Gdy rano się obudziłem, zauważyłem że nie było ze mną Rous na co się zdziwiłem, gdyż pamiętałem że zasnęła mi w objęciach, a później sam zasnąłem... Podniosłem się ostrożnie do siadu i o dziwo czułem się już dużo lepiej niż wczoraj po tak mocnym uderzeniu głową o ziemię. Patrzyłem przez chwilę za okno i zobaczyłem że jest wczesny ranek, jednak znudziło mi się takie gapienie się ciągle w jeden punkt, więc zacząłem się rozglądać po oddziale, jakby miało się tu coś zmienić podczas mojego snu. Spojrzałem na zegar i zobaczyłem godzinę siódmą rano, na co westchnąłem, bo znowu obudziłem się wcześniej.
Po około dwudziestu minutach przyszedł lekarz, który zaczął mnie badać i sprawdził rany na głowie. Na szczęście wszystko ładnie się goiło, więc mogłem opuścić oddział, gdzie miałem ochotę skakać z radości! Lecz się opanowałem, podziękowałem i wyszedłem dość szybkim kokiem... Poszedłem na stołówkę, gdyż byłem głodny jak wilk, a nie chciałem siedzieć o wyznaczonej godzinie na śniadaniu, ponieważ głowa jednak wciąż mnie bolała, a tyle nowych dźwięków sprawiło by że dostał bym chyba szału! Poprosiłem o dwie racje żywnościowe, a dzięki mojemu bandażowi na głowie kucharki nie robiły problemów, bo zrozumiały że nie chcę być w zatłoczonym miejscu, tylko chcę spokojnie odpocząć... Wziąłem jeszcze herbaty i poszedłem w stronę pokoju mojego aniołka.
Zapukałem ostrożnie do jej drzwi, lecz mi nie otworzyła, ani się nie odezwała słowem czego mogłem się spodziewać, bo przecież bała się prawie wszystkich!
- Rous? To ja Will! Otwórz... - powiedziałem spokojnym głosem, a po chwili drzwi się otworzyły i zobaczyłem w nich moją królewnę! - Zamawiała pani śniadanie do łózka? - spytałem rozbawiony, na co się uśmiechnęła i mnie wpuściła. Postawiłem wszystko na biurku i odwróciłem się do dziewczyny, która wydawała się być lekko przygnębiona co mnie zmartwiło... Starała się to wyraźnie ukryć, więc podszedłem do niej pewnym krokiem, objąłem ja w pasie przyciągając do siebie i pocałowałem namiętnie w usta, po czym spojrzałem jej w oczy, ne pozwalając umknąć przede mną, mocno ją trzymając blisko siebie.
- Rous... Co się dzieje kochanie? Czemu jesteś taka smutna? I od razu uprzedzam, że dopóki mi nie powiesz, to Cię nie wypuszczę i będziemy tak stali chociażby wieczność - dodałem ciepło się uśmiechając, lecz w oczach byłą stanowczość, dając jej znak iż nie odpuszczę. Schowała głowę w moim torsie i przyległą do mnie bardziej, na co mocniej ją do siebie przytuliłem, trzymając jej drobne ciało w swoich objęciach.
- No bo... Nie jesteś zły? - spytała nagle, na co się zdziwiłem.
- Zły? Za Ciebie?! - spytałem i spojrzałem jej w oczy, podnosząc jej głowę delikatnie chwytają ją za podbródek, na co próbowała uciec spanikowana wzrokiem - Nigdy nie byłem na Ciebie zły Rousi... Nigdy! Rozumiesz? - spytałem wciąż na nią patrząc - Czemu tak pomyślałaś? Ja Cię kocham nad życie i nic tego nie zmieni! Cieszę się każdą chwilą spędzoną z Tobą i gdyby nie sprawy wojskowe, to bym siedział przy Tobie cały czas! Mówiłem Ci że masz sienie przejmować moim wypadkiem... - westchnąłem wypowiadając ostatnie zdanie - Po prostu mam pewne rany psychiczne, które jeszcze się nie zagoiły i dlatego wtedy zemdlałem... To nie była Twoja wina i błagam Cię nie myśl o tym więcej! Nawet nie masz pojęcia ile szczęścia mi dajesz że mogę być z Tobą! Kocham Cię Rous! Lecz jeśli nie jesteś tego pewna w stosunku do mnie... - przerwałem na chwilę - To zrozumiem jeśli każesz mi wyjść - dodałem ciszej, wciąż ją tuląc do siebie - Kocham Cię Rous - wyszeptałem jej do ucha by słyszała to tylko ona. Jeśli nie wie czy mnie kocha, to nie zamierzałem na nią naciskać, zwłaszcza po tym co przeszła... Ja wiedziałem że ją kocham i byłem tego pewien na sto procent! Przyznam że gdy czekałem na jej wypowiedź, to bałem się bardziej niż trochę, lecz byłem gotów pogodzić się z jej decyzją, choć krwawiło by mi wtedy serce...
< Rous? ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz