sobota, 4 marca 2017

Od Will'a cd. Rous

Siedziałem cały czas w bibliotece, lecz Rous długo nie wracała, przez co zacząłem się denerwować i jej szukać. Zaczytałem się w tej książce, którą mi dała, a teraz czułem się jak ostatni idiota, bo mogłem przecież pójść z nią, a nie puszczać ją samą! Wrogowie też się tutaj czasami kręcili... "Błagam żeby nic się jej nie stało!" jęknąłem przerażony w myślach. Oczywiście Rous miała teraz wilczego strażnika, więc dawało jej to jakieś bezpieczeństwo, ale i tak bałem się o nią jak cholera! Szukałem jej po tej ogromnej bibliotece, lecz nie mogłem jej znaleźć... W końcu zostało mi jeszcze zejście na dół, gdzie trzymano książki zapasowe. Zszedłem tam ostrożnie odbezpieczając broń i szukałem jej dalej z walącym sercem i wyrzutami sumienia.
"Rousi gdzie jesteś kochanie?!" pytałem w myślach uważnie się rozglądając. W pewnym momencie usłyszałem że ktoś się zbliża w moją stronę, wycelowałem na wprost korytarza i czekałem. Nie miałem gdzie się ukryć, lecz nie obchodziło mnie to! Dopóki nie znajdę mojego aniołka, to się stąd nie ruszę i nikt mnie nie zdoła zabić! Patrzyłem jak z cienia zaczynają się wyłaniać jakieś postacie i ścisnąłem mocniej broń z nerwów, lecz kiedy zobaczyłem białego wilka idącego spokojnie, a za nim moją kochaną kruszynkę, to myślałem że padnę zaraz! Nogi miałem jak z waty gdy ją zobaczyłem, bo poczułem taką ulgę że nic się jej nie stało...
Zabezpieczyłem i schowałem broń do kabury. Zobaczyłem że na sierści wilka gdzieniegdzie jest krew, więc się domyśliłem że najprawdopodobniej wróg ją porwał i chciał wykorzystać, przez co miałem ochotę strzelić sobie w łeb za to że z nią nie poszedłem! "Dzięki Bogu że wilczy strażnik ją obronił" przeszło mi przez myśl i gdy już chciałem się odezwał, Rous rzuciła mi się na szyję. Objąłem ją ramionami i do siebie mocno przytuliłem. Boże jak ja się o nią bałem! Kiedy miałem ją w swoich ramionach taką drżącą ze strachu, mocniej ją do siebie tuliłem żeby poczuła że jest już całkowicie bezpieczna i że nie pozwolę jej skrzywdzić!
- Przepraszam, że ci nie wierzyłam - szepnęła mi na ucho lekko się wciąż trzęsąc.
- Nie szkodzi! - odparłem od razu i spojrzałem ukradkiem na wilka, do którego się lekko uśmiechnąłem, a ten widząc że Rous jest bezpieczna, rozpłynął się w powietrzu niczym prawdziwy duch - Rousi.... Przepraszam że Cię zostawiłem i nie poszedłem z Tobą! - powiedziałem skruszony - Kocham Cię! - dodałem na co mocniej się we mnie wtuliła, co chyba miało być jej odpowiedzią, na co poczułem się troszkę lepiej.
- Też Cię kocham Will.. - odezwała się jednak.
Trwaliśmy tak w swoich objęciach jeszcze przez długi czas, lecz w końcu gdy Rous się uspokoiła, oderwała się trochę ode mnie i spojrzała mi w oczy. Od razu zobaczyłem na jej lewym policzku zaczerwienienie po uderzeniu, na co krew się we mnie zagotowała na to że ktoś próbował skrzywdzić moją kruszynkę i aniołka! Podniosłem rękę i delikatnie dotknąłem jej policzek, który był gorący, a moja ukochana lekko syknęła z bólu.
- Trzeba to opatrzyć! - powiedziałem stanowczo - Choć! Opatrzę Ci to i postaram się żeby nie bolało... - dodałem na co kiwnęła głową. Zbliżaliśmy się do schodów na górę, żeby wyjść z podziemi, a kiedy Rous chciała postawić nogę na pierwszym stopniu schodów, wziąłem ją niespodziewanie na ręce w stylu panny młodej. Zdziwiła się lecz nie protestowała tylko lekko się zarumieniła i schowała głowę, tuląc się do mojego torsu, co słodko wyglądało! Uśmiechnąłem się i szybko wdrapałem się po 67 schodach na sam szczyt z nią na rękach.
 Dobrze że byłem wojskowym, bo pewnie inny człowiek by dostał zadyszki i to niezłej, lecz w wojsku i wieży dobrze szkolą i trenują, więc była to właściwie dla mnie zabawa... Niosłem moją księżniczkę cały czas ją niosąc bez żadnego trudu. Zdawało mi się jakbym niósł piórko! Była taka leciutka... Gdy byliśmy już na górze, poszedłem tam gdzie ostatnio się z nią rozstałem i usadziłem ją w fotelu.
- Zaraz przyjdę! Pójdę po apteczkę, ale zaraz wrócę! - powiedziałem całując ją w usta i pobiegłem do wyjścia gdzie zagwizdałem, a oba konie natychmiast się pojawiły. Wyjąłem apteczkę z torby przy siodle Damaskusa i kazałem im się znowu ukryć, co wykonały. Kiedy wróciłem, moja księżniczka nadal siedziała spokojnie w fotelu, na co posłałem jej uśmiech. Ukucnąłem przy niej, otworzyłem apteczkę i wyjąłem specjalną maść na takie typu urazy. Wziąłem dość grubą warstwę i zacząłem delikatnie nakładać maść na jej bolący policzek.
- Boli? - spytałem z troską - Mogę Ci podać środek znieczulający... - dodałem szybko.

< Rous? ;3 będziesz chciała dalej zwiedzać? Weźmiesz coś przeciwbólowego? xdd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz