- Dlaczego masz tyle ran? Wszystkie na pewno nie powstały przez upadek z konia... - dodał jeszcze patrząc na niego uważnie ukochany.
- Spadłem ze schodów - szepnął cicho, ale nie patrzył w oczy, tylko odwracał wzrok, co mnie zaniepokoiło i było sygnałem ostrzegawczym, że jego bracia się nad nim znęcają oraz że właściwie mają go gdzieś że jest trzecim założycielem. Wiele mogłam wyczytać po samej reakcji, gdy się tak przestraszył, że jego bracia tu byli. Reker zapewne też to zauważył, stąd to pytanie.
- Masz nas za idiotów? - spytałam retorycznie na co na mnie spojrzał strachliwym wzrokiem, lecz znowu odwrócił wzrok - Kevin... Te rany są wynikiem silnego pobicia! Oni Ci to zrobili prawda? - spytałam na co nie dostałam odpowiedzi, lecz jego milczenie w sumie było odpowiedzią na moje pytanie - Czyli tak! - dodałam i spojrzałam na Rekera ze smutkiem.
- Dla nich jesteś nic nie wartą zabawką, na której można się wyżyć i wiele razy już coś takiego widziałem! - westchnął ukochany - Założę się że Ty i tak nie rządzisz, tylko Twoim bracia... Ty służysz im tylko do zabawy i do wyżywania się na Tobie i dobrze o tym wiesz, tylko nie chcesz tego przyznać przed obcymi - dodał znowu, na co chłopak spojrzał na niego niepewnie.
- Kevin! Oni już tu nigdy nie przyjdą, bo jesteśmy wrogami! Ponadto chcemy Cię chronić, choć pewnie uważasz inaczej - westchnęłam - Nie próbuj uciekać, bo i tak Ci to nie wyjdzie... Mamy za silną ochronę i zrobisz sobie tylko krzywdę! - dodałam.
- Tu jesteś bezpieczny i nikt Ci nie zrobi krzywdy! - dodał Reker.
- To dlaczego mnie więzicie? - spytał i lekko szarpnął kajdankami.
- Jeden: chciałbyś zwiać, dwa: jesteś ciężko ranny, trzy: nie za bardzo Cię znamy, cztery: chcemy cię mimo wszystko chronić, przed głupią decyzją wrócenia do Twoich braci i obozu, bo jeśli tam teraz wrócisz, to Cię na pewno zabiją rozumiesz?! ZABIJĄ CIĘ! - powiedziałam z naciskiem na ostatnie słowa, na co się znowu wzdrygnął - Wiesz w głębi duszy że mówię prawdę i sam wiesz że rak będzie, więc na Boga! Daj sobie pomóc! - powiedziałam spokojnie.
- Ponadto Anioły mówią że jesteś dobry, a więc nawet nie pasujesz do obozu Demonów! Z resztą spójrz co oni z Tobą tam strasznego robią! - powiedział i wskazał ruchem głowy na jego siniaki, wychudzenie i w ogóle ze marnie wygląda.
- Oni was zaatakują, jeśli mnie nie wypuścicie! Zawsze tak robią! - powiedział z przestrachem.
- Nie zaatakują! Jest nas ponad 18 tysięcy, a licząc jeszcze naszych sojuszników, to jest nas ponad 43 tysiące samych żołnierzy! Nie odważą się, bo wiedzą że wtedy zaatakujemy ich obóz i wszystkich zabijemy co do joty w ramach zemsty, co zostało im dobitnie pokazane i powiedziane, kiedy do nas przyszli... - powiedziałam spokojnie.
- Duchy zapewnią Ci ochronę, tak jak nasi sojusznicy! Mówimy prawdę! Nie będziemy Cię wypytywać nigdy o Twój obóz, bo nie chodzi nam o informacje, tylko o Twoje życie, które teraz pewnie jest istnym piekłem! - dodał ukochany.
- Zaufaj nam! Anioły już podpisały z nami traktat pokojowy - odezwałam się na co na mnie spojrzał zdziwiony.
- Duchy, to jeden z obozów, który chroni ludzi, zapewnia im bezpieczeństwo, żywność, wykształcenie oraz normalne życie - powiedziałam patrząc na niego, tak jak on na nie, co znaczyło że mnie słuchał - My tutaj nie krzywdzimy ludzi za błędy, tylko staramy się im pomóc oraz chcemy odbudować kraj! Nie chcemy wojen, lecz czasami jesteśmy do tego zmuszeni... - dodałam.
- Tak w ogóle jak się czujesz? - spytał Reker podchodząc trochę bliżej, na co chłopak nagle się skulił, jakby miał zaraz zostać uderzony, więc ukochany się odsunął - Ej, ej! Spokojnie! Nic Ci nie zrobię! - powiedział szybko ukochany odsuwając się, żeby Kevin poczuł się bezpiecznie.
- Po samych Twoich reakcjach widzimy, jak bardzo Cię katowali bracia - westchnęłam - Nas też katowano kiedyś, więc wiemy jak to jest! To nie był pierwszy raz o czym dobrze wiemy tak samo jak Ty, ponadto, to nadal by trwało, gdybyś jednak nam wtedy uciekł do swoich! Teraz Cię na pewno zabiją, więc nie próbuj ucieczki! Proszę Cię o to! - powiedziałam ostatnie zdanie patrząc mu w oczy - Już dość cierpienia przeszedłeś w swoim życiu... Już dość! Teraz otworzyły Ci się drzwi do lepszego życia, wiec nie zmarnuj tej szansy, tylko zacznij normalnie żyć! Bez strachu, oglądania się za siebie i inne - dodałam wstając z krzesła.
Spojrzał na nas wzrokiem, który mówił że sam teraz nie wiem co ma zrobić, co doskonale rozumiałam, bo ja tez kiedyś byłam w podobnej sytuacji i wiedziałam jakie to jest ciężkie! Uśmiechnęłam się do niego łagodnie, co zrobił również ukochany i wyszliśmy. Żołnierze wrócili do środka żeby go pilnować, a my poszliśmy zobaczyć ponownie, jak się czują żołnierze Aniołów.
- I co o nim myślisz? - spytał nagle Reker, gdy szliśmy korytarzem.
- Jeśli uda mu się uciec, w co wątpię, to jego bracia go na pewno zabiją! Ponadto wydaje się być dobrym człowiekiem, który przechodzi teraz przez prawdziwe piekło... Na pewno się nie obejdzie bez Złotego Pyłu - powiedziałam swoje zdanie na co kiwnął głową. Po drodze spotkaliśmy lekarzy, którzy się zajmowali Kevinem, więc wytłumaczyłam im co się dzieje, oraz że trzeba podawać mu Złoty Pył, co zapisali w jego karcie zdrowia i powiedzieli że się tym zajmą, na co się ucieszyłam. Gdy weszliśmy znowu na oddział medyczny, zobaczyliśmy, że założyciele Aniołów i Duchów, są przy rannych żołnierzach, których tu przywieźliśmy.
- Dlaczego zapuściliście się tak daleko? - spytała spokojnie założycielka Aniołów.
- Nie zrobiliśmy tego specjalnie! Kiedy chcieliśmy już wracać, nagle zostaliśmy zaatakowani... Ty chyba był jakiś wrogi nam obóz, którego jeszcze nie znamy - westchnął.
- To byli ludzie z obozu Trupów - odezwałam się, tłumacząc co to był za obóz - Bezwzględni zabójcy i gwałciciele. Widok cierpiącego człowieka sprawia im radość i często ofiara umiera przez skatowanie - dodałam na co wytrzeszczyli oczy.
- W każdym razie uciekaliśmy przed nimi, bo odcięli nam drogę powrotną i coraz bardziej spychali na te tereny... Było ich więcej, a my byliśmy w końcu ciężko ranni. Kiedy myśleliśmy ze ich zgubiliśmy, oni znowu nas znaleźli i chcieli zaatakować, lecz wtedy pojawili się oni - powiedział ich dowódca, wskazując na nas - I uratowali nas... Uciekali przed nimi aż się kurzyło - dodał lekko rozbawiony na koniec. "Ale i tak nie zdążyli uciec" zaśmiałam się w myślach.
- Dobrze że tak to się skończyło, bo mogło być gorzej - odezwał się założyciel Aniołów.
- Dziękujemy! - odezwała się do mnie i Rekera założycielka Aniołów, na co machnęliśmy rękami, na znak że nie ma za co dziękować.
Założyciele zaczęli rozmawiać z założycielem Aniołów, a w tym czasie, kiedy chciałam wychodzić z Rekerem, kobieta nas pociągnęła i wyszliśmy na korytarz, dość mocno zdziwieni.
- O co chodzi? - spytałam.
- Proszę zaprowadźcie mnie do Kavina! - powiedziała nagle, na co nie za bardzo wiedziałam co zrobić. Nie powinniśmy przyprowadzać do więźnia żadnych ludzi... - Proszę! Muszę go zobaczyć! - dodała błagalnie patrząc na nas. Spojrzałam niepewnie na Rekera, który też intensywnie myślach, aż w końcu westchnął, co oznaczało że podjął decyzję.
< Reker? ;3 zaprowadzimy założycielkę Aniołów do niego? xdd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz