czwartek, 16 marca 2017

Od Kiary cd. Reker'a

Nagle znalazłam się w tej przerażającej pustce! Wiedziałam co to oznacza... Nasi ojcowie nas tu ściągnęli i raczej nie po to by nas przeprosić! Reker był spięty tak samo jak ja, lecz stanął przede mną by mnie chronić. Po chwili podeszli do nas nasi ojcowie, lecz ja wytworzyłam jakby barierę, która oni nie mogli przekroczyć. Wolałam żeby byli na bezpiecznej odległości, jednak czułam ze Michael stara się to usilnie przerwać, więc cały czas toczyłam z nim w środku bój o kontrolę nad pustką...
- Gadać bachory jedne co żeście nam zrobili?! - wrzasnął wściekle Michael.
- My? Nic! Co, jak i kiedy mięlibyśmy wam zrobić, skoro nas nie ma w wieży! - warknął ukochany.
- Nie kłam szczeniaku! Ta choroba nie wzięła się od tak! - warknął i pstryknął palcami - Podaliście nam jaką trutkę pewnie! - wysyczał wściekle przez zaciśnięte zęby.
- Nie rozśmieszaj nas! My nic nie zrobiliśmy, a poza tym, to nigdy byśmy nikogo nie otruli, nawet takie kanalie jakimi jesteście! - warknęłam.
- Więcej szacunku gówniaro! - warknął wściekle ojciec i chciał podejść by mnie uderzyć, lecz niewidzialna ściana go od tego powstrzymała, choć było mi coraz ciężej to utrzymywać. W środku się strasznie bałam! Wręcz panicznie! Jednak nie mogłam pozwolić na to, żeby cały czas wtrącali się nam w życie!
- Gówniarą to ja nie jestem! - wysyczałam wściekle i poczułam że lodowaty żołnierz znowu ze mnie wychodzi... Teraz gdy będziecie powoli zdychać w męczarniach, zobaczycie jak to jest kiedy nikt nie ma dla was czasu, nie pyta się o to jak się czujecie i czegoś wam nie trzeba! Będziecie zdychać w męczarniach, lecz wszyscy będą mięli was gdzieś! A wiecie czemu?! Bo jesteście tylko nic nie wartymi robalami, na które miejsce przyjdą inni! - warknęłam wściekła.
- W końcu się przekonacie jak to jest gdy się prawie umiera, a wszyscy zostawiają was na pastwę losu! - odezwał się zły ukochany - Ta choroba sprawi, że zapłacicie za całą krzywdę jaką nam wyrządziliście! I jestem wdzięczny losowi, że coś takiego was spotkało! Trafiła kosa na kamień... - dodał nadal stojąc przede mną ze skrzyżowanymi rękami.
- Wy zasrane gówniarze i ścierwa! - warknął Michael - Nie jesteście naszymi dziećmi, tylko tchórzliwymi ścierwami! - wrzasnął.
- Masz rację nie jesteśmy już waszymi dziećmi i bardzo dobrze, bo nie chcemy mieć z wami nic wspólnego! Jesteście zepsuci i nic nie warci! Zdychajcie sobie powoli w męczarniach... Zobaczycie jak to jest, kiedy ktoś się tłumaczy że nie ma czasu, a wy siedzicie sami jak opuszczone psy! A na miejsce założycieli, zawsze znają się nowi i lepsi od was! Zraniliście nas w najgorszy możliwy sposób, a teraz przyszedł czas byście zapłacili za te wszystkie krzywdy... - dodałam zła.
- Jesteście słabi i przynosicie nam tylko wstyd! Dobrze że nie nosisz mojego nazwiska, bo takie ścierwo na nie nie zasługuje! - warknął wściekle ojciec.
- Słabi?! - zakpiłam - Kto tu jest słaby? Jesteście cholernymi staruchami, które nie mogły za nami nadążyć biegnąc za nami! My wykonywaliśmy najcięższe misji bez szwanku, podczas gdy inni padali jak muchy! Zawsze mieliście nas za nic i nas nigdy nie kochaliście... Liczyło się tylko to żeby zrobić z nas bezwzględnych żołnierzy! - mówiłam patrząc na nich.
- Pożałujesz gówniaro! - warknął Michael i nagle ściana zniknęła, bo niestety byłam wciąż zbyt słaba... Chcieli nas zlać, bo podnieśli na nas ręce, na co moja odwaga wyparował w jednej chwili, lecz wtedy pojawiły się nasze wilki, które ich złapały za ręce i odrzuciły wściekle warcząc dalej od nas.
- Zapłacicie za wszystkie nasze krzywdy! - powiedzieliśmy razem przez łzy - Za to jak nas traktowaliście! - mówiliśmy i czuliśmy znowu ten potworny ból. To straszne uczucie gdy wiesz iż Twoi rodzice Cię nie kochali nigdy i tylko Tobą manipulowali... Wilki rzuciły się wściekle na mężczyzn a oni po chwili zniknęli spanikowani, tak samo jak my. Te wszystkie ich słowa tak strasznie raniły... Cios prosto w serce... Tego bólu nawet nie da się opisać! Płakaliśmy załamani już w swojej pustce i osunęliśmy się na "podłogę". Zawsze pragnęliśmy by nasi ojcowie byli z nas dumni i nas chwalili, lecz to nigdy nie nastąpiło... Za to było ciągłe darcie się i niezadowolenie! Minęło może jeszcze z parę minut, a później oboje zniknęliśmy w swoich snach, lecz mój nie trwał długo...
Obudziłam się o godzinie 2:30. Nikogo z nami nie było, wiec Eric pewnie czuwał jak na razie przy ukochanej, albo po prostu gdzieś na chwilę wyszedł!
Korzystając z okazji napisałam szybko wiadomość, ubierając się, bo miałam dość siedzenia w tych czterech ścianach, bo znowu zaczynałam się czuć jak w klatce! Zwłaszcza po tym jak znowu zranili nas ojcowie... Chciałam pobyć sama w jakimś... w jakimś innym miejscu!

"Pojechałam na przejażdżkę...Niedługo wrócę!"

~Kiara~

Wiadomość była krótka, lecz nie miałam ochoty pisać więcej, a z resztą miałam mało czasu, gdyż w każdej chwili mogli tu przyleźć! Wymknęłam się jakoś, zwiewając z oddziału medycznego tak jak zostałam wyszkolona w Duchach... Przemykałam ostrożnie w cieniu przed innymi i trafiłam do stajni, gdzie szybko osiodłałam Feniksa i choć nogi mi drżały i chyba miałam znowu gorączkę, to uczucie chęci oddalania się na chwilę od tego miejsca, była silniejsza ode mnie! Wsiadłam jakoś na ogiera i pogoniłam go od razu w szalony cwał. Nie wiedziałam właściwie gdzie jadę... Po prostu kazałam koniowi biec, co robił z chęcią i posłuszeństwem. Jechałam gdzieś w głąb terenów Śmierci. Koń co jakiś cza skręcał, bądź przeskakiwał nad przeszkodami, lecz mało ich było... W końcu zwolniłam konia i zatrzymałam się nad jakimś jeziorem, które było wręcz przepiękne!
Drzewa i woda wydawały się o dziwo czyste i jakby to miejsce prawie w ogóle nie ucierpiało w wyniku apokalipsy czym się cholernie zdziwiłam, lecz poczułam tutaj spokój! Zsiadłam z konia, prawie upadając z osłabienia, lecz na szczęście Feniks mi pomógł i doszłam na drżących z wysiłku nogach do jednego z drzew, pod którym usiadłam i oparłam się o nie plecami ciężko dysząc. Koń zaczął zajadać trawę i stał blisko mnie w razie czego. Byłam słaba... Serce waliło mi od gorączki i było mi zimno lecz raz: nie chciałam wracać jak na razie, dwa: nie miałam siły.
Siedziałam tak i patrzyłam się na ten krajobraz z bolącą głową i ogóle złym samopoczuciem, lecz czułam tutaj taki spokój... Co prawda smutek nadal odczuwałam, lecz to miejsce działało jakoś na mnie kojąco! Nie wiem ile tak siedziałam, ale w końcu usłyszałam stukot końskich kopyt a następnie zobaczyłam Onix'a, strażnika mojego wujka. "Czyli jednak mnie znalazł..." westchnęłam w myślach, bo powróciły mi znowu wspomnienia na temat tego jak potraktowali nas nasi ojcowie. Dodatkowo dowiedziałam się od Amon'a, że Michael sprał w pustce Rekera, na co łamało mi się serce... Gdyby nie strażnicy, to pewnie teraz też byśmy zostali zlani! "Oni nam nie dadzą spokoju nawet w snach!" jęknęłam przerażona w myślach.

< Eric? ;3 jak dotarłeś do niej? xdd oni ich nie zostawia chyba w tych snach ;-; >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz