Siedziałam przy biurku a Reker znowu poszedł w małą kimkę. Przeglądałam znowu dokumenty i sprawdzałam czy wszystko zrobiłam, gdy nagle Helsing się znowu obudził zlany potem i drżał lekko. "Muszę zwiększyć dawkę" stwierdziłam w myślach i podeszłam do lady, przy której się sporządza lekarstwa. Szybko zmieszałam złoty pył ze specjalnym płynem i nabrałam zawartość do strzykawki, podczas gdy Katrina próbowała go uspokoić, lecz marnie jej to szło, bo widać było że sen, a raczej wspomnienia dały mu nieźle popalić co zrozumiałam...
Widziałam jego łzy w oczach i przerażenie. Gdyby nie jego ludzie to z pewnością by się tutaj załamał płacząc, lecz teraz nie mógł sobie na to pozwolić! Podeszłam do niego i szybko podałam mu zwiększoną dawkę Złotego Pyłu, na co się wzdrygnął i spojrzał na mnie z nienawiścią, jakbym chciała go otruć, lecz ja posłałam mu spokojnie spojrzenie. Widziałam przez chwilę zdziwienie w jego oczach i obserwował mnie uważnie leżąc wciąż na prawym boku, jakby próbował przewidzieć cios wymierzony w niego, lecz nic takiego nie planowałam.
Zamiast tego, wzięłam kotarę do ręki i zasłoniłam łóżko Helsinga przed innymi, żeby mógł się lepiej uspokoić... Posłał mi kolejne niepewne i zdeterminowane spojrzenie, które świadczyło o tym że boi się o własne życie. Potrafiłam to rozpoznać, gdyż wielu ludzi już spotykałam i niestety musiałam torturować, a postawa ciała mówiła mi wszystko tak samo jak oczy.
- Heliś spokojnie! - powiedziała po raz kolejny jego ukochana, głaszcząc go po głowie.
- Tutaj nikt Tobie, ani Twoim ludziom krzywdy nie zrobi! Nie jesteśmy szumowinami, które się czają na bezbronnych ludzi... Nie porównuj nas do tych ścierw Trupów! -mruknęłam i odeszłam.
Denerwowało mnie to, że tak usilnie szukał w nas wrogów, zwłaszcza że pomagamy mu zupełnie bezinteresownie, nie mówiąc już ile swoich leków na nich zużywamy, a mogły by być dla kogoś bardziej wdzięcznego z otrzymanej pomocy! Czy on nie potrafi zrozumieć że my nie chcemy tej wojny?! Dlaczego tak uparcie myśli że chcemy wszystkich zabijać jak Trupy?! On w ogóle się chyba jednak nie przejmuje swoimi ludźmi oraz losem swojego dziecka, które może mu zginąć w bitwie na rękach, albo inne obozy które skrzywdził mogą go zaatakować i zabić jego Katrinę z dzieckiem! Co za baran! Dlaczego on nie potrafi niczego zrozumieć dobrze...? Czy on jest naprawdę aż tak zły? Przecież potrafi okazać serce Katrinie, więc czemu tak zażarcie przystaje przy swoim, skoro to krzywdzi, ją, jego dziecko i ludzi! Sam sobie robi krzywdę i właściwie wszystkim dookoła siebie!
"On raczej nie podpisze tego traktatu..." westchnęłam w myślach. "Jemu dalej podoba się ta wojna, a jego ludzie go nie interesują... Może jednak ojciec ma rację? Choć może jednak jest jakaś nadzieja... Już sama nie wiem co myśleć!". Wyszłam na chwilę z oddziału i poszłam do pokoju "ciszy". Musiałam się uspokoić, a swoich nerwów nie mogłam pokazywać przy wrogach. Oparłam się rękami o stół i spuściłam głowę. Do oczu cisnęły mi się łzy, które szybo odgoniłam. Miałam dość tracenia swoich ludzi! Miałam dość tej bezsensownej walki, gdzie wszyscy ludzie powinni się jednoczyć i jakoś razem walczyć, a nie walczyć przeciwko sobie! Owszem niektóre szumowiny trzeba było zabić, bo nieśli tylko ból i cierpienie innym... Czułam że czasami sprawy dowódcy i lekarza mnie przerastają, lecz nigdy się nikomu nie skarżyłam, tylko tłumiłam swoje emocje w sobie, a na zewnątrz ciało pozostawało spokojnie. Z twarzy nic nie dało się wyczytać, chyba że chciałam coś "przekazać", lecz bardzo dobrze potrafiłam maskować swój ból, niepewność, strach i takie tam. Wszystko spowodowane przez bolesną przeszłość, a później brutalne tortury. No! Można powiedzieć że natura wojskowa też się do tego też przyczyniła. Kiedy się uspokoiłam i się upewniłam że niczego po mnie nie widać, wróciłam z powrotem na salę chorych, siadając spokojnie przy biurku i znowu zapisując coś w kartach.
< Eric? ;3 troszku brak pomysłu ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz