Szybko dotarła do mnie wieść, iż Helsing znowu jest na naszym placu. Szybko tam pobiegłam i stanęłam na ojcem Rekera. Przywódca Śmierci wyglądał jak żywy trup! Był bardzo blady, widać że męczyła go gorączka i ledwie stał na nogach. Zupełnie nie przypominał siebie!
- Czego chcecie? - spytał Michael.
- Nie widać? - mruknął Helsing, lecz Katrina zaraz go pociągnęła za ucho, więc się uspokoił, co mnie rozbawiło - Potrzebujemy pomocy! - poprawił się - Nasi ludzie zachorowali na tą samą chorobę co ja, nie znamy tej choroby, a żadne leki nie pomagają... - dodał dostając zadyszki i złapał się za serce, zginając się w pół. Katrina musiała go przytrzymać żeby nie upadł.
- Chorych jest coraz więcej, a w dodatku umrą bez leków! Proszę pomóżcie! - odezwała się Katrina błagalnie do Michaela.
- Skąd pewność czy nas nie zaatakujecie gdy wam pomożemy? - usłyszałam nagle zezłoszczonego ojca - Wielokrotnie chcieliśmy wam pomóc, to za każdym razem raniliście naszych ludzi! - warknął zły.
- To było kiedyś! Teraz jest inaczej! - odparła uparcie Katrina.
- Śmierci nie wolno ufać! - warknął znowu, na co podeszłam do swojego ojca i pociągnęłam go boleśnie za ucho, na co zgiął się w pół z bólu.
- Grzeczniej ojciec, bo za uszy Cię powyciągam! - mruknęłam - Nie bądź uparty! Ci ludzie potrzebują pomocy... - westchnęłam puszczając go.
- To wrogowie! - upierał się.
- To nie zmienia faktu że to też ludzie i potrzebują pomocy! Ponadto nie potrzeba więcej przelewów krwi... Nie chcemy wojny, więc uważam że powinniśmy im pomóc, zwłaszcza że tu chodzi również o odbudowę kraju, a każda strata w ludziach sprawia, że jesteśmy coraz dalej od tego celu - powiedział Billy. Dopiero teraz się zorientowałam, że został już założycielem!!! Czyli teraz mamy sześciu założycieli...
- Zgadzam się z nim - odparł Olivier.
- Ja też - dodał swoje Michael i wszyscy spojrzeliśmy na mojego ojca, który lekko się spiął i zmieszał.
- No dobra! Niech będzie! Ilu jest chorych poza Helsingiem? - spytał Katriny.
- Jeszcze 36 osób, którzy czekają przy granicy - odparła spokojnie, podtrzymując swojego ukochanego.
- Wyślemy po nich naszych, bo zapewne nie mogą się za bardzo sami poruszać, a w tym stanie lepiej się nie przemęczać dodatkowo! - odparł Michael, na co kobieta posłała mu wdzięczny uśmiech. Słysząc to podeszłam do Helsinga, całkowicie ignorując wielkie kocisko siedzące obok nogi kobiety.
- Domyślam się co to może być, lecz pytanie ilu jeszcze może zachorować - westchnęłam.
- Co masz na myśli? - spytał Helsing o dziwo spokojnie.
- Najpierw zrobimy specjalne badania krwi, plus morfologię by upewnić się czy to na pewno to co myślę - odparłam spokojnie i nagle Helsing zemdlał i gdyby nie jego dziewucha, to z pewnością by upadł na ziemię rozbijając sobie głowę. Spojrzałam na swoich zaufanych ludzi i kiwnęłam do nich ręką by pomogli, co zrobili od razu i podnieśli mężczyznę.
- Chodźcie za mną! Zaniesiemy go na jeden z jeszcze nieużywanych oddziałów... Lepiej żeby nasi nie mięli z nim kontaktu, skoro jeszcze nie wiemy co to jest - odparłam na co kiwnęli głowami i poszli za mną. Minęłam założycieli, a Reker dreptał obok mnie. Słyszałam jeszcze jak Michael, William i reszta wydają rozkazy by jechać po chorych, a Katrina została na placu, więc nie wiem co się z nią później działo, bo skupiłam się na swoim zadaniu.
Widząc swoich kolegów z fachu zatrzymałam się na chwilę i w skrócie wszystko im wyjaśniłam na co pokiwali głowami na znak iż rozumieją sytuację. Oczywiście żołnierze nie byli zbyt zadowoleni widokiem przywódcy Śmierci, bo patrzyli na niego z nienawiścią w oczach, lecz ja się tym nie przejmowałam i szłam spokojnie na oddział, który był jeszcze pusty i nie był zapełniony żadnymi pacjentami. Sala była nowa i nieużywana. Sprzęt tam był nadal nietknięty i w pewnym stopniu nowy, bo zabraliśmy je ze szpitali na terenach Duchów i nawet się dobrze zachowały, bo specjalne sale były bardziej ochraniane, dzięki czemu sprzęt był prawie nietknięty.
Żołnierze położyli przywódcę Śmierci na łóżku, za co im podziękowałam i pozwoliłam odejść, na co trochę się wahali, lecz ich zapewniłam że wszystko będzie dobrze i poszli. Reker usiadł naprzeciwko Helsinga i go obserwował uważnie, a ja natomiast wbiłam mężczyźnie wenflon w rękę oraz pobrałam krew do badań... Po jej kolorze już wiedziałam że jest nie dobrze. Podałam mu kroplówkę wzmacniającą, zdjęłam kurtkę w czym pomógł mi narzeczony i przykryłam go kołdrą, oraz kocami, bo strasznie się trząsł i widać było, że nawet podczas snu cierpi, więc wstrzyknęłam mu środek przeciwbólowy z lekiem przeciwgorączkowym.
Mierzyłam jeszcze temperaturę i ogólnie wszystko zapisywałam w nowej karcie zdrowia, gdzie opisywałam wszystkie objawy i takie tam inne rzeczy. Sala była duża, bo była na około 50 osób, więc Helsing i jego ludzie mogli tutaj odpoczywać i się kurować. Podałam Aronowi próbki krwi, na co od razu poszedł je zbadać. Podłączyłam monitor EKG do jego klatki piersiowej i zaczęłam badać jego parametry życiowe. Serce co jakiś czas gubiło się w rytmie, lecz to było na pewno spowodowane silna anemią, co stwierdziłam po kolorze krwi, gdy ją pobierałam.
Po około dwóch godzinach przybyła reszta chorych, których szybko położono na łóżkach, bo oni sami nie mięli sił chodzić. Były 4 dziewczynki, 2 chłopców, a reszta 30 osób to dorośli mężczyźni, którzy byli zapewne też żołnierzami, lecz i też niektórzy z nich pewnie i ojcami tych maluchów. Reszta moich kolegów z fachu zajęła się nimi i również pobrała krew do analizy i ogóle zrobili wszystko co ja z Helsingiem. Wszyscy mięli takie same objawy... Uśpiliśmy ich żeby mogli odpocząć. Po około kolejnych trzech godzinach przybyły wyniki krwi Helsinga i jego "bandy".
Akurat przyszła wtedy Katrina i usiadła przy ukochanym, na szczęście bez tego kociska! Wzięła rękę ukochanego i patrzyła na niego ze zmartwieniem.
- Co z nimi? - spytała gdy czytałam kartę wyników badań krwi, a po chwili też i sam Helsing się obudził. Reker był cały czas przy mnie i mnie pilnował, za co byłam mu wdzięczna w duchu.
- Wiecie już co mi i reszcie jest? - spytał słaby Helsing patrząc na mnie.
- Tak wiemy! - westchnęłam i spojrzałam na niego - Chorujecie na niejaką "Kivodezę", to choroba, która wyniszcza cały organizm... Doprowadza do silnej anemii, kaszle się krwią, bóle głowy, mięśni, Nierówne bicie serca, brak apetytu i tak dalej.... Macie szczęście! Jeszcze trochę a bylibyście martwi! Podajemy obecnie lekarstwa dożylnie, lecz leczenie potrwa od miesiąca do dwóch, a lekarstwo trzeba będzie podawać trzy razy dziennie - wytłumaczyłam wszystko - Trochę sobie tutaj poleżycie, ale leprze to niż umieranie... - dodałam widząc jego z lekka niezadowoloną minę.
- Jak się tym zarazili? - spytała nagle Katrina.
- Przez zarażoną wodę - odparłam spokojnie - Musicie lepiej dobierać zbiorniki z których czerpiecie wodę - westchnęłam.
Nagle do sali weszli założyciele, na co spojrzałam na nich tak samo jak stojący obok mnie narzeczony.
< Reker? ;3 Helsing z lekka załamany xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz