-Luis? - spytałem szeptem, gdyż przez chwilę wydawało mi się, że znów widzę blond grzywę przyjaciela i jego pochyloną nad moją twarz.
-Nie - usłyszałem i powoli, choć boleśnie kawałki mojej pamięci zaczęły się sklejać. Mrugałem intensywnie, a postać nade mną zdawała mi się przemieniać w znajomego, ciemnowłosego chłopaka.
-Ash - powiedziałem i poczułem dużą dumę że udało mi się samemu do tego dojść. Ból niemal ustąpił, musiałem dostać silne środki przeciwbólowe. Miałem nadzieję, że to nie morfina.
-Co z apteczką? - spytałem, przytomniejąc. - Co z twoim obozem?
-Będzie w porządku - usiadł przy mnie na łóżku. - Udało nam się dostarczyć leki. Wszyscy wyzdrowieją.
-Macie lekarza? - spytałem, próbując się podnieść, ale chłopak przytrzymał mnie za ramię.
-Teraz to ty potrzebujesz opieki, oni sobie poradzą. Potrzebowali tylko sprzętu - zapewnił mnie, a ja opadłem na łóżko dręczony mdłościami i zawrotami głowy. To nie wstrząśnienie. Uraz musiał być poważniejszy - myślałem, choć ciężko mi było zachować trzeźwość umysłu i sklecić myśli w sensowny ciąg.
-Co mi dałeś? Jakieś zabiegi? Wymiotowałem? Mówiłem coś?
-Uspokój się doktorku - roześmiał się Ash. - Jesteś w dobrych rękach.
Spojrzałem mu w oczy.
-Przecież wiem - uciąłem krótko. Czułem, że między nami powoli materializuje się pewna nić przyjaźni. Było to dla mnie coś całkowicie nowego i niesamowitego.
Położyłem się na łóżku i przymknąłem oczy.
-To moje siostry - powiedziałem nagle, a Ash aż podskoczył.
-Kto?
-Maggie, Rebeka, Martha i Susie - wyjaśniłem.
-Och... - wyrwało się z jego ust. - To... duża rodzina.
-Rodzice... - zacząłem jednak moje gardło zacisnęło się boleśnie. Przełknąłem z trudem ślinę, a w moich oczach stanęły łzy. Jezu... normalnie się tak nie zachowuję. Zwykle przecież prawie w ogóle się nie odzywam, tymczasem przy nim... To zupełnie co innego, czemu to akurat przed nim się otwieram? Co takiego magicznego jest w Ash'u?
-Daj mi się napić - wydusiłem z siebie.
-Chcesz wody?
-Chcę wódki.
Wiedziałem, czym to się może skończyć, ale nie obchodziło mnie to. Niech się dzieje, co chce. Muszę to z siebie zrzucić, a sam nie dam rady. Miałem dość, byłem zmęczony, ranny i słaby. Potrzebowałem odpoczynku i przyjaciela, który wysłuchałby mojego pijackiego bełkotu. Już za długo walczyłem z duchami przeszłości i trupami w szafie.
Ash bez słowa wstał i podał mi pełną butelkę. Zacząłem się krztusić i kaszleć, gdy wódka zalała mi gardło. Pewnie będę tego żałować i pewnie to nie jest dobry pomysł, ale już jest za późno żeby się wycofać. Alkohol mnie rozgrzał, przez kilkanaście minut tylko siedziałem i wmuszałem w siebie kolejne łyki płynu, którego tak nienawidziłem.
-Może już wystarczy? - zasugerował Ash, gdy po raz kolejny się zakrztusiłem, a wódka polała mi się po brodzie i szyi.
-Daj mi spokój - odgryzłem się. - Chcę się upić. To będzie terapia. Jak papierosy.
Zwykle nie piję, wiedząc do czego jestem zdolny pod wpływem alkoholu, ale na studiach w ogóle nie imprezowałem. Nie miałem okazji, żeby sie wyszaleć. Spojrzałem na Ash'a, wiedząc, że rano będzie pewnie wiedział o mnie wszystko, ale patrząc w jego ciemne oczy przstało mnie to obchodzić. Prawdę mówiąc byłem niemal szczęśliwy, że miałem kogoś kto skupiał się w stu procentach na mnie.
-Masz chyba słabą głowę - stwierdził, patrząc na żałośnie małą ilość wypitego alkoholu. Trafił w punkt, nigdy nie dałem rady wypić tyle co dziś.
-Rodzice... - zacząłem jednak moje gardło zacisnęło się boleśnie. Przełknąłem z trudem ślinę, a w moich oczach stanęły łzy. Jezu... normalnie się tak nie zachowuję. Zwykle przecież prawie w ogóle się nie odzywam, tymczasem przy nim... To zupełnie co innego, czemu to akurat przed nim się otwieram? Co takiego magicznego jest w Ash'u?
-Daj mi się napić - wydusiłem z siebie.
-Chcesz wody?
-Chcę wódki.
Wiedziałem, czym to się może skończyć, ale nie obchodziło mnie to. Niech się dzieje, co chce. Muszę to z siebie zrzucić, a sam nie dam rady. Miałem dość, byłem zmęczony, ranny i słaby. Potrzebowałem odpoczynku i przyjaciela, który wysłuchałby mojego pijackiego bełkotu. Już za długo walczyłem z duchami przeszłości i trupami w szafie.
Ash bez słowa wstał i podał mi pełną butelkę. Zacząłem się krztusić i kaszleć, gdy wódka zalała mi gardło. Pewnie będę tego żałować i pewnie to nie jest dobry pomysł, ale już jest za późno żeby się wycofać. Alkohol mnie rozgrzał, przez kilkanaście minut tylko siedziałem i wmuszałem w siebie kolejne łyki płynu, którego tak nienawidziłem.
-Może już wystarczy? - zasugerował Ash, gdy po raz kolejny się zakrztusiłem, a wódka polała mi się po brodzie i szyi.
-Daj mi spokój - odgryzłem się. - Chcę się upić. To będzie terapia. Jak papierosy.
Zwykle nie piję, wiedząc do czego jestem zdolny pod wpływem alkoholu, ale na studiach w ogóle nie imprezowałem. Nie miałem okazji, żeby sie wyszaleć. Spojrzałem na Ash'a, wiedząc, że rano będzie pewnie wiedział o mnie wszystko, ale patrząc w jego ciemne oczy przstało mnie to obchodzić. Prawdę mówiąc byłem niemal szczęśliwy, że miałem kogoś kto skupiał się w stu procentach na mnie.
-Masz chyba słabą głowę - stwierdził, patrząc na żałośnie małą ilość wypitego alkoholu. Trafił w punkt, nigdy nie dałem rady wypić tyle co dziś.
-Muszę zapalić.
-To chyba nie najlepszy pomysł - Ash się skrzywił, ale podał mi paczkę fajek i nawet pomógł opdalić jedną z nich.
Leżałem na łóżku, w jednej ręce trzymając papierosa, a w drugiej butelkę wódki. Ash siedział na skraju łóżka, wpatrując się we mnie badawczo. Zwykle po alkoholu stawałem się swoim dokładnym przeciwieństwem, byłem rozluźniony i chętny do rozmowy, ale teraz było inaczej. Czułem się zły, na siebie, na ojca i na cały świat. Byłem tak wściekły, że w moich oczach pojawiły się łzy.
Leżałem na łóżku, w jednej ręce trzymając papierosa, a w drugiej butelkę wódki. Ash siedział na skraju łóżka, wpatrując się we mnie badawczo. Zwykle po alkoholu stawałem się swoim dokładnym przeciwieństwem, byłem rozluźniony i chętny do rozmowy, ale teraz było inaczej. Czułem się zły, na siebie, na ojca i na cały świat. Byłem tak wściekły, że w moich oczach pojawiły się łzy.
-Rodzice - zacząłem jeszcze raz, czując już znajome mrowienie w nogach i lekko zamroczony umysł - zawsze starali się o syna. A ja byłem ich wielkim niewypałem. U mnie w rodzinie jest tak, że w małżeństwie musi być syn, a potem koniec. To taka tradycja, chodzi o całkowite poświęcenie się wychowaniu jedynaka. A ja... - pociągnąłem z butelki.
-Miałeś siostry - to było urocze, jak Ash próbował pomóc mi sklecić zdanie.
-Byłem wymarzony, ale to nie tak działa, okazałem się niewystarczający, więc pojawiło się kolejne dziecko. Niestety, zostałem im tylko ja, bo Susie okazała się być dziewczyną - zakończyłem cicho, wciągając dym w płuca.
Ash chyba nie wiedział co powiedzieć. Na jego twarzy malował się wyraz zrozumienia, ale też zaskoczenia.
-Wiesz, jak zareagował mój ojciec, jak mu powiedziałem, że chcę być lekarzem? - rzuciłem z martwym wzrokiem utkwionym w oczach bruneta.- Nazwał mnie idiotą i kazał się wynosić. Dla świętego spokoju poszedłem do wojska. Szkoła była okropna - zdawałem sobie sprawę, że moje wypowiedzi są nieskładne i bełkotliwe, ale nie zależało mi na tym. Wiedziałem, że on zrozumie.
-A teraz moje siostry nie żyją - prychnąłem. - To były kobiety mojego życia - alkohol sprawił, że rozkleiłem się na dobre. - Nigdy nikomu o tym nie mówiłem. Został mi tylko ojciec, a ja go tak nienawidzę... - skończyłem.
Ash?
-Miałeś siostry - to było urocze, jak Ash próbował pomóc mi sklecić zdanie.
-Byłem wymarzony, ale to nie tak działa, okazałem się niewystarczający, więc pojawiło się kolejne dziecko. Niestety, zostałem im tylko ja, bo Susie okazała się być dziewczyną - zakończyłem cicho, wciągając dym w płuca.
Ash chyba nie wiedział co powiedzieć. Na jego twarzy malował się wyraz zrozumienia, ale też zaskoczenia.
-Wiesz, jak zareagował mój ojciec, jak mu powiedziałem, że chcę być lekarzem? - rzuciłem z martwym wzrokiem utkwionym w oczach bruneta.- Nazwał mnie idiotą i kazał się wynosić. Dla świętego spokoju poszedłem do wojska. Szkoła była okropna - zdawałem sobie sprawę, że moje wypowiedzi są nieskładne i bełkotliwe, ale nie zależało mi na tym. Wiedziałem, że on zrozumie.
-A teraz moje siostry nie żyją - prychnąłem. - To były kobiety mojego życia - alkohol sprawił, że rozkleiłem się na dobre. - Nigdy nikomu o tym nie mówiłem. Został mi tylko ojciec, a ja go tak nienawidzę... - skończyłem.
Ash?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz