- Reker przestań! - rozkazałam na co na mnie spojrzał zdziwiony - Usiądź! - powiedziałam już łagodniej co zrobił i spojrzał na mnie załamanym wzrokiem, na co go przytuliłam mocno do siebie, a ten się rozpłakał wciąż cały drżąc. Głaskałam go po głowie jak dziecko i pozwalałam się spokojnie wypłakać.
- Ci... Już dobrze kochanie! Nic Ci nie grozi! Tym razem już nikt, nigdy Ci już nie zrobi krzywdy! Zajęłam się wszystkim już na amen... - powiedziałam i ostrożnie zdjęłam mu obrożę z szyi, która go dusiła. Z początku chciał zaprotestować i złapał mnie za ręce, lecz go uspokoiłam - Już dobrze skarbie... Już dobrze... - wyszeptałam do jego ucha i w końcu pozwolił mi zdjąć obrożę z jego szyi, którą rzuciłam ze wściekłością w kąt i znowu przytuliłam do siebie ukochanego, który chował siew moich ramionach jak przerażone dziecko, lecz nie byłam na to z niego zła, bo przeżył istne piekło! Ja też kiedyś bałam się swoich oprawców, lecz w moich żyłach płynie częściowo a raczej w połowie polska krew moich przodków, która sprawia, że po jakimś czasie i tak się podnosimy, potrafimy walczyć do ostatniej kropli krwi, a w dodatku stajemy się bezlitośni dla naszych prześladowców czy też wrogów. Napędzała mnie wtedy nienawiść i chęć zemsty a moje korzenie sprawiły, że też się przyczyniły do "wyrównania rachunków" z moimi oprawcami, lecz ja też miałam silne załamania i gdyby nie Reker, to bym już dawno sobie strzeliła w łeb!
Tuliłam spokojnie narzeczonego i mówiłam kojące słowa że jest już bezpieczny oraz że nie pozwolę by ktokolwiek go już tknął! Dopiero po chwili się zorientowałam że przygląda nam się spokojnie 10 wilków, które miały w oczach smutek, iż mój ukochany tyle przeszedł złego. Zapewne gdyby wiedziały gdzie jest wtedy Reker, to by po niego przyszły na ten cholerny poligon wtedy! Jednak nie miał jeszcze wtedy medalionu przy sobie, co spowodowało, że kontakt między nim a wilkami był tak słaby, że aż niewidoczny i dlatego tak się stało... Teraz było inaczej! I dziękowałam w duchu wilkom za ich lojalność i chęć bezinteresownej pomocy.
Wilki cały czas nas strzegły i nawet teraz siedziały, bądź leżały przy nas, cały czas obserwując nasz stan, który był nie najlepszy fizycznie jak i psychicznie, jednak dokonałam zemsty na co mi się robiło lepiej. Gdy tak siedziałam z ukochanym na ziemi wciąż go tuląc, zaczęłam śpiewać pewną piosenkę.
W końcu narzeczony przestał płakać i uspokoił się, wsłuchując w piosenkę, tak jak chciałam żeby zrobił... Oderwał się na chwilę ode mnie, a ja otarłam mu delikatnie łzy z twarzy, ciepło się uśmiechając i posyłając mu spokojne spojrzenie. Ciągle śpiewałam piosenkę, nie przerywając jej, albo co chwilę zaczynając od nowa, lecz nawet nie było tego słychać! Była to jedna z moich ulubionych piosenek, lecz jakoś dopiero teraz sobie o niej przypomniałam, co było dziwne, bo kiedyś często ja śpiewałam gdy było mi ciężko...
Niektóre wilki korzystając z okazji podeszły do nas i się położyły, na co zaczęłam je głaskać po łebkach czym były zachwycone. Ukochany po chwili znowu stał się lekko spięty, wiec znowu go przytuliłam jedną ręką do siebie, czym się nie sprzeciwiałam i głaskałam swojego strażnika. Wszyscy wsłuchiwali się w piosenkę, którą chętnie śpiewałam i nas uspokajała. Nie wiem ile czasu tak przesiedzieliśmy ale na pewno z ponad 2 godziny... Rekuś w końcu zasnął mi w rękach, lecz mi to nie przeszkadzało, tylko nadal sobie nuciłam piosenkę, czując się bezpiecznie przy wilkach, które były w większości białe, lecz zdążały się też lekkie odcienie szarości na ich futerkach, bądź brązu.
Nagle usłyszałam że ktoś się powoli do nas zbliża, wiec podniosłam wzrok i spojrzałam lewo, gdzie zobaczyłam Oliviera i swojego ojca. Przestałam śpiewać i wskazałam na laptopa, którego podniósł Olivier.
- Co wam się stało? Nie mogliśmy was znaleźć przez prawie tydzień! - powiedział zmartwiony ojciec, kucając obok mnie.
- Długa historia - westchnęłam cicho, by nie obudzić narzeczonego, a wilki cały czas leżały spokojnie niczym prawdziwe psy kanapowe - Na tym laptopie jest cała dokumentacja oraz wszystkie filmy, jak znęcali się nad Rekerem i on to niestety obejrzał... -odparłam na co zdębieli i popatrzyli wrogo na laptopa z mieszanką złości - Siergiej jednak przeżył, a my kiedy wybraliśmy się na przejażdżkę, przez przypadek trafiliśmy na te tereny... Nie mogłam znaleźć Rekera, więc wezwałam strażników i okazało się że Siergiej znowu zaczynał go tresować, lecz go powstrzymałam i sama go wytresowałam, że chodził przy nodze jak prawdziwy kundel! - warknęłam ze złością, tak ściskając można zęby, że aż usłyszałam "szczęk".
- Przez ten czas cały czasu tu byliście? - spytał zmartwiony Olivier, na co przytaknęłam sinieniem głowy.
- Reker był tu może z 15 minut, zanim go znalazłam, bo się zgubiliśmy... - westchnęłam - Torturowałam tego skurwiela i jego rodzinę przez sześć długich dni, dniami i nocami! Zapłacili za to wszystko! Jego rodzina też była istnymi szatanami! Wyczytałam to z ich dokumentacji - powiedziałam ze złością i odrazą, wspominając o rodzinie tamtego skurwiela.
- Znowu trzeba będzie podać Złoty Pył? - spytał ojciec.
- Niestety tak, bo inaczej wspomnienia wrócą... Jednak sama będę mu to podawać u nas w pokoju, bo nie chcę go narażać na stres związany z medycznym i lekarzami - powiedziałam na co kiwnęli głowami - Dlaczego nas nie mogliście znaleźć, skoro mięliśmy nadajniki na rekach? - spytałam.
- Nie wiemy! Nagle zniknęliście z radarów i nie wiedzieliśmy co się z wami stało... Wysłaliśmy tropiących, lecz oni nie wiele mogli zdziałać - westchnął Olivier - Dopiero dzisiaj rano odebraliśmy wasze sygnały z nadajników - dodał na co się zdziwiłam. Wtedy podszedł do mnie ponownie mój wilczy strażnik, na co ojciec troszkę się przestraszył, lecz się nie cofnął. Wilk mruknął coś do mnie, na co go znowu pogłaskałam po łbie, na co zmrużył lekko z zadowolenia oczy - Dziękuję za wszystko, co dla nas zrobiłyście! - powiedziałam, na co kiwnął lekko głową i wilki zniknęły rozpływając się w powietrzu.
< Reker? ;3 lepiej Ci troszku? ;c ona się o Ciebie martwi, lecz nigdy Cię nie zostawi! ;3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz