Minęło kilka dni odkąd jestem znowu w Śmierci. Przyznam że czułam się tu obco! Przyzwyczaiłam się do wieży, lecz nie mogłam już dłużej znieść tych ciągłych rozkazów, a poza tym to ojciec ciągle mówił z Williamem, jaki to Reker z Kiarą źli i zdrajcy... Kochałam brata i nie zgadzałam się z ich słowami! Kiedyś ojciec mi mówił że nigdy nie jest na nas zły i że nigdy nie odwróci się plecami od swoich dzieci, lecz jak widać kłamał...
Był kimś zupełnie innym! Całe życie w wieży było cięższe... rozdzielili nas i przydzielili do innych drużyn z czego nie byliśmy zachwyceni. Ciągłe misje i brak odpoczynku, plus jeszcze niezadowoleni założyciele z czego się tylko da! Uciekłam więc z Jackobem, gdyż nie dało się tego dłużej znieść... Nie wiedziałam wtedy gdzie się podziejemy, lecz na szczęście okazało się że brat i jego narzeczona byli w pobliżu i zabrali nas do Śmierci. Nie byłam zachwycona i nadal zbytnio nie jestem, choć ludzie są bardzo mili i przyjaźnie nastawieni, to za wszelką cenę unikałam innych mężczyzn. Ponadto bałam się Helsinga!
Pamiętam jego słowa, gdy pomogłam bratu, bo ciągnął go na swoje tereny i chciał mu zrobić krzywdę... "Jeszcze będziesz u mnie na torturach i gwarantuję Ci że żywa z tego
nie wyjdziesz! Moi ludzie chętnie się zabawią z taką młodą
dupcią". Te słowa mnie przerażały... Zadrżałam aż na te wspomnienie. Nie chciałam znowu tego przeżywać! Pamiętam nadal, jak jeszcze niedawno zostałam brutalnie zgwałcona... Ten ból, strach, bezsilność i uczucie jakbym była nic nie warta nadal mnie prześladowały w myślach, choć dzięki Jackob'kowi to się powoli zmieniało! Jednak Helsing pewnie się z tego cieszy, że coś takiego mnie spotkało, bo przecież chciał mnie też kiedyś zabić... Na te wspomnienia aż przeszły mnie ciarki po plecach. Nadal miałam bolesne rany i wolałam się nie zbliżać do innych ludzi.Mieszkałam niegdyś na terenach Śmierci, więc dobrze je znałam i wiedziałam gdzie, co i jak. Skakałam po dachach tak jak zwykle. Byłam snajperem i miałam na swoim koncie już 238 trafień i byłam w wieży na 6 miejscu najlepszych snajperów! Jednak raczej już nigdy tam nie wrócę...
Teraz życie w wieży to piekło, a ojciec się zmienił nie do poznania, więc raczej już nigdy nie wrócę do Duchów. Gdzie się więc podzieje? Nie mam pojęcia... Karabin BOR zwisał mi z ramienia, bo nie zamierzałam się bez niego ruszać, gdy nie było przy mnie innych! Obecnie byłam na jakiś zadupiach! Skakałam po rozwalających się budynkach i wysokich, lecz mnie to nie odstraszało. Skoro do tej pory się nie zawaliły, a były już silne wiatry tu nie raz, to jeszcze trochę postoją i wytrzymają mój ciężar! Nagle się zatrzymałam, bo usłyszałam przeraźliwe rżenie.
Te odgłosy dobiegały z północnego-wschodu, więc tam się udałam jak najszybciej, skacząc po dachach bez problemy kilkanaście metrów nad ziemią.
W końcu się zatrzymałam i zobaczyłam że Helsinga siedzącego na swoim koniu otaczały zombie i nie miał jak zwiać. Koń był wystraszony, a Helsing strzelał do zombie, lecz i też szarpał się nieco z koniem, co nie ułatwiało mu zadania. Było ich około 26... Nie zastanawiałam się długo, rozłożyłam karabin, odbezpieczyłam broń i zaczęłam strzelać. najpierw załatwiałam te co były najbliżej niego. Założyciel Śmierci się zdziwił i to dość mocno, lecz ja byłam skupiona na swoim zadaniu. Strzelałam szybko i zwinnie, bez żadnych problemów, niestety bydlaków było dużo więc musiałam aż trzy razy musiałam zmieniać magazynek! "Obym nie żałowała..." jęknęłam w myślach, "dobijając" ostatnie zdechlaki. Gdy skończyłam, zauważyłam, że Helsing cały czas siedział na koniu nieruchomo. "Dobrze że się nie ruszał, bo bym przez przypadek mogła odstrzelić..." westchnęłam w myślach. W sumie całe widowisko trwało jakieś dwie minuty! Schowałam szybko magazynki, zabezpieczyłam broń i szybko zniknęłam... "Niech myśli że jego ludzie go uratowali, a z resztą raczej nikt nie widział tego widowiska, bo to zadupie!" pomyślałam sobie i wróciłam do pokoju, wskakując przez balkon, lecz naładowałam puste magazynki i poszłam do stajni. Desperado był pełen energii i wierzgał w boksie, przez co odstraszał większość ludzi...
- Ej... Spokojnie mały! Przejedziemy się zaraz! - powiedziałam radośnie podchodząc do niego na co się uspokoił i podszedł domagając się pieszczot. Osiodłałam go i ruszyłam na przejażdżkę.
**
Kiedy wróciłam, zobaczyłam że Diablo już stał w swoim boksie. Desperado akurat miał boks naprzeciwko niego, więc koń mnie obserwował jak wprowadzam swojego karusa. Rozsiodłałam go i zajęłam się nim, dając również kosteczki cukru, które szybko skonsumował i poklepałam go po szyi dziękując za jazdę. Diablo patrzył na mnie takim smutnym wzrokiem, że zaśmiałam się pod nosem i też dałam mu kosteczki cukru, które jeszcze zostały mi w kieszeni na co się ucieszył i również szybko wszystko spałaszował mi z ręki. Później poprawiłam sobie broń na ramieniu i ruszyłam w stronę Ratusza, gdzie szybko weszłam po schodach i kiedy już wyciągnęłam rękę żeby nacisnąć na klamkę i wejść do pokoju, zobaczyłam jego! Samego Erica Helsinga, który stał niedaleko mnie i aż zesztywniałam... Patrzyłam na niego przestraszona, a on też właściwie stał i nie wiedział co zrobić, lecz szybko jednak oprzytomniałam i wypiszczałam ciche "Dobranoc" i wparowałam do pokoju, zamykając go na klucz. Serce waliło mi jak oszalałe i szybko oddychałam, lecz w pokoju byłam bezpieczna!
< Eric?;3 szpiedzy ci wszystko powiedzieli? xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz