD.
- Nasz sprawca strzelał dzisiaj z SWD.... Gdzie to znalazłeś? - zapytałem chłopaka, który stanął w miejscu parę kroków przed nami.
- Leżało w śmieciach kilka uliczek dalej od miejsca, z którego snajper postrzelił Kiasa - powiedział spokojnie a my skinęliśmy głowami i gdy tylko brunet oddał broń i wyszedł Raul cicho się zaśmiał.
- Nie no on na prawdę jest jakąś ciapą - stwierdził siadając na krześle - Robi takie podstawowe błędy, że to jest śmiechu warte - rzekł patrząc w stronę niewzruszonego Evaresta, który zaczął się już powoli interesować całą sprawą. Przyznam się szczerze, że przez tą całą sytuację z truciem Will'a zacząłem czuć się jak CSI: Kryminalne zagadki nowego jorku! Pamiętam jeszcze jak moja mama to lubiła oglądać i jak byłem młodszy to od razu mnie do łóżka wyganiała bym nie patrzył na tą całą krew i brutalne morderstwa osób, które mam teraz niemal na co dzień. - Atakował przeważnie o godzinie 18 a chłopaka truł niemal codziennie oprócz niedziel i sobót, bo pewnie w tedy miał najwięcej pracy. Skoro morderstwo nie poszło mu przez cyjanek ani broń palną pewnie będzie chciał majstrować coś przy lekach, którym pewnie będą ciecze bezbarwne... Zastawimy pułapkę na naszego gagatka! Mógłbym prosić o dostęp do bazy danych? Skoro mam odciski to łatwo je dopasuję, ale nie zrobimy mu od razu nalotu, bo gdyby się nie udało zapewne zwiałby ze swojego mieszkania czając się gdzieś u rodziny, znajomych albo też w innym obozie gdzie dostałby może lepsze pomysły na morderstwo... mógłby też wynająć do tego sobie innego i lepszego człowieka a wtedy skończyłoby się to na dwa sposoby, których raczej nie muszę przedstawiać - mówił a ja w tym czasie wyjąłem z szafy laptopa na co Evarest popatrzył czujniej na Raula. No niestety był to jego laptop, ale cóż gówno na nim za przeproszeniem robi... No może czasami weźmie się do roboty i odszuka nam jakiegoś zdrajcę, ale to już zdarza się bardzo rzadko i trzeba mu grozić zabieraniem literatury kryminalnej, bo dopiero wtedy rusza dupę i z płaczem bierze się do roboty obiecując poprawę, która powolutku zaczyna się pokazywać. Kiedy podałem to cudo techniki naszemu kryminalnemu ten od razu po nakierowaniu zaczął wszystko sprawdzać i już po niecałych piętnastu minutach włączył odpowiednie cyfrowe akta.
- To on? - zapytałem wodząc wzrokiem najpierw po zdjęciu mężczyzny a dopiero później skierowałem się na imię i nazwisko. Bastian Todd - przeczytałem w myślach. Nic szczególnego facet nie robił... Żołnierz jak żołnierz... miał dwie gwiazdki na mundurze no i interesował się trochę snajperstwem, ale nawet do jednej srebrnej mu daleko.
- Tak... Trzeba zrobić jakąś obstawę czy coś... Mam nadzieję, że na oddziale jest już jakaś ochrona dla Will'a - rzekł wstając na co skinąłem głową.
- Dwóch szpiegów z najlepszej piątki ich pilnują - stwierdziłem widząc przed oczami Leona i Luisa - Koło magazynu możemy ustawić czwórkę szpiegów, klucze do miejsca gdzie przechowywane są leki ma Edward i zostawia je dopiero o godzinie dwudziestej drugiej. Możemy do złapania Bastiana wykorzystać metodę łapanki to korytarz bez żadnych rozgałęzień więc nam nie zwieje - zaproponowałem opierając się plecami o ścianę.
- Skoro zostawia je o dwudziestej drugiej to Todd pewnie poczeka z godzinkę, żeby je zabrać. Jako, iż pracuje do siedemnastej czterdzieści pięć pewnie znowu zaplanuje wszystko na osiemnastą, bo Will dostaje leki równo o wpół do siódmej gdzie lek zdąży już wejść w reakcję z trucizną. Kiedy wejdzie do składziku żołnierze niech wykorzystają metodę łapanki byle ich mur był dość gruby, bo trzech żołnierzy na taki szeroki korytarz nie starczy... O wszystkim zawiadomią ich szpiedzy więc muszą zachowywać się naturalnie - mówił ustalając cały plan, nad którym przesiedzieliśmy może jeszcze z pół godziny i nawet Evarest się dorzucił ze swoimi propozycjami, które po części wykorzystaliśmy. Cała akacja miała trwać najwięcej dwadzieścia minut a ja już nie mogłem się doczekać tortur jakie mu zadam...
****
Minął dzień a na zegarze wybiła właśnie godzina osiemnasta więc oderwałem się o papierków, które odsunąłem od siebie na bezpieczną odległość oraz rozsiadłem się wygodnie w fotelu zakładając nogę na nogę niczym jakiś mafiozo i wbiłem wzrok w drzwi. Liczyłem w myślach każdą sekundę jak i minutę zastanawiając się czy aby na pewno Raul dobrze przewidział atak i czy aby na pewno niczego nasi nie schrzanili przy łapance. Kiedy minęło piętnaście minut do gabinetu z szybkim i nerwowym pukaniem wleciał Luke, który po mimo zmęczenia wyszczerzył się do mnie radośnie.
- Złapaliśmy Todd'a powinien właśnie siedzieć w sali tortur... - wydusił z siebie i robiąc szybkie dwa kroki zniknął mi z pola widzenia z powodu wyjścia z drzwi. Z cichym westchnięciem wstałem i przeciągając się niczym tygrys bengalski poszedłem do znienawidzonego przez katów pomieszczenia. Chłopcy mówili zawsze młodym, że jeśli dostaną kogoś do przesłuchania muszą wyrzucić przed drzwiami z siebie całą dobroć oraz współczucie jakie sobie posiadają... Kat nie może sobie pozwolić na wahania... musi tylko wyciągnąć za wszelką cenę informacje dla swojego obozu.
****
Do pomieszczenia gdzie czekał już na mnie związany Bastian wprosiłem się jak do siebie. Bez pukania, bez zapytania po prostu drzwi pchnąłem od razu a te przyjemnie niczym w horrorach zaskrzypiały. Na szczęście bądź nie szczęście nasz koleżka nie był jeszcze zakneblowany i to aż dziwne, że nie darł się w niebo głosy.
- Wiesz specjalnie ubrałem dzisiaj gorze rzeczy by się na tobie wyżyć - zaśmiałem się głośno a echo rozeszło się po sali uderzając o ściany i wracając do Todd'a ze zdwojoną siłą - Biedny... Żona umarła na skutek raka a ty jak ostatni tchórz siedziałeś we Francji pieprząc się z jakąś tanią kurwą... Chciałeś wsypać niewinnego człowieka, który ma wspaniałe życie i nie widzi świata poza swoją córeczką i żoną. Na dodatek był to twój przyjaciel... Na prawdę chciałeś wsypać kumpla? Tego, który pocieszał cię w najgorszych momentach życia? Tego, który wskoczyłby za tobą w ogień? - mruczałem i warczałem krążąc wokół niego niczym rekin czujący krew swojej ofiary. - Bastian czego się boisz? Przecież wiedziałeś od samego początku, że jak cię złapiemy to żywy stąd nie wyjdziesz! - wrzasnąłem wściekle a on zadrżał - Chciałeś zabić dobrego snajpera i dzieciaka, który nic ci nie zrobił i jego ojca na co ci to było hm? - zapytałem wbijając paznokcie w jego ramiona.
- Zabili mi ojca... To niby ma być nic?! - fuknął mi w twarz za co dostał siarczyście w policzek.
- Na założyciela się głosu nie podnosi kotuś - burknąłem mierząc go morderczym wzrokiem - O ile się nie mylę twój ojciec należał do Trupów i zabijał nawet swoich... Nie dziwie się, że go kropnęli niech smaży się w piekle... Amen - zaśmiałem się a on zrobił minę naburmuszonego dziecka, któremu sprzątnąłem z przed nosa lizaka - No co? Będziemy się bawić? - zapytałem klepiąc go w policzek przez co w jego oczach zobaczyłem strach.
- Nie - jęknął żałośnie chcąc się wyrwać.
- Nikt jeszcze tych pasów nie rozerwał więc jesteś na przegranej pozycji - mruknąłem biorąc nóż do ręki - Wiesz co jesteś bardzo słabym kryminalistą... - dodałem jeszcze i zabawa się zaczęła. Było lanie, cięcie skóry, wyrywanie paznokci, podduszenie, strzelanie z broni dużego kalibru a na końcu zostawiłem go z naciętymi tętnicami do wykrwawienia się. Oczywiście wykorzystywałem jeszcze aspekty psychologiczne przez co ofiara bała się jeszcze bardziej oraz miała wyrzuty sumienia. Kiedy patrzyłem tak już na zmasakrowane zwłoki mężczyzny wiedziałem, że Demony zapewne jeszcze by go pokroiły a przedtem zgwałciły na milion sposobów, ale ja gejem nie jestem więc mnie to brzydzi jak nie wiem... Facet z facetem to takie nielogiczne... oczywiście bez urazy mi tam... No jest chyba we mnie jeszcze sadysta - mruknąłem w myślach naciskając na klamkę. Na moje szczęście bądź nieszczęście na przeciwko drzwi było lustro i przyznam się otwarcie, iż wyglądałem jak jakiś rzeźnik, który wrócił z uboju zwierzyny. - Sprzątnąć ciało... Rzucić zombie na pożarcie... - mruknąłem z wiedzą, iż i tak nie ma tu rodziny a morderców na naszym cmentarzu nie chowamy.
Poszedłem do siebie. Katriny i młodego na szczęście nie było więc mogłem odetchnąć z ulgą oraz wziąć długi zimny prysznic. Moje ciało było całe w tej śmierdzącej, lepkiej substancji... okropieństwo... Dotykając skóry pod palcami wyczuwałem niektóre blizny... Wojsko, ojciec, Wiliam... Już sam nie wiedziałem kto zadał mi jaką krzywdę. Czas, nie leczy ran, pozostają blizny - mruknąłem w myślach chowając się pod puszystym ręcznikiem, który pochłonął wodę niczym gąbka. Potem założyłem tylko bokserki i wślizgnąłem się pod cienką kołdrę pogrążając się w koszmarze gdzie rolę główną grał ojciec w postaci kata...

<Will? :3 Patrzysz tam na sny Erica? ;c Wiedziałeś tortury?> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz