Słysząc całą wypowiedź Kiary zrobiło mi się tak trochę lepiej wiedząc, iż im tu dobrze i nie narzekają, że jestem zły i okropny. Widząc jej uśmiech na twarzy sam się uśmiechnąłem a moje serce przeszło coś na wzór radości. Przytuliłem siostrzenicę jeszcze raz do siebie po czym zerknąłem na zegarek, który wskazywał godzinę dziesiątą.
- Trzeba zanieść Edwardowi śniadanie i dowiedzieć się jak mu idzie z lekiem - stwierdziłem na co skinęła głową i zerwała się na równe nogi doskakując niczym sprężyna do drzwi.
- No dalej wujek! Wstajemy nie ma leniuchowania! - zaśmiała się patrząc na mnie a ja z westchnieniem wstałem i z udawanym ociąganiem podszedłem do niej przez co posypała się kolejna fala śmiechu tym razem i z mojej strony. Kierując się w stronę stołówki wstąpiliśmy jeszcze na chwilę do mojego gabinetu po klucze do laboratorium, które ukryłem w specjalnym miejscu, żeby żadnemu szpiegowi nie strzeliło do łba go czasami uwalniać! Potem poszliśmy na stołówkę po jego rację żywnościową a na samym końcu zaczęliśmy kierować się do naszego doktorka. Po drodze minęliśmy jeszcze oddział medyczny Tiji dlatego się do niej pouśmiechaliśmy co nieśmiało odwzajemniła. Wiedziałem, że w najbliższym czasie będę musiał z nią o wszystkim porozmawiać i wytłumaczyć jej co i jak... Miałem tylko nadzieję, że mnie nie odtrąci no bo to by niestety zabolało, ponieważ sprawy rodzinne zawsze mnie bolały tylko praktycznie zawsze się z tym kryłem albo jak miałem doła to siedziałem 24/7 w gabinecie lub darłem się na pierwszą lepszą osobę co miało mi niby pomóc. Wracając do teraźniejszości to dotarliśmy właśnie pod właściwe drzwi. Szybko wyciągnąłem z kieszeni klucz, który włożyłem do zamka i dwoma energicznymi przekręceniami otworzyłem drzwi, które otworzyły się ze skrzypem. Z początku nasze oczy ogarnęła ciemność oświetlana tylko jedną lampką, lecz na szczęście nasze oczy szybko się przystosowały i pokazał się też i Edward... Blady jak ściana Edward patrzący w naszą stronę z poharatanymi i krwawiącymi przedramionami. Praktycznie się wykrwawiał!
- Edward coś ty znowu wymyślił?! - krzyknąłem kładąc tackę gdzieś na półkę po czym podbiegliśmy do niego widząc jak męczy się z tym by utrzymać świadomość.
- Do leku trzeba krwi... Nie miałem krwi więc zabrałem ją od siebie - gubił lekko się w słowach.
- Głupiś! Mogłeś poczekać tobyśmy ci ją przynieśli - westchnąłem próbując jakoś zatamować porządne krwawienia.
<Kiara? :3 Musimy go ratować! xd>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz