czwartek, 16 marca 2017

Od Reker'a cd. Ashleya & Mari

Jeździłem właśnie po średnio znanych mi terenach. Miałem dosyć siedzenia w wieży, ponieważ robiło się tam coraz gorzej... Ciągle się na nas darli za małe przewinienia więc korzystając z okazji, iż moja ukochana jest na misji postanowiłem się przejechać i choć na chwilę zapomnieć o wszystkich nieprzyjemnych sytuacjach związanych z naszym obozem. Kiedy zapędzałem się coraz bardziej dostawałem jakiś dziwnych przeczuć... Czułem jakby ktoś był zagrożony i jakby... ranny? W każdym bądź razie ta a raczej te osoby potrzebowały pomocy. Reker zaczynasz się zachowywać jak wampir... - stwierdziłem w myślach i nagle przed oczami mignął mi obraz Asha i Mari potrzebujących pomocy. Obraz pojawił się tylko na parę sekund po czym zniknął wyparowując z mojej pamięci. Nie wiedziałem co o tym sądzić... Czułem się strasznie źle, bo stare rany przypominające o ostatnim spotkaniu z krwiopijcą nadal bolały mimo zabliźnienia. Zatrzymałem Persefonę, której kazałem czekać a sam poszedłem tak gdzie kierował mnie instynkt a może nawet i przeczucia. Cały czas trzymałem w rękach naładowanego kałacha, nie zabrakło też glocka 17 w kaburze udowej gdzie też znajdował się świeżo naostrzony nóż. Chodź byłem dla swojego przyjaciela tylko marnym człowiekiem to chciałem mu pomóc i jakoś odwdzięczyć się za niedawne uratowanie życia. Szedłem przez jakieś zadupia aż wreszcie dotarłem do jakiejś groty gdzie wprost jakaś siła mnie ciągła i mówiła coś w stylu "Właź tam idioto!". Przyglądałem się temu miejscu jeszcze przez jakiś czas aż wreszcie wlazłem i stwierdziłem, że ciemno tu jak w D... Moje oczy nie potrafiły się przystosować do takiego mroku więc można rzec, iż szedłem znowu na ślepo ciągnięty przeczuciami. Mój zmysł słuchu był ustawiony na maksymalny poziom więc gdy ktoś się za mną poruszył to od razu się odwróciłem i zobaczyłem czerwone ślepia! Nie był to niestety Ashley tylko inny wampir, który próbował rzucić mi się do gardła. Niestety tego nie zrobił, bo dostał z kolby broni w kły a potem strzeliłem mu trzy razy prosto w serce, które na pewno zostałem przebite na wylot, lecz dla pewności rozwaliłem mu jeszcze prawą butem głowę, z której mało co zostało, lecz przynajmniej miałem pewność, iż pokraka nie wstanie i da mi święty spokój. Przeklęte mutanty - mruknąłem w myślach. Miałem ruszać już dalej, ale wpadłem na kolejną czerwonooką postać, która tym razem dobrała się do mojej szyi i zatopiła w niej swoje kły. O dziwo ugryzienie nie zabolało a ja mogłem dokładnie przyjrzeć się jeszcze jego dwóch kolegom... Wkurzyłem się nie na żary, że ktoś żłopie moją życiodajną ciecz więc go od siebie odepchnąłem i zaczęła się walka. Oni byli sto razy ode mnie szybsi i zwinniejsi więc niestety wiele razy poranili mnie tymi swoimi pazurami...
- Dlaczego on się jeszcze rusza?! - warknął jeden z nich próbując trafić w moją aortę, lecz szybko zrobiłem unik i podłożyłem mu nogę przez co się wywrócił a ja nie czekając ani sekundy dłużej pozbawiłem go życia, lecz w tym samym czasie poczułem ból w ramieniu. Prawie wrzasnąłem, lecz powstrzymując się od tego wyszarpnąłem mu się przez co odniosłem kolejną bolesną ranę, ale w nagrodę mogłem uderzyć go poniżej pasa na co zgiął się w pół a ja odciąłem mu jednym szybkim ruchem głowę nożem. Został tylko jeden... wyglądał najgroźniej z całej czwórki więc to go obawiałem się najbardziej. Syknął coś niezrozumiałego przez kły i się na mnie rzucił... Robiłem cały czas uniki a on boleśnie mnie ranił. Nie dawałem sobie z niem rady więc w miarę szybko chciał zakończyć tą bezsensowną walkę przyciskając mnie do ściany. Jego pazury błysnęły i już słyszałem świst przecinanego powietrza więc zamknąłem oczy. Czekałem tak na swoją śmierć może z 20 sekund a tu nic! Wnerwiony otworzyłem oczy i zobaczyłem, że Ghost próbuje dorwać się mu do tchawicy. Mężczyzna chciał zabić wilka, lecz nawet najsilniejsze zadane rany nie mogłyby go zabić.
- Nie męcz się... Go nie da się zabić - rzekłem z dobroci serca przeładowując akacza.
- O czym ty pier... - nie zdarzył dokończyć ponieważ strzeliłem mu pięć razy w głowę a wilk rozszarpał mu gardło do tego stopnia, że nawet najlepszy chirurg by sobie z tym nie poradził.
- Dzięki Ghost! - pogłaskałem go po głowie tamując krwawienie na ramieniu, bo te na szyi aż tak mocno na szczęście nie bolały. - Zaprowadź mnie do Asha i Mari - dodałem na co białas od razu zaczął prowadzić mnie biegiem. Dotarłem w odpowiednie miejsce po niecałych dwóch minutach a przyjaciele widząc mnie nieźle się zdziwili.
- Reker? - zdziwił się Ashley.
- Nie antyterrorysta walczący z wampirami chcesz się dowiedzieć więcej skonsultuj się z firmą - zaśmiałem się nadal lekko krzywiąc z bólu - Miałem przeczucie, że wpadliście w kłopoty - dodałem patrząc na jego szyję gdzie była jakaś dziwna obroża a gdy ja dotknąłem magicznie pękła. Mari była w złym stanie więc trzeba było szybko się nią zająć - No dalej nie mamy czasu! - stwierdziłem kierując się w stronę drzwi gdzie nagle upadłem łapiąc się za serce. Ból... przeszył mnie taki straszny ból, że miałem ochotę krzyczeć, lecz ledwo się powstrzymywałem. Nagle czułem tyle dziwnych zapachów a zęby były jakieś dziwnie ostre... Nie tylko nie to! - krzyknąłem w myślach wiedząc co to oznacza. Przez tamto ugryzienie musieli mnie zamienić w wampira. Nie zastanawiałem sie długo tylko od razu zerwałem się na równe nogi i podbiegłem do zdziwionego przyjaciela, którego złapałem drżącymi rękami za ubranie - Wylecz mnie! Ja nie chcę być krwiopijcą! - rzekłem płaczliwie rozcinając sobie przypadkiem wargi, z których poleciała apetyczna krew. Prędzej się zrzygam niż się tego napiję... - mruknąłem z pewnym przerażeniem.

<Ash, Mari? :3 Zdziwko? xd Tak na to jest antidotum look zakładka i mi go wyleczyć!>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz