- Reker gdzie żeś był? - warknęłam. - Wiesz jaki Derek był niezadowolony?! - spytałam patrząc na niego i mówiąc cicho.
- U William - mruknął - Ochrzaniłem go za takie zachowanie, bo zachował się jak kawał idioty - prychnął - Sam mnie uczył że na bezbronnego nie wolno się rzucać, a sam robi inaczej i jeszcze przez przypadek mógł wojnę wywołać! - warknął.
- Wiesz jaki jest mój ojciec - westchnęłam - Nienawidzi Helsiga i raczej daleko mu do pogodzenia się z nim, ale chce dobra wieży - powiedziałam spokojnie.
- Wiem o tym - westchnął - Jak ich stan? - spytał.
- W większości stan jest stabilny, lecz u niektórych się waha miedzy stabilnym a krytycznym, więc trzeba ich bardziej obserwować - westchnęłam - Wiesz może co z Rajankiem? - spytałam zatroskana o syna.
- Wszystko z nim w porządku! Nie martw się! - pocieszył mnie na co posłałam mu uśmiech, lecz nagle naszą rozmowę przerwał Helsing.
- Kiara mogę kawy? - spytał mnie spokojnie i w dodatku zwrócił się do mnie po imieniu, co mnie zszokowało, bo raczej nigdy tego nie robił...
- Możesz... Nie widzę przeciwwskazań ale zaraz też wszyscy będziecie jedli obiad, więc nie pij za dużo! powiedziałam spokojnie - Reker akurat idzie, więc Ci też przyniesie - dodałam, na co Reker na szczęście nie protestował i wyszedł.
- Co dostaną na obiad? - dopytywała Katrina.
- Dzisiaj cała wieża ma luksus można by rzec i wyjątkowo będzie coś dobrego o czym sami się przekonacie za jakieś dwadzieścia minut - odparłam nawet wesoło czym sama się zdziwiłam i podeszłam do jednego z chorych, bo zauważyłam że nie jest z nim najlepiej... Dotknęłam ręką jego czoła, które było rozpalone i spocone. Podałam szybko leki przeciwgorączkowe i ponownie zimny tlen. Trząsł się więc przykryłam go jeszcze jednym, grubszym kocem, co troszkę pomogło. Wzięłam jego kartę i zaczęłam w niej wszystko zapisywać.
- Strasznie dużo piszecie w tych kartach - stwierdziła nagle Katrina uważnie mi się przyglądając.
- Musimy! Gdyby nie to, to pacjent mógłby dostać np. za wcześnie inny lek, który wszedł by w interakcje z poprzednim i pacjent mógłby umrzeć, a tego nie chcemy! Ponadto zapisujemy czy dana osoba dobrze reaguje na podane leki. Jeśli nie, to zmieniamy je na inne, który mają nieco inny skład.
- Za każdym razem musicie tak wszystko zapisywać? - spytała z niedowierzaniem.
- Tak! Godziny podawania leków, jakie, kiedy, czy stan się poprawił, czy też nie, jakie ma objawy i takie tam! - wytłumaczyłam.
- I tak opisujesz dokładnie wszystkich naszych ludzi? - dopytywała z niedowierzaniem.
- Tak! Czemu się tak dziwisz? - spytałam rozbawiona - Praca lekarza nie należy do łatwych, a ponadto zajmowanie się 37 pacjentami nie jest trudne, zwłaszcza jak siema ich na co dzień około 300! - westchnęłam.
- Naprawdę? - zdziwił się Helsing.
- Naprawdę - westchnęłam - Każdy lekarz ma dyżury po 48 do 56 a czasami nawet dłużej! Zależy ile jest chorych i rannych - powiedziałam spokojnie - Jednak zazwyczaj jest to 48 godzin stania na nogach bez żadnej przerwy i dlatego właśnie ratuje nas kawa! - dodałam na co kobieta się uśmiechnęła.
- Ciężko macie - westchnęła.
- Nie jest łatwo, zwłaszcza jak się ciągnie dwie, a właściwie trzy funkcje! - odparłam spokojnie.
- Jak to? Jakie jeszcze dwie funkcje? - zdziwiła się.
- Jestem jeszcze dowódcą oraz matką - dodałam i spojrzałam w stronę drzwi, gdzie Reker dreptał z kawą. Podał mi kubek, a następnie podał jeden Katrinie, która podała kawę ukochanemu. Poczułam ulgę kiedy napiłam się tego napoju! Stałam właściwie na nogach już ponad 48 godzin, lecz ja nie mogłam sobie pozwolić na odpoczynek... Inni bali się podchodzić do ludzi ze Śmierci, gdyż bali się zostać zaatakowani, plus bali się o swoje rodziny.
Po kolejnych dziecięciu minutach ludzie przywieźli jedzenie i każdemu położyli na stolik przy łóżku talerz ze sztućcami, na którym się znajdował kotlet schabowy, ziemniaki i surówka z kiszonej kapusty. Ludzie ze Śmierci nie mogli uwierzyć że coś takiego dostali i patrzyli na jedzenie z niedowierzaniem.
- Mamy halucynacje? - spytał nagle jeden z nich niepewnie na co lekko się zaśmiałam.
- Nie! Dobrze widzicie! - powiedziałam już spokojnie - Tak jak mówiłam! Dzisiaj mamy jeden dzień w którym dostajemy coś z mięsa i takie tam... Czasami zdarza się więcej dni, ale to wielka rzadkość w tych czasach - odparłam i usiadłam za biurkiem przy Rekerze i oboje piliśmy kawę ze swoich kubków. Spojrzałam w papiery. "Podałam już wszystkim lek pobudzający apetyt, tak jak powinnam, więc niedługo wszyscy powinni wracać z masą ciała do zdrowia, plus jeszcze elektrolity" powiedziałam sobie w myślach i upiłam kolejny łyk kawy.
< Eric? ;3 jak tam schabowy? Złoty Pył Cię i tak nie ominie xd >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz