czwartek, 2 marca 2017

Reker (fabularnie sprzed wojny)

"Bad news like a sucker punch, what do you say?
Air knocked out of my lungs, your cue to stay
When you hear something difficult, don't back away
Some people say nothing, good ones engage"

??? Chyba Grudzień... 2019

Chłód, ból, krzyk, strach, dźwięk łańcuchów, które powiadomiły pomieszczenie o zmianie pozycji lub ruszeniu jakąś kończyną. Znowu mnie skatowali tylko, że teraz nie miałem prawa zemdleć. Plecy paliły żywym ogniem więc i krwi tam nie brakowało tak samo jak na rękach i nogach... Oszczędzili dzisiaj tylko mój brzuch, ale jeść i tak nie zamierzałem. Stary koc pachniał stęchlizną a zaschnięta na nim krew świadczyła, że już dużo się na oglądał moich cierpień. Ciekawe czy jest na swój sposób nowy czy też mam go po poprzednim ich psie... Byłem tutaj zaledwie trzy miesiące a już na moim ciele nie można było znaleźć miejsca bez krwawego lub fioletowego śladu. Rzadko kiedy przychodzili sprawdzać co się ze mną dzieje po tresurze, w sumie to na Siergieja nie było co liczyć, lecz Piter od czasu do czasu gdy wiedział, że pewien limit został przekroczony ruszył tutaj swoje szanowne cztery litery by popatrzeć sobie na moje rany i ocenić czy potrzebuję pomocy medycznej, którą powinienem dostawać tu codziennie po tych chorych akcjach! Nie płakałem, ponieważ nie miałem na to czasu a zresztą po pierwszych siedmiu sesjach dało się już przyzwyczaić do takiego rodzaju bólu, który i tak zaskakiwał mnie każdego dnia. Raz niczym pieszczota drugi niczym dotknięcie rozżarzonym prętem. Czemu nie daliście mi zemdleć? - zadałem sobie w myślach najważniejsze pytanie jakie chodziło mi aktualnie po głowie. Zawsze odpłynięcie było na swój sposób wspaniałe, ponieważ gdy się budziłem ból był zdecydowanie mniejszy a w niektórych, mniejszych ranach krew zdążyła się już pozamieniać w strupy. Teraz mogłem poczuć wszystko dokładniej co mogło być pewnego rodzaju karą i tu na suwa się kolejne pytanie a mianowicie za co? Za to, iż jesteśmy tu z przymusu? A może za to, iż za słabo się na nas wyżyli? Tak właściwie to nie wiem ilu nas tutaj zostało, bo ostatni raz na "stołówce" byłem miesiąc temu... Teraz to po "zabawach" nie mogę się ruszać i ze zmiłowania chyba przynoszą mi to ohydne żarcie, którego nawet kijem bym nie dotknął, ale oni mają swoje sposoby by zmusić mnie do chociaż kilku kęsów. Leżąc tak na brzuchu i zastanawiając się nad dalszym życiem zacząłem powoli przysypiać a słysząc odgłos przekręcania zamka w drzwiach zamarłem w bezruchu udając, że jednak zasnąłem. Aktorstwo miałem już chyba wyćwiczone do perfekcji, ponieważ wiele razy udało mi się nabrać moich oprawców na tą marną sztuczkę przez co gdy byli w dobrych humorach odpuszczali mi jeszcze jedną godzinkę bym mógł dojść bardziej do siebie co zdarzało się bardzo, ale to bardzo rzadko, lecz się zdarzało! Ciszę w pomieszczeniu przerwały kroki dwóch ludzi, lecz ja zachowałem spokój i udawałem, że jestem pogrążony w swoich snach. Piter, Siergiej czego wy znowu chcecie? - mruknąłem w myślach wyczuwając, iż zatrzymali się tuż przede mną.
- Cholera Piter co wy mu zrobiliście?! - warknął jakiś nieznany dla mnie głos.
- Siergiej trochę dzisiaj przesadził... Ale żyć będzie! - mruknął już znajomy mi Piter. Nagle poczułem jak ktoś dotyka mojego czoła. Obrączka? - zdziwiłem się czując, że na jego palcu serdecznym znajduje się jakaś obręcz a to z pewnością była prawa ręka! Ciekawe czy żona wie czym się zajmuje jej mężuś.
- Eh... ma gorączkę. Módl się lepiej, żeby nie miał zakażenia - mruknął - Trzeba zdezynfekować rany i założyć opatrunek barany - dodał zły. Usłyszałem potem jeszcze szelest papieru i znowu otwieranie oraz zamykanie drzwi był to pewnie Piter, który wraz z Siergiejem mieli bardzo charakterystyczne tępo chodzenia. Oprawca zostawił mnie samego z tym gościem a ja nawet nie wiedziałem czego ma się po nim spodziewać! Łaził niebezpiecznie wte i wewte oglądając chyba te wszystkie narzędzia tortur. Czyżby kolejny psychol? - załkałem w myślach powstrzymując się od kulenia ze strachu, które by mnie na pewno zdradziło. Mężczyzna na szczęście nic mi nie zrobił a słysząc, że drzwi znowu się zamykają nad wyraz cicho stwierdziłem, iż chyba kat musiał się przejąć.
- Justin wiesz co robisz? - zapytał nagle Piter stawiając coś niebezpiecznie blisko mojego ciała.
- Jestem lekarzem! Braciszku zaufaj mi wreszcie! Zresztą sam mnie tu sprowadziłeś... - rzekł spokojnie, lecz ostatnią część zdania wymruczał. Brat? Jezus kolejny wariat! On ma mnie leczyć?! Chyba jeszcze bardziej pogorszy mój stan! - krzyczałem w myślach.
- No to się niech pan lekarz wreszcie za niego weźmie - westchnął przez co na chwilę zapanowała cisza.
- Piter lepiej wyjdź... - odezwał się po dłuższej przerwie Justin.
- Dlaczego? Przecież jestem jego panem - mruknął niezadowolony.
- On na pewno się z bólu obudzi a widząc ciebie może zacząć się rzucać co utrudni mi tylko zadanie... Wyjdź! Zaufaj mi! Krzywdy mu nie zrobię, bo wy jesteście od tresur - wymówił ze wstrętem trzy ostatnie słowa - Zresztą mnie tu w ogóle nie powinno być! Macie swoich lekarzy - dodał nagle.
- Te konowały zrobiłby mu większą krzywdę niż my! Jeden pies Negana przez nich padł a kundel miał tylko małą rankę rozumiesz? małą rankę! - fuknął wychodząc na co jego brat od razu przystąpił do działania. Powstrzymywałem się jak najlepiej potrafiłem, ale w końcu ból nade mną zwyciężył przez co idealnie musiałem zagrać rolę, iż dopiero się obudziłem. Przestraszony do granic możliwości przysunąłem się do ściany i drżąc zacząłem wpatrywać się w opatrującego mnie szatyna.
- Spokojnie nic ci nie grozi - rzekł próbując mnie uspokoić, lecz ja nadal się go bałem. Nie mogłem jednak nic powiedzieć, bo pan pewnie stał za drzwiami a słysząc mój głos zacząłby sobie doliczać ile batów więcej muszę dostać następnym razem - Połóż się tak jak przed chwilą i leż. Postaram się być delikatny - dodał widząc moje wahanie. Nadal miałem co do niego pewne podejrzenia, ale powolutku zacząłem wykonywać jego rozkaz. Nie kłamał, po raz pierwszy ktoś powiedział mi tu prawdę o delikatności! No ja nie wierzę! Jego ruchy nie były tak ostre jak u Pitera czy też Siergieja, mówił też, iż może zaboleć co było dla mnie niepojęte, ponieważ nikt wcześniej nie przejmował się tym co odczuje... dla nich liczyło się tylko to by wykonać robotę i wrócić do domu. Kiedy założył mi wreszcie bandaż wyjął z kieszeni spodni igłę z lekko żółtawym płynem. Wszystkie igły kojarzyły mi się bardzo źle więc znowu przywarłem do ściany powstrzymując się od jęknięcia z bólu - To tylko lek usypiający jeśli ci go podam to będziesz szybciej dochodził do siebie - poinformował mnie. Teraz już się nie przejmował i przydusił mnie kolanem do ziemi wstrzykując substancje w moją szyję, spojrzałem na niego z nienawiścią, na którą w ogóle nie zareagował. Czego ja się niby miałem spodziewać po cholernym braciszku Pitera?! - krzyknąłem w myślach odpływając już na dobre.
****
Obudziłem się czując ból w karku i jak się okazało był to Siergiej, który przypalił papierosa. Ostatkami sił powstrzymałem się od krzyku za co poklepał mnie mocno po głowie jakby chciał wbić ją w ziemię.
- Na następnej tresurze dostaniesz jeszcze więcej batów - mruknął patrząc na bandaże - Dobrze, że niczego nie szył... - dodał po chwili - Młody nie potrzebnie się fatygował po to by tylko wyczyścić ci te rany - ciągnął podnosząc mnie za włosy. Ugryzłem go... miałem już dosyć takiego traktowania! Najwyżej mnie zabije i tyle! - Aaa nie ma tak łatwo! - zaśmiał się gdy go puściłem - Wysil się trochę kundlu, bo tak łatwo mnie z równowagi nie wyprowadzisz - prychnął kopiąc mnie w żebra.
- Nie jestem psem - fuknąłem łapiąc się za kark, który zaczął promieniować bólem.
- Widzę, że jutrzejsza tresura będzie zabawna - uśmiechnął się chytrze - Zjedz coś, bo jak nie to chyba się domyślasz co zrobimy - dodał wychodząc. Przewróciłem oczami i z niechęcią popatrzyłem na psie żarcie... 
- Chyba śnisz, że to tknę - prychnąłem układając się wygodnie na kocu. Rozmyślałem... nie wiedziałem czy rodzice jeszcze wierzą w mój powrót do domu... może im też powiedzieli, iż wysłali mnie na front? Dla niektórych to tylko kolejny dzień, ale dla nas to i tka święto, że nie skatowali cię na śmierć. Bezpieczny świat ma nas tuż pod nosem, lecz i tak nikt nigdy się nie dowie co tu zachodziło, zachodzi i będzie zachodzić...

<Koniec>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz