czwartek, 30 marca 2017

Od Reker'a cd. Mari

Kiedy Connor nagle spadł z drzewa Mari od razu się go przestraszyła i uciekła biegiem w głąb lasu. Zielonooki też się znowu przeraził, lecz tym razem nie dałem mu uciec tylko jednym pociągnięciem w górę postawiłem go na proste nogi. Chłopak cały czas się trząsł jakby ktoś go pobił albo wrócił z jakiś tortur normalnie!
- Connor spokojnie! Nikt ci tu krzywdy nie robi więc się nie bój - rzekłem na co on nerwowo pokiwał twierdząco głową patrząc na boki - Musimy znaleźć Mari zanim stanie jej się coś niedobrego! Rozumiesz? - zapytałem a on cicho westchnął i przełożył Barett'a przez ramię.
- Tak postaram się ją znaleźć - powiedział z drżącym głosem - Ja nie chciałem jej wystraszyć - dodał ze spuszczaną głową.
- Teraz trzeba ją znaleźć! Wiem, że nie chciałeś i jej to później powiesz nie powinna być zła - westchnąłem i rzuciłem się w stronę lasu biegnąc za jej tropem niczym jakiś pies gończy. Z tego co widziałem to Connor pobiegł drzewami co zapewniało mu lepszy widok, lecz ja teraz nie miałem czasu na zatrzymywanie się i włażenia na wysokie obiekty. Nagle usłyszałem charczenie zombie, które coraz bardziej się nasilało i muszę się przyznać, że serce mi prawie stanęło gdy usłyszałem strzały! Szybko zmieniłem kierunek swojego morderczego biegu i wpadłem akurat na moment kiedy brązowowłosy chciał podejść do Mari, która bała się go gorzej niż on jej. Zabrałem się za sidła nastawione na zwierzynę leśną, lecz dziewczyna patrzyła tylko na chłopaka, który chciał się wycofać, ale strach mu na to nie pozwolił. Kiedy przyjaciółka zemdlała co spowodowała duża utrata krwi metalowe szczęki puściły a ja zabrałem ją na ręce i pobiegłem w stronę ratusza. Connor chyba za mną nie podążył tylko został na miejscu zdarzenia. Ten chłopak coś w sobie dusił i raczej nie zapowiadało się na to by mi powiedział o co chodzi... Widząc jak Mari staje się coraz słabsza skupiłem się tylko na niej oraz przyśpieszaniu tępa do maksimum. Płuca paliły mnie niemiłosiernie i błagałem tylko o dwie rzeczy... Po pierwsze, żeby przeżyła a po drugie, żebym i ja nie wylądował na sąsiednim łóżku.
****
Na medyczny wbiegłem niczym prawdziwy huragan i od razu wydarłem się do Edwarda by zamknął książkę i jej pomógł. Oczywiście jak tu wbiegałem nie obyło się bez mnóstwa zaniepokojonych i zdziwionych spojrzeń. Doktorek nie mógł uwierzyć w to co widzi, ale jakoś się opanował oraz zabrał do działania każąc mi wyjść z sali przed którą oczywiście czekałem, bo chciałem dowiedzieć się co z jej stanem. Z tego co zobaczyłem to przetaczali jej krew więc musiała jej sporo stracić... W sumie widziałem ogromną kałużę krwi... Kiedy Edward wreszcie od niej odszedł znowu wszedłem na oddział oraz go od razu zaczepiłem.
- I co z nią? - zapytałem patrząc na Mari.
- Ma uszkodzone nerwy i straciła dużo krwi, ale się wyliże - stwierdził z westchnieniem i poszedł do swojej dziewuchy. Nagle na oddział wszedł też Connor, który ze strachem podszedł do Mari i postawił coś na stoliku blisko niej, ale nie pozwolił się zaczepić, bo od razu zwiał. Zdziwiony podszedłem do łóżka dziewczyny i otworzyłem pudełeczko, w którym był wisiorek ze złotą jaskółką.
Nie zabrakło też karteczki z przeprosinami, której nawet nie czytałem tylko odłożyłem wszystko na miejsce z nadzieją, iż chłopak nie wywinie czegoś głupiego.

<Mari? :3>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz