sobota, 11 marca 2017

Od Kiary cd. Reker'a

Wszystko działo się bardzo szybko i już wiedziałam że to była zaplanowana zasadzka, gdyż wiedzieli dokładnie gdzie i kiedy się zatrzymamy by odpocząć! Nagle poczułam pchnięcie w plecy i upadłam, bo straciłam równowagę. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam że Reker jest przygnieciony!!! Starał się utrzymać przytomność i próbował się jakoś uwolnić, lecz nie mógł, bo towarzyszył mu silny ból. Poczułam jak się we mnie zagotowało! Nikt nie będzie krzywdził mojej rodziny! Wcisnęłam na bransoletce przycisk, że wołamy o pomoc i to pilnie, oraz wystrzeliłam czerwoną racę, która miała tutaj sprowadzić naszych sojuszników ze Śmierci, a to był dla nich sygnał. Podczas tych czynności, które były bardzo szybkie, Anioły mnie uważnie obserwowały. Wydawałam rozkazy i było widać że mam sporo doświadczenia w bitwach, lecz nieco mniej niż Rekuś...
Otworzyłam ogień wraz z innymi swoimi żołnierzami, a tym czasem żołnierze z Aniołów otoczyli swoich założycieli, bo było ich tylko 10... i mięli za zadanie zabijać tylko tych co za bardzo się zbliżą... Strzelaliśmy i zabijaliśmy z dokładnością, lecz nasi poważnie obrywali i leżeli we krwi, bo nikt im nie mógł udzielić jak na razie pomocy. Wrogowie mimo naszego silnego ostrzału cały czas nacierali i właściwie ich przybyło, bo nagle z około 30, zrobiło się około 70! Zabijaliśmy tyle na ile pozwalały nam karabiny dalekiego zasięgu, oraz chaos jaki teraz powstał.
Robiliśmy wszystko by ochronić założycieli Aniołów i ich żołnierzy, zaciekle walcząc. Strzelaliśmy, wydawałam rozkazy, rzucaliśmy granaty i tak dalej. Mimo iż zostało nas na chodzie tylko 15, walczyliśmy dalej, pokazując swoją zaciekłość i siłę. Kiedy wrogowie byli coraz bliżej, nagle strzały padły z lewej strony, a późnej z prawej. Okazało się ze przybyło nasze wsparcie! Przybyło około 200 żołnierzy ze Śmierci i 600 naszych. Niektórzy żołnierze z Duchów, otoczyli jeszcze dla bezpieczeństwa przywódców Aniołów i ich żołnierzy, a reszta wzięła się za walkę, co dla nich było zabawą. Anioły patrzyły na naszą walkę z zapartym tchem, co troszkę mnie bawiło, bo przecież zawsze zaciekle walczyliśmy! Medycy szybko zajęli się rannymi żołnierzami, doprowadzając ich do stanu, żeby nie mogli umrzeć.
Byli szybcy i cholernie dokładni, nie mówiąc już o ich niemalże stoickim spokoju! Przez co nasi nowi "znajomi" byli po raz kolejny pod ogromnym wrażeniem. Walka w sumie skończyła się po niecałych trzydziestu minutach... Zabiliśmy wszystkich, a ich konie przejdą do Śmierci, bo to na ich tereny wlazły, a koni ostatnio bardzo potrzebowali. Śmierć pomagała Duchom wziąć rannych, by zabrać ich do wieży, a Rekera zaczynali uwalniać z pod dużego płatu budynku. Ludzie jęczeli z wysiłku, próbując to podnieść i w końcu im się udało, ale musiało im w tym pomóc dwunastu ludzi. Wyciągnęli Rekera i na szczęście nic mu się nie stało! Okazało się ze wpadł lekko w mały dołek, który sprawił że walący się płat budynku, nie wyrządził mu poważnej krzywdy, prócz siniaków i obolałych mięśni.
- Założycielom nic nie jest? Wam też nic się nie stało? - odezwał się Reker do Aniołów, powoli wstając na nogi przy pomocy innego żołnierza. Był bardzo obolały, co było widać, lecz żywy i mógł jakoś funkcjonować. Rannych zabrano, a z nami tym razem dla bezpieczeństwa, zostało 60 żołnierzy z Duchów.

< Reker? ;3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz