– Chcę zostać lekarzem – oznajmił nagle dwunastolatek. Siedział ze swoim przyjacielem na dachu sierocinca, patrząc na miliony świateł nocnego miasta. Mike parsknął wesoły, kładąc się na zimnych dachówkach.
– I tak nie zostaniesz Ash – odpowiedział starszy chłopak, wlepiając swój wzrok w gwiazdy.
– Ale ja chcę! – burknął Ashley, obejmując ramionami swoje nogi. Położył brodę na kolanach i obserwował zmieniające się światła na jednym z wysokich wieżowców.
– Ash, ja też chcę dużo rzeczy, ale zapewne żadnej z nich nie dostanę – westchnął Mike. – Nie masz możliwości do nauki medycyny. Poza tym, dlaczego chcesz być lekarzem?
– Chcę pomagać ludziom – odparł dumnie Ashley. Mike po raz kolejny parsknął śmiechem.
– Po co im pomagać skoro oni nam nigdy nie pomogą?
– Z dobroci. – Mike spojrzał zawiedziony na Asha.
– Dobroć się nie liczy. Powinieneś to wiedzieć – odpowiedział szybko rozdrażniony.
– Ale...
– Nie, Ashley! Nie ma żadnego ale! – krzyknął Mike, podnosząc się gwałtownie. Ash spuścił głowę i zaczął tarmosić w palcach swoją bluzkę. – Gdzie jest ta dobroć?! Powiedz mi! Czy ktoś z dobroci nas zaadoptował? Nie! Czy ktoś z dobroci się nami opiekuje? Nie! Opiekunowie traktują nas jak worki, na których mogą się wyżyć za swoje problemy! Żona cię opuściła, bo ją zdradzałeś? Wyżyj się na niczyjich dzieciakach! I tak nikt im nie uwierzy, że ich pobiłeś! – Mike przerwał na chwilę. Odetchnął głęboko i przeczesał palcami swoje włosy, chodząc w tą i z powrotem. – Jeśli nikt nas nie weźmie, najpewniej skończymy na ulicy i umrzemy w nieudanym napadzie. Nie jesteśmy poukładaną młodzierzą z bogatej rodziny. Nie mamy pieniędzy, wykształcenia, wsparcia i odpowiednich charakterów. Zobacz, co się dzieje Ashley. Albo jesteś silny i brutalny, albo jesteś słaby. Ci pierwsi mogą jakoś żyć, ale ich charakter już nigdy nie wróci do normy, a ci drudzy? Są kozłami ofiarnymi i jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności popełniają samobójstwo. Powiedz mi teraz gdzie tu jest dobroć? Gdzie jest dobroć, gdy trafiamy na ulicę i robimy to do czego jedynie się nadajemy? Gdzie jest dobroć, gdy rodzice oddają nas, bo nie chce im się nas wychowywać? Gdzie jest dobroć, gdy inni niszczą marzenia słabszych? Ash, nie możemy kierować swoim życiem. Możemy ewentualnie iść z jego nurtem, licząc na cud. Życie to nie bajka, a ty jesteś jedynie jego pionkiem w chorej grze.
Ashley westchnął głęboko i przeczesał dłonią swoje włosy. Wyciągnął rękę w kierunku Eddiego, a chłopak zrozumiał aluzję i podał mu butelkę z wódką. Ash pociągnął kilka dużych łyków, a alkohol palił go w gardło.
– Ja w ogóle nie miałem rodziny – zaczął powoli, patrząc na przezroczystą ciecz w szklanej butelce. Czuł, że alkohol powoli działał, dając mu swobodę w rozmowie. Nie bał się mówić Eddiemu o swojej przeszłości. Możliwe, że chłopak w ogóle nie będzie pamiętał tej rozmowy. – Rodzice oddali mnie do sierocińca zaraz po urodzeniu. I uwierz mi, kiedyś byłem małym i chudym dzieckiem, które łatwo można było pobić bez żadnych konsekwencji. Służyłem jako kozioł ofiarny. Nie było dnia, by opiekunowie lub starsi chłopacy mnie nie pobili. Ale do bólu można się przyzwyczaić. Najgorsze były jednak noce, gdy zostawili mnie w spokoju. Mogłem wtedy spokojnie myśleć bez żadnych przeszkód. Jako siedmiolatek zastanawiałem się, co jest ze mną nie tak? Zawsze, gdy przychodzili ludzie, by kogoś adoptować, starałem się sprawić jak najlepsze wrażenie. Szczerzyłem się jak głupi i słuchałem każdego polecenia. Nigdy nie działało.
– Nikt cię nie adoptował? – spytał Eddie, a Ash odważył się spojrzeć w jego zeszklone oczy.
– Adoptował – przytaknął. – Gdy miałem czternaście lat, wzięło mnie młode małżeństwo. Jednak dziecko ze sierocińca to nie to samo, co dziecko z normalnej rodziny. Byłem, nie, nadal jestem, irytujący, agresywny i obrażony na świat, teraz tylko to lepiej ukrywam. Nie wytrzymali zbyt długo. Oddali mnie, jak stwierdzili, że to nie na ich siły. Wtedy również się odwrócił ode mnie mój najlepszy przyjaciel. Mike doszedł do grupki moich dręczycieli. Wprawdzie byłem już wtedy silniejszy, ale ja byłem jeden a ich trzech. Zawsze przegrywałem, ale każde uderzenie, które udało mi się im jakimś cudem zadać, wynagradzało wszystko – parsknął smutno. – Pamiętam jeszcze, jak wszędzie chodziłem z książką o anatomii człowieka, a później ze spisem chorób. Marzyłem by zostać lekarzem. Chciałem pomagać ludziom. Jednak Mike mi uświadomił jedną ważną rzecz. My nie możemy mieć marzeń. W domu dziecka miałeś wielkie szczęście, gdy trafiałeś do kochającej rodziny. W przeciwnym razie najpewniej trafiałeś do slumsów i ginąłeś w jakiejś nieudanej akcji.
– Ty tam nie trafiłeś – strzelił Eddie, a Ash parsknął smutno.
– Wzięło mnie bezdzietne małżeństwo z wieloletnim stażem. Wytrzymali mój charakter i udało im się mnie do nich przekonać. Pokochałem ich jak prawdziwą rodzinę. Były to pierwsze osoby, które skoczyłyby za mną w ogień. A potem zginęli. Na moich oczach. Zabiła ich bomba. – Ash przetarł twarz dłońmi i ponownie napił się wódki. – Wiesz, nie jestem idealny, nigdy taki nie byłem. Od zawsze uważam siebie za potwora. I nawet nie wiesz, jak bliski jestem tego stwierdzenia. Zgadnij ile miałem lat, gdy pierwszy raz zabiłem? Szesnaście lat. Mike miał rację, już na zawsze będziemy zepsuci. Ale wiesz co jest w tym wszystkim najlepsze? Mam biologiczną siostrę bliźniaczkę. Żyje i ostatnio była w Duchach. Poświęciła całe życie na szukanie swojego brata, który ją odrzucił, gdy już go znalazła. Dla niej jestem teraz jedynym bliskim, a ona dla mnie zupełnie obcą dziewczyną. Nie potrafię jej zaakceptować jako swojej siostry, ze względu na to, że nasi rodzice mnie porzucili. Dla mnie jedynym rodzeństwem byłyby dzieci moich przyszywanych rodziców. Głupie, nie?
Po jego wypowiedzi nastąpiło milczenie. Ash podkradł Eddiemu papierosa i zaciągnął się dymem. Miał w dupie, że to już rzucił. Skoro chłopak palił i mu pomagało, to czemu Ash też nie miał spróbować?
< Eddie? XD Zero gwałtów, krwi i wybuchów xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz