- No dobrze, ale bez numerów! - zgodziłem się wzdychając znowu. Blondynka strasznie się ucieszyła i gdy postawiłem pierwszy krok w stronę oddziału chłopaka od razu podskoczyła do mnie i zrównała tempo by się nie pogubić. Szliśmy w ciszy więc miałem czas na rozmyślanie co jeszcze dzisiaj porobić. Ostatnio kiedy Rajanek nazwał mnie tatą myślałem, że będę wyć godzinami ze szczęścia! Skoro mówi tata to może i nauczy się szybko mama? - pomyślałem patrząc w okno obok, którego właśnie przechodziliśmy Tak nauczę go mówić mama! - dodałem szybko delikatnie się uśmiechając na co na szczęście nikt uwagi nie zwrócił. Docierając znowu pod tą samą salę "ochroniarze" znowu wyszli, bo wiedzieli, że o to poprosimy. Kobieta podeszła pewnym krokiem do łóżka chłopaka, który ze zdziwienia otworzył szeroko oczy, lecz po chwili odwrócił wzrok.
- Kevin... Wyglądasz gorzej niż ostatnio... - westchnęła z żalem założycielka.
- Przesadzacie... - odezwał się nieśmiało próbując ukryć swoje zmieszanie.
- Widziałeś ty się kiedyś w lustrze? Jesteś wychudzony i pobity i dobrze wiem, że nie lali cię pierwszy raz! - mówiła z przejęciem przez co powoli coś mi zaczęło w głowie świtać - Już cię nie dotkną, ale musisz się za siebie wziąć, bo daleko z takim stanie nie zajdziesz! - dodała szybko na co wreszcie na nią spojrzał.
- No niech wam będzie... Jakoś spróbuję... - westchnął zmęczony i zasnął. Szarooka patrzyła na niego jeszcze przez chwilę po czym podeszła do nas znowu.
- Zaprowadzicie mnie do mojego brata? Macie tu tyle korytarzy, że pewnie bym się pogubiła! - wymusiła na sobie sztuczny uśmiech - Kevin jest dobry tylko ulega bracią, bo się ich panicznie boi - tłumaczyła kiedy szliśmy przez ten "straszny labirynt".
- Sądzę, że nie wróci do Demonów - odezwała się Kiarcia a ja przytaknąłem jej głową.
- Zabiliby go... Dla nich już jest zdrajcą do zabicia - rzekła cicho, ponieważ nagle przed nami jak z pod ziemi wyrósł jej brat, który na szczęście był ode mnie niższy.
- Wracamy do obozu - poinformował ją na co westchnęła.
- No dobrze - pogodziła się z tą informacją.
- Reker, Kiara i dwudziestu innych ludzi pojadą z wami! Lepiej nie ryzykować - odezwał się mój ojciec na co lekko się zdziwili i spojrzeli niepewnie na nas.
- Mi tam pasuje kolejna wycieczka za mury - zaśmiałem się cicho i zaczęliśmy się zbierać.
****
Postanowiliśmy, że ranni żołnierze i Kevin zostaną u nas do czasu aż się nie wyleczą. Wierzchowce też będą służyć Duchom kiedy wrócą do normalnego stanu a my? My mieliśmy tylko eskortować i trochę rozejrzeć się po ich bazie by ocenić czy czegoś czasami nie potrzebują. Jako że ich konie były słabsze i niestety szybko się męczyły musieliśmy zrobić mały postój przy starych, ale nawet porządnych budynkach na terenach Śmierci gdzie teraz nic nam o prócz zombie nie zagrażało a żołnierze z tamtego obozu patrzyli na nas przychylnie. Po obejrzeniu dokładnie całego terenu stwierdziliśmy, iż jest bezpiecznie i możemy spokojnie odpoczywać co trwało może niecałe pięć minut, bo później usłyszeliśmy strzały...
- Szlak! Trupy i Demony nas atakują! - krzyknął jakiś żołnierz dlatego wszyscy zerwali się z miejsc i skupiliśmy się na obronie założycieli. Nagle do odgłosu strzałów dołączył wybuch i jak się okazało był to dynamit, który spowodował, że budynek zaczął się sypać a jeden z płatów spadał akurat na moją Kiarcie! Nie myślałem długo tylko odepchnąłem ją na bezpieczny dystans a mnie przygniotło... Wszystko mnie bolało, lecz nie straciłem przytomność... Nie chciałem tego robić! Musiałem pomóc swoim ludziom i nie mogłem się tak łatwo poddać więc ostatnimi siłami próbowałem się uwolnić z tego gruzowiska.
<Kiara? :3 No więc ten ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz