niedziela, 5 marca 2017

"Non si conósce il bene se non quando s'e perso..." ~ Nie wiemy, ile coś jest warte, dopóki tego nie utracimy."

Imię i nazwisko| William James Roosevelt. Niegdyś ślepo wiedziony poprzez narastającą odrazę do narodowości własnego ojca, zwyczaj miał posługiwać się włoskim pseudonimem — Abele Alessio Moretti. Po wybuchu wojny niechęć ta jednak została zupełnie wymazana z jego pamięci wraz z kolejnym atakiem amnezji.
Ksywka| Dość negatywnie nastawiony do skrótów, zdrobnień, czy wszelkich innych zniekształceń jego jakże szlachetnego imienia... Przeważnie jednak posługuje się nazwiskiem, bądź w razie konieczności wymyśloną na poczekaniu nową tożsamością.
Wiek| 23 lata | 31 grudnia
Płeć| Z przyjemnością udowodni.
Obóz| Trupy
Ranga| Członek
Aparycja| Wysoki na nieco ponad 190 cm, ciemnowłosy młodzieniec o głębokich błękitnych oczach, w których nieustannie przemykają dziwne, aczkolwiek intrygujące błyski. Odcień obramówek każdej z tęczówek przybrał znacznie intensywniejszą barwę od niuansu wokół źrenic. Łagodna tonacja skomponowanych ze sobą pigmentów ostatnimi czasy niejednokrotnie jednak zostaje przyćmiona przez agresywną czerwień atakującą białka mężczyzny i chytrze zdradzającą narastające w siłę zmęczenie. Niewielkie sińce pod oczami są z kolei tego idealnym dopełnieniem. Posiadacz zgrabnego, z lekka szpiczastego nosa, z którego przez wzgląd na prześladującą go chorobę nie rzadko dochodzi do obfitych krwawień. Na skutek wypadku motocyklowego od dobrych paru lat jego twarz zdobią dwie, dość rzucające się w oczy blizny; jedna z nich przecina jego prawy łuk brwiowy, natomiast druga, znacząco mniejsza od swej poprzedniczki, kącik dolnej wargi. Krótka i nierównomierna, zdająca się powstać za użyciem stępionego gwoździa, zdecydowanie nie dodaje mu uroku. Uwadze także z pewnością nie umknie kilkucentymetrowa, zdobiąca tył jego głowy. Tym razem okoliczności, w jakich ją nabył, pozostawi jednak dla siebie... Kształtne usta zwykle rozciągające się w szerokim uśmiechu. W zależności od humoru albo jest on kpiarski i ironiczny, albo nadzwyczaj złośliwy. Przygryzane z różnorodnym natężeniem pod wpływem poszczególnych emocji nabrały znacznie intensywniejszej barwy oraz tendencji do pękania przy mocniejszym ich rozciągnięciu. Właściciel nieco dłuższych, aksamitnych włosów, zwykle niesfornie opadających mu na prawy policzek bądź niedbale zaczesanych do tyłu. Ciemne, kruczoczarne kosmki, w zależności od oświetlenia niekiedy zdają się przybierać intensywnie srebrny poblask, który w połączeniu z nieskazitelną trupiobladą karnacją w rezultacie daje doprawdy intrygujący, a zarazem niepokojący efekt. W połączeniu z przekrwionymi i podkrążonymi oczami oraz tendencją do utraty krwi, mężczyzna znacznie wyróżnia się spośród pozostałych ocalałych, przez co niejednokrotnie zostaje podejrzany o roznoszenie tego przeklętego wirusa. Jako, iż młodzieniec pała niezwykłym zamiłowaniem do sztuki na ciele, jego sylwetkę zdobią nie tylko liczne blizny, o których pochodzeniu nie zawsze pamięta, ale także i tatuaże. Czarne obręcze oplatające jego przedramiona powstały jeszcze na parę lat przed wybuchem III wojny światowej, gdy mężczyzna był w wieku zaledwie szesnastu lat. Zaczęło się od dwóch pasm na każdym z przedramion; grubym, mającym swój początek wraz z mięśniem ramiennopromieniowym oraz znacznie cieńszym, niecały centymetr pod pierwszą z obręczy. Niespełna pół roku później zdobył się na kolejne, lecz już tylko na jednym z ramion — lewym. Nabył tego dnia dwucentymetrowe pasmo na końcu mięśnia dwugłowego ramienia, otoczone po dwóch stronach półcentymetrowymi obręczami, a także trzy identyczne okalające jego nadgarstek, z daleka prezentujące się niczym czarne bransoletki z rzemyków. Wraz z upływem kolejnych lat jego ciało pokrywały coraz to nowsze i bardziej wymyślne wzory... W tym trzy pary czarnych nachodzących na siebie skrzydeł; anioła, motyla, a także ważki rozciągających się po całej objętości jego pleców. Upadły anioł, jak sam zapewniał, miał symbolizować zbliżający się dzień sądu. Motyl metamorfozę w człowieka, jakim jest po dziś dzień, natomiast ważka natchnienie i oddanie się swym przekonaniom. Kolejnym, a zarazem ostatnim z jego tatuaży jest drobny napis na lewym obojczyku "Dare", motywujący go do dalszego działania. Przez parę tygodni szczerze rozważał również możliwość wytatuowania sobie krzyży na spodzie obu dłoni jako symbol odrodzenia, jednakże wraz z myślą o zaspokajaniu swoich potrzeb w postaci masturbacji dość szybko z tego zrezygnował. Ma przekute uszy, jednakże nie zawsze nosi w nich kolczyki, przez co dziurki niebawem powinny zarosnąć. Posiada również kolczyk w nosie i od niedawna w języku o jakże wdzięcznej treści "F*ck You". Liczne treningi, a także życie w nieustannym ruchu w korzystny sposób odbiły się na jego sylwetce, za których wynik bez dwóch zdań można uznać szerokie, umięśnione ramiona i idealnie wręcz wyrzeźbiony tors. Szczyci się nad wyraz szybkim metabolizmem, przez co mimo odżywiania się tak zwanym "śmieciowym jedzeniem" szczęśliwie pozostaje przy stałej, nieprzekraczającej 90 kg wadze. Zarówno przed, jak i po wybuchu bomby atomowej cechował go dość specyficzny sposób ubioru. Przeważają w nim zdecydowanie ciemne barwy — czerń oraz wszelkie odcienie szarości. Wbrew panującym na świecie warunkom, nie widzi potrzeby chorobliwego zakrywania własnego ciała z obawy przed wirusem. Nie nosi mundurów ani kamizelek kuloodpornych chroniących go przed śmiercionośnym uzębieniem nieumarłych. Górna część jego garderoby nierzadko jest na tyle skąpa, iż wyjście do ludzi bez niej, raczej nie stworzyłoby szczególniej różnicy. W końcu czymże jest strzęp materiału z nadrukiem oraz znacząco przydużymi otworami na głowę i ramiona? Nigdzie nie rusza się bez skórzanej ramoneski, którą w zależności od pogody, albo nosi na sobie, albo zwyczajnie niedbale przewiesza przez ramię. Nie wzgardzi parą poprzecieranych jeansów, czy szykowną flanelową koszulą. Do gustu przypadło mu ciężkie skórzane obuwie, nieszczególnie nadające się na słoneczną pogodę. Jak dotąd dość specyficznie nastawiony do noszenia zegarków... Obecnie jest on dla niego niezbędny, by zupełnie nie utracić poczucia czasu.
Charakter| Jeszcze niecałe pół roku temu mogłoby się przypuszczać, iż największą sympatią darzy siebie samego, na co nawet nie śmiałby zaprzeczyć. Większość napotkanych przez niego osób zapewne wciąż tak sądzi... W końcu czegóż by innego mogli spodziewać się po tym szczytowej klasy egoiście? Wbrew pozorom nawet w tak podłych czasach ludzie się zmieniają, a wraz z nimi także i ich upodobania. Jako, iż cierpi na amnezję; niewiele pamięta ze swej dalekiej, jak i często również niedalekiej przeszłości, do jego głównych upodobań można zaliczyć, niekiedy wręcz rozpaczliwe poszukiwanie informacji na swój temat, które z czasem zaczął na wszelki wypadek notować w obitym skórą notesie. Znajduje się w nim wszystko na temat mężczyzny, poczynając od jego prawdziwego imienia, poprzez pseudonimy, wiek i kończąc na najmroczniejszych sekretach z przeszłości. Niezależnie od jego samopoczucia, czy rozporządzenia posiadanego czasu, codziennie, bez wyjątku dopisuje tam coś nowego, czym najczęściej bywają istotniejsze wydarzenia z danego dnia. Notes ten nie tylko na bieżąco jest uzupełniany coraz to nowszymi wpisami, ale także i szkicami. Dość niedawno bowiem ujawnił się u niego niezwykły talent w dziedzinie malarstwa. Rysuje miejsca, w których przebywał, charakterystycznie zaznaczając jedne z bezpieczniejszych, napotkane przez siebie istoty będące ofiarą promieniowania, ale także i wszelkich ocalałych, z którymi miał kiedykolwiek do czynienia. W stosunku do ostatniej z kategorii jest nad wyraz staranny i szczegółowy z obawy, iż pod wpływem chwili posunie się do karygodnego czynu wobec osoby będącej bliskiej jego skutego lodem sercu. Każdy ze szkiców zawiera odpowiednią notatkę, a w przypadku istot żywych również łączące go z nimi relacje oraz po krótki opis osobowości. Notes jest jedną z niewielu rzeczy, z którymi nie rozstaje się nawet na krok, przeważnie na upór wciskając go za pasek poprzecieranych spodni. Przez wzgląd na niezwykłą wartość sentymentalną przedmiotu, mężczyzna ten stał się niezwykle wyczulony na choćby najdrobniejszy dotyk w tamtejszych okolicach, pod wpływem impulsu niejednokrotnie już pozbawiając delikwentów palców oraz chęci do kolejnej próby kradzieży. Lubuje się głównie w cichych i zacienionych miejscach, co jednak nie oznacza, iż zawzięcie pragnie spędzić w nich resztę swojego nędznego życia. Przede wszystkim zważywszy na okoliczności... Czyż to właśnie nie w najmroczniejszych zakamarkach pozostałości tego świata, kryją się istoty, których niczym ognia powinien się wystrzegać? Z niezmierną przyjemnością wszczyna konflikty, prowadzące z kolei do swego rodzaju szarpaniny, które przez wzgląd na dość nieprzeciętne doświadczenie, rzadko kończą się dla niego nieplanowaną porażką. Często zaś jednak celowo prowokuje i podkłada się, by poprzez nabyte w pojedynku obrażenia, skutecznie ukarać się za swe niepochlebne poczynania... Jednakże, czy ów konsekwencje można nazwać pokutą, w przypadku wyraźnych przejawów masochizmu? Warunki, w jakich dojrzewał, wykształciły u niego niepokojącą sposobność do odczuwania przyjemności z doznawanego cierpienia... Bynajmniej w większości przypadków. Intryguje, jak i zarówno w szczególny sposób pociąga go widok krwi i ludzkiej udręki. Cudze cierpienie podbudowuje go bardziej niż jego własne, tak więc korzysta z wszelkich możliwych okazji jego zadania. Sadysta lubujący się w długotrwałym znęcaniu nad swą ofiarą, co jednak nie oznacza, iż dobiera je zupełnie przypadkowo... Przeważnie są to osoby, z którymi wiąże go domniemany interes, aczkolwiek nie wzgardzi żadną zbłąkaną duszyczką, która czystym przypadkiem zapuściła się na tereny jego obozu.
Szczególną niechęcią pała do swych własnych słabości oraz piekielnych wyrzutów sumienia, które po dniu spędzonym na spełnianiu swych zachcianek, niekoniecznie zachowujących zasady moralności, wieczorami niekiedy nie dają mu chwili wytchnienia. Nie toleruje w swym otoczeniu dzieci i ludzi w szczególny sposób wylewnych, gdyż zarówno swą otwartością, jak i śmiałością skutecznie zakłócają mu spokój, tym samym natychmiastowo wyprowadzając z równowagi. Drażnią go ciepłe kolory, pozytywne, wręcz przesłodzone nastawienie jego rówieśników i publiczne okazywanie uczuć w zasięgu jego, już i tak zdeprawowanego wzroku... Prócz tego nienawidzi rozkazów, co niekiedy staje się kolejnym powodem jego problemów, gdy któryś raz z kolei nie wykona danego mu polecenia. Namacalną wręcz pogardą pała również do kłamców i tchórzy, którzy w jego mniemaniu są chodzącym utrapieniem, zmorą dzisiejszego świata. Stuprocentowy choleryk, co zwyczaj ma ukazywać już w pierwszych minutach znajomości. Bywa dynamiczny, a na wszelkie bodźce odreagowuje impulsywnie. Posiada wrodzone umiejętności przywódcze, przez co w przypadku pracy w grupie zdarza mu się naturalnie przejmować dowodzenie. Wybitnie uparty i w zupełności oddany wykonywanym przez siebie czynnościom, co niekiedy mylnie przypisuje mu miano perfekcjonisty.
Brutalny, pewny siebie i wręcz chorobliwie egoistyczny osobnik, wytrwale trzymający się swych pokręconych poglądów. Impertynencja to jego drugie imię. Typ cwaniaka, ryzykanta i uwodziciela. Po dłuższej obserwacji można również stwierdzić, iż owy mężczyzna jest niemalże uzależniony od sarkazmu i cynicznego uśmiechu, nieustannie cisnącego mu się na usta. Nieufny i nadzwyczaj podejrzliwy, przez co nie da się ot tak zdobyć jego zaufania. Pała niezwykłym pesymizmem w stosunku do rozmów o ludzkich uczuciach. Temat ten jest przez niego przeważnie gładko zbywany bądź zupełnie ucinany poprzez dostateczne oddalenie się od swojego rozmówcy. Tak jak i każda istota żyjąca na tym świecie, posiada także jakieś pozytywne cechy, a mianowicie szczerość... Choć w jego wykonaniu również może zostać odebrana jako kolejna perfidna próba obrazy. W stosunku do osób, które darzy zaufaniem lub ewentualnym szacunkiem jest nieco bardziej wyrozumiały i delikatny, co jednak nie oznacza, iż mogą spodziewać się po nim jakichkolwiek... czułych gestów.
Naprzeciw swej prawdziwej osobowości, jest to jednak wierny i honorowy osobnik. Nie rzuca słów na wiatr, a jeśli już się na coś zaweźmie, nie spocznie, dopóty nie dopnie swego. Choćby nawet nie darzył kogoś szczególną sympatią bądź w myślach zabijał w jeden z najokrutniejszych sposobów, zawsze dotrzyma danej mu obietnicy. W końcu, w przeciwnym razie, znacząco odbiłoby się to na jego reputacji...
Wulgarny, porywczy, a także i niestosowny. Dość ciężko zapanować mu nad emocjami, więc zdarza się, iż wybucha niekontrolowaną złością bądź irytacją, po której zwykle żałuje swoich czynów. Potrafi uprzeć się przy swoim. Wtyka nos w nie swoje sprawy, a wszelkie próby spławienia go traktuje jako zachętę do dalszego działania. Po odebraniu życia jego jedynej młodszej siostrzyczce, pod wpływem nowej, zupełnie nieznanej mu choroby, jego osobowość zdała się przedstawiać w nieco innym świetle. Co z kolei wcale nie oznacza swego rodzaju nawrócenia... Stał się może trochę bardziej zamknięty i oschły, jakoby o wszystkie spotykające go w życiu przykrości obwiniał każdą napotkaną przez siebie istotę. Współczucie jest dla niego zjawiskiem niemającym prawa bytu... W końcu, dlaczego miałby mu się poddawać, skoro nad nim samym nikt, nigdy się nie litował? Znacznie rzadziej szczerze się uśmiecha... Właściwie, zdaje się, iż robi to wyłącznie przy osobach, które darzy jakimkolwiek pozytywnym uczuciem. Bywa apatyczny. Nabrał niepokojącej tendencji do przekładania własnej udręki ponad innych, jakoby ból stał się dla niego jedyną formą ukojenia, ucieczką od wewnętrznego cierpienia. Burzliwy awanturnik, zdający się wręcz nie mieć pohamowań w swych impulsywnych pobudkach. Na wszelkie pytania związane z jego samopoczuciem, odreagowuje swego rodzaju roztrzęsieniem, a niekiedy także i z lekka psychicznym śmiechem. Doszczętnie zdruzgotany psychicznie, zmierza niepokojąco dużymi krokami ku skłonnościom samobójczym... Aczkolwiek coś, wciąż skutecznie utrzymuje go przy życiu.Historia| Z satysfakcją obserwujesz, jak kieliszek na powrót się napełnia i wędruje ku rozchylonym wargom niebieskookiego w celu opróżnienia zawartości. Nie jesteś w stanie określić, jak długo przesiaduje w Twym towarzystwie, sącząc podarowany mu przez Ciebie trunek. Po dwóch godzinach stopniowo zacząłeś tracić rachubę czasu, jednakże bacznie śledziłeś poziom płynu w butelce. Ubytek z dziesięciu centymetrów stopniowo wzrósł do piętnastu, więc mężczyzna najwidoczniej uznał, iż resztę wypadałoby po prostu wykończyć. Parę razy nawet próbował Cię nakłonić do napicia się razem z nim, jednak Ty za każdym razem grzecznie mu odmawiałeś. W końcu nie taki jest cel Twej wizyty. Kolejne dolewki znikają w gardle mężczyzny, który zdaje się zupełnie zapominać, iż nie jest sam w pomieszczeniu. Widząc, jak chętnie sięga po alkohol, dochodzisz do wniosku, że udało Ci się wybrać idealny moment na wcielenie swego planu w życie. Ciemnowłosego bez wątpienia coś trapi. Nieznacznie unosząc kąciki ust, przyglądasz się następnym poczynaniom swego wyraźnie już wstawionego towarzysza. Z roztargnieniem odgarniając włosy, nerwowo odstawia szkło na blat ledwo trzymającego się stołu, by po chwili chwycić w dłoń butelkę. Wygodnie osuwając się na spękanej kanapie, kieruje ku Tobie przyćmione spojrzenie swych niebieskich oczu, jakoby upewniając się, czy aby na pewno nie masz nic przeciwko. Widząc to, uśmiechasz się jedynie łagodnie, na co mężczyzna mrucząc coś gniewnie pod nosem przechyla gwint do ust...
Gratulacje! Udało Ci się go odurzyć! Teraz masz okazję, by... Nie, nie będziesz się z nim pieprzyć, zboczeńcu! Jako jeden z nielicznych wysłuchasz jego historii.
*~*~*
Urodzony 31 grudnia 2000 roku w Mediolanie, we Włoszech jako nieślubne dziecko tamtejszej wiolonczelistki Adele Ester Ferro oraz amerykańskiego biznesmena — James'a Aaron'a Roosevelt'a, po którym dostał on drugie imię. Potomek. Według zdania zdecydowanej większości obcujących z nimi obywateli była to ostatnia deska ratunku dla ich związku, uczucia, które na nowo miało odżyć między kochankami. Ii... Było w tym, choć ziarno prawdy. Para na powrót zacieśniła wiążące ich relacje, jednakże nie trwało to szczególnie długo. Mimo iż kobieta była uradowana z możliwości wychowywania dziecka, jej partner niestety nie podzielał jej optymizmu. Twierdził, że porzucenie pracy jak też uczyniła jego wybranka, było nie tyle co nierozważne, lecz spokojnie zasługujące na miano szaleństwa. Sam nie mógł sobie pozwolić na pójście w jej ślady. Zbyt daleko zaszedł, by teraz z tego wszystkiego zrezygnować i to tylko na rzecz opieki nad dzieckiem. Odejście z pracy i przeprowadzka do Włoch była pomysłem absurdalnym. Doszło wtenczas do licznych sporów między kochankami. Kobieta za wszelką cenę chciała zatrzymać partnera przy sobie... Stworzyć przykładową idealną rodzinę. Bezskutecznie. Oczywiście nie wszystkie jej prośby poszły na marne. Udało jej się bowiem zaciągnąć mężczyznę do ołtarza, gdzie też zostali połączeni wiecznym węzłem małżeńskim. Ostatecznie ojciec chłopaka nie dał za wygraną... Nie zamierzał zostawać, aczkolwiek wiedziony odżywającym w nim uczuciem do młodej artystki, zapragnął przekonać ją do przeprowadzki. Do jego rodzinnego miasta w Wielkiej Brytanii. W końcu dlaczegóż miałby zaprzepaszczać swą szansę na zrobienie kariery, kiedy może zabrać ukochaną oraz kilkumiesięcznego syna wraz ze sobą? Jego pragnienie zostało jednak szybko rozwiane. Kobieta, mimo że podzielała jego uczucia ani myślała opuszczać Mediolanu, co z kolei doprowadziłoby do rozłąki z jej bliskimi. Przedłożyła rodziców ponad męża oraz była szczerze przekonana, iż syn powinien wychowywać się w miejscu swych narodzin. I tak też miało nastąpić. James samotnie powrócił do Zjednoczonego Królestwa, wybijając się na sam szczyt ze swą korporacją. "Roos Industries" zapewniło mu dogodne życie oraz ogromne dochody, których część co miesiąc przelewał na konto małżonki. Spotkania z nią jednakże ograniczył do minimum, przez co przez pierwsze lata swego życia młody William nie zaznał ojcowskiej miłości. Jego wizyty jednak znacznie zwiększyły swą liczebność, gdy dwa lata po narodzinach chłopaka, na świat przyszła długo wyczekiwana córeczka — Mary. Od tej pory młody Roosevelt mieszkał wraz z matką, dziadkami i młodszą siostrą w prastarej rezydencji rodziny Ferro, gdzie był rozpieszczany i od maleńkiego kształcony na człowieka renesansu. W odpowiednim do tego wieku nie poszedł jednakże do szkoły. Opiekunowie załatwili rodzeństwu nauczanie domowe, sprowadzając wielu ceniących się specjalistów. Szczególnie duży nacisk kładziono na jego znajomość języków, dzięki czemu w wyjątkowo młodym wieku opanował podstawy łaciny, języka włoskiego oraz angielskiego. Oczywiście drugi z języków był zdecydowanie na wyższym poziomie od dwóch pozostałych. W końcu chłopak biegle posługiwał się nim na co dzień. Wraz z wiekiem wymagano od niego coraz to nowszych umiejętności i zachowań, co skutecznie ograniczało swobodę dziesięciolatka. Żądania opiekunów wywierały na nim niemałą presję... W wieku jedenastu lat chłopak począł przejawiać przebłyski zazdrości o własną siostrę. Przestała cieszyć go możliwość otrzymywania wszystkiego, czego zapragnął, aczkolwiek lata spędzone w takich, a nie innych warunkach, dość prędko zasiały w nim ziarnko materializmu. Wtenczas jednakże nie było to istotne. Czuł się niezwykle dotknięty, za sprawą braku tak dobrych relacji z ojcem, jakie to utrzymywała jego młodsza siostra. Podporządkowując się obojgu z rodziców, dyskretnie liczył, iż w ten oto sposób zyska jego zainteresowanie. Co niestety okazało się złudną nadzieją. Ojciec, mimo iż nie przyjeżdżał z wizytą szczególnie często i tak większość swej uwagi poświęcał żonie oraz wiecznie uśmiechniętej Rosemary. Z braku autorytetu, chłopak został zmuszony sam go sobie stworzyć. Toteż niechybnie zaczęły się z nim problemy. Już jako trzynastolatek wyraźnie dawał bliskim do wiwatu, a kolejne lata jedynie pogłębiały jego zachowania. Począł siarczyście przechodzić okres buntu, którego nie była w stanie stłumić żadna osoba z jego codziennego otoczenia. Młody Roosevelt był bowiem święcie przekonany, iż skoro sam ma być dla siebie wzorem, nikt nie ma prawa decydować o jego losie. Posuwając się do coraz to bardziej karygodnych czynów, zyskał w końcu uwagę zapracowanego ojca. Jako jedyna osoba będąca w stanie go bez skrupułów skarcić, nabrał szacunku w oczach młodzieńca. Acz nie na długo. Wraz z kolejnymi wybrykami niebieskookiego, kary mężczyzny stawały się surowsze, niekiedy wychodząc poza granice prawa. Co oczywiście nie było wychwalane przez pozostałych członków rodziny chłopaka. Na informację o śmierci biznesmena, Roosevelt poczuł niezwykły przypływ satysfakcji i w przeciwieństwie do całej reszty bliskich zmarłego, nie odczuwał żadnej straty. W wieku szesnastu lat obrał sobie za cel obronę własnej siostry. Jak na starszego brata przystało, począł poczuwać się za nią odpowiedzialny, dzięki czemu bardziej się ze sobą zżyli. Mary stała się najważniejszą osobą w jego marnym jak dotychczas życiu. Był niemal pewny, iż w razie konieczności wskoczyłby za nią w ogień. Czego niestety nie była w stanie pojąć ich roztrzęsiona po śmierci męża matka. Zdaniem Adele jej szesnastoletni syn miał kategorycznie zły wpływ na młodszą córkę. Ograniczenie ich kontaktów było rzekomo najlepszym z możliwych rozwiązań. Dlatego też niebawem postanowiła skonsultować się ze swoim starszym bratem, a zarazem byłym wojskowym — Federico. Mężczyzna miał się zaopiekować William'em na czas wakacji, jednocześnie wpajając mu podstawy dyscypliny. I trzeba przyznać, że doprawdy się w to zaangażował... Już pierwszego dnia młodzieńcowi zostały przedstawione żelazne zasady, jakie obowiązują w posiadłości jego wuja. A wszelkie próby niesubordynacji były niemal krwawo tępione. Co dziwniejsze niebioskookiemu niezwykle podpasowały warunki tam panujące i nie miał matce za złe rozdzielenia go z Mary. Z każdym dniem coraz bardziej upewniał się w swym przekonaniu, iż nie jest dla mężczyzny zwyczajnym siostrzeńcem, nastolatkiem, który przyjeżdża w odwiedziny do swojego wuja w celu poznania się i miłego spędzenia czasu. Był rekrutem, maszyną oczekującą tylko na kolejne zaprogramowania, poszerzające jej zasób umiejętności. I cholernie go to nakręcało. Co dzień mężczyzna fundował mu coraz to nowsze dawki wrażeń, starając się wyciągnąć z chłopaka jak najwięcej. Stworzyć z niego człowieka przyszłości, co... Nie ukrywajmy, z całą pewnością by się mu udało, gdyby nie pewna niedogodność. Nieco ponad czterdziestoletni włoch przed paru laty wpakował się w nieodpowiednie towarzystwo, z którym utrzymywał stosunkowe kontakty do czasu przyjęcia pod swą opiekę młodego William'a. W dniu wparowania frakcji na teren jednej z licznych posiadłości rodziny Ferro, emerytowany podpułkownik miał niechybnie stracić życie. Gdyby nie interwencja młodzieńca oraz zaproponowanie swego rodzaju układu, policja zapewne nie miałaby co po nich zbierać. Cudem uniknąwszy śmierci, niebieskooki wraz ze swym starszym opiekunem zostali zagarnięci przez ugrupowanie do miejsca, które porywacze zwykli nazywać "domem". A trzeba szczerze przyznać, iż znajdujący się na pustkowiu pokaźnych rozmiarów budynek prędzej przypominał więzienie niż współczesną kawalerkę. Nie potrzeba było wiele czasu, by młodzieniec kierowany pragnieniem ochrony wbrew pozorom bliskiego mu mężczyzny został zwerbowany jako nowy członek tej jakże szemranej organizacji. Zgodnie z obietnicą jego nowych towarzyszy broni, były podpułkownik został wypuszczony, a następnie bez wiedzy siedemnastolatka rozstrzelany i wrzucony do pobliskiej rzeki. W niebieskookim natomiast wykryli ogromny potencjał, który szkoda byłoby zmarnować. Kontynuując jego kształcenie, podświadomie nastrajali go w odpowiednim dla siebie kierunku, jednocześnie wpajając mu swe święte przekonania. Młody Roosevelt bierny na nowe postrzeganie rzeczywistości, wyjątkowo szybko zboczył z dobrej ścieżki. Począł przejawiać niebezpieczne zdolności w działaniach nielegalnych. Otwieranie zamków, kradzieże, czy wszelkie oszustwa finansowe stały się dla niego chlebem powszednim, co niezwykle spodobało się jego nowym towarzyszom. Został wielokrotnie wykorzystany do pozyskiwania cennych informacji, dzięki umiejętności włamywania się do systemów zabezpieczeń, a także do zwiększania majętności organizacji. Młodzieniec dość szybko jednakże znudził się swym zajęciem. Powrócił jego upór a arogancja i pewność siebie znacznie wzrosły, dzięki czemu niedługo po tym zaczął ubiegać się o władzę. Nie widział sensu w podporządkowywaniu się osobą, od których, jak sądził, jest o niebo lepszy. Swego pierwszego morderstwa dokonał jeszcze przed osiągnięciem pełnoletności, katując jednego z członków ugrupowania kijem bejsbolowym. W konsekwencji za rozkazem został zaciągnięty do podziemi budynku, gdzie padł ofiarą wielokrotnych uszczerbków na zdrowiu. W wieku osiemnastu lat wyrwał się z objęć nieodpowiedniego towarzystwa i bez jakiegokolwiek kontaktu z bliskimi wybrał się do Wielkiej Brytanii. Zamieszkał w posiadłości odziedziczonej po swym ojcu oraz przejął dowodzenie nad jego firmą, dotychczas zarządzaną przez wuja od strony James'a. Niecałe dwa miesiące później padł ofiarą pierwszego ataku amnezji, po którym to nie pamiętał nawet własnego imienia. Zdany wyłącznie na siebie do swych dziewiętnastych urodzin zdołał się dowiedzieć wystarczającej ilości rzeczy na swój temat, by móc normalnie funkcjonować. "Roos Industries" podupadło, jednakże fundusze na koncie niebieskookiego były na tyle ogromne, iż gdyby tylko zechciał to i następne pokolenia mogłyby pławić się w równych luksusach. Pieniądze zapewniły mu wpływowość, a także dostatecznie go zniszczyły. Stał się aroganckim dupkiem nieszanującym bliźnich i będącym w świętym przekonaniu, iż potęga dolara nie zna żadnych granic. Co oczywiście prędko doprowadziło do jego zguby. Młody Roosevelt, hańbiąc swe nazwisko, wszedł w liczne konflikty z prawem, niejednokrotnie spędzając noce na komisariacie, jednakże dopiero trzy miesiące po dziewiętnastych urodzinach został ostatecznie pozbawiony wolności, pod zarzutem gwałtu ze szczególnym okrucieństwem. Pobyt w wiezieniu wykształcił w nim wiele nowych cech, w większości niekoniecznie uznawanych za pozytywne. Za kratami ustalał swój własny, niepodlegający sprzeciwu rygor, a fakt, iż już pierwszego dnia udowodnił zdecydowanej większości, na co go stać... Trzymał wszelkich amantów na niemały dystans. Gdy taka kolej rzeczy w końcu zaczęła mu nawet odpowiadać, po odsiedzeniu ośmiu miesięcy do lokacji doszła informacja o wybuchu wojny na wysoką skalę. Więźniowie, w tym też Roosevelt, zostali zwerbowani do wojska, pod obietnicą skrócenia odsiadywanego wyroku. Podszkolił swoją umiejętność strzelania z broni palnej oraz po raz pierwszy od czterech lat spotkał się z siostrą, której niestety nie był w stanie sobie przypomnieć. Dziewczyna poczuła się z lekka odrzucona i dotknięta, w szczególności, iż nie widzieli się od tak długiego czasu... Rok 2020 okazał się najtrudniejszym z dotychczasowych lat mężczyzny. Przepełniony mordem i stratą odbił się rysą na jego psychice. Niejednokrotnie cudem udawało mu się ujść z życiem, unikając śmiercionośnego postrzału, czy też wyzionięcia ducha za sprawą wykrwawienia. Wojna nabierała niebezpiecznych obrotów. Sojusznicy dzielili się obozy, niekiedy łącząc się z wrogiem i walcząc między sobą. Prawdopodobnie wzajemna ochrona co mniejszych ugrupowań gwarantowała przetrwanie ludzkiej rasy po wybuchu bomby atomowej. Miliony ludzi poległo, a okolica w zasięgu rażenia została niemalże zrównana z ziemią. Cała reszta uległa napromieniowaniu, które z kolei w większości doprowadziło do mutacji. Zapoczątkowania szerzącego się wirusa, nakłaniającego zmarłych do powstania z grobów. Roosevelt niestety nie miał przyjemności uniknięcia spotkania, z którymkolwiek z nich. Kilka miesięcy po zakończeniu wojny, podczas powrotu do fortecy miał okazję stanąć oko w oko z samotnym basiorem. Zwierzę, mimo iż nie wyglądało na zarażone, z całym przekonaniem nie pałało ku niemu w pełni okazaną sympatią. Ujawniając zęby we wrogim grymasie, wydało z siebie coś na wzór stłumionego warkotu, by następnie korzystając z chwili nieuwagi mężczyzny, przygwoździć go całym swym cielskiem do zbrukanego podłoża. Wilk kłapiąc paszczą tuż przed jego twarzą, jakoby widząc w nim przeszkodę do swej dalszej wolności, niemal rozpaczliwie usiłował dobrać się do jego gardła. Próba odepchnięcia od siebie napastnika okazała się zgubą niebieskookiego. Rozwścieczone zwierzę zatopiło zęby w odsłoniętym przedramieniu, tym samym przypieczętowując los swej niedoszłej ofiary... Choć może raczej sprzymierzeńca?
Rodzina|
~ James Aaron Roosevelt † - biologiczny ojciec William'a. Wymagający, zawzięty i jakże wpływowy milioner w średnim wieku, będący założycielem korporacji "Roos Industries". Szczytowej klasy pracoholik... To zapewne dlatego w tak zaskakującym tempie odniósł sukces, a także zaniedbał swe relacje z żoną i dwójką dzieci. No ale cóż... Nie można mieć wszystkiego. Jego kontakty z Will'em nigdy nie należały do najlepszych, przez co chłopak nie darzył go szczególną sympatią. Nałogowy palacz. Zmarł na raka płuc w wieku czterdziestu trzech lat, niecałe dwa tygodnie przed szesnastymi urodzinami syna.
~ Adele Ester Ferro † - biologiczna matka William'a. Ambitna i niezwykle utalentowana kobieta włoskiego pochodzenia, będąca z zawodu wiolonczelistką. Troskliwa i nad wyraz opiekuńcza. Po urodzeniu syna zrezygnowała z gry na rzecz zacieśniania więzi, a przede wszystkim wychowywania swego drogiego potomka. Biorąc pod uwagę jej relacje z bliskimi, można by ją określić wręcz idealną córką, żoną i matką. Dwa lata po narodzinach młodego Roosevelt'a, na świat przyszła długo wyczekiwana córeczka; drugie oczko w głowie Adele. Tak też, jak na idealną matkę przystało, wychowywała swe dzieci, jak najlepiej mogła, z oczywistym wręcz pragnieniem, by te w przyszłości osiągnęły coś wielkiego, spełniając przy tym najskrytsze marzenia... Co jednak nie oznacza, iż wszystko potoczyło się tak, jak planowała. Po śmierci ukochanego przez dłuższy okres czasu była zdruzgotana, coraz ciężej radziła sobie z dziećmi; skrytą i zamkniętą w sobie Rosemary oraz aroganckim, buntującym się szesnastoletnim William'em. Niedługo po tym zdecydowała się na czas wakacji oddać go w ręce starszego brata, który miał nieco ostudzić ognisty temperament chłopaka... O dziwo młodzieniec nie miał jej tego szczególnie za złe. Po jego tajemniczym, nagłym zniknięciu i poszukiwaniach nieprzynoszących żadnego skutku popadła w załamanie nerwowe, a z obawy, iż straci również córkę, nie odstępowała jej niemal na krok. Zmarła jakiś czas po tym w niewyjaśnionych okolicznościach.
~ Rosemary Elisabeth Roosevelt † - młodsza siostra William'a. Miła, nieśmiała i niezwykle zamknięta w sobie, przez co ciężko było zawierać jej nowe znajomości. Zwykle trzymała się na uboczu lub ewentualnie niemalże chowała za plecami swego brata. Całkowite przeciwieństwo Will'a... Zarówno z wyglądu, jak i z charakteru. Często bywała pogrążona w myślach, więc niekiedy zwrócenie jej uwagi graniczyło z cudem. Niezwykle wrażliwa, przez co zdarzało się jej płakać nawet z powodu drobnostek. Tak jak i jej brat, brzydziła się kłamstwem, więc można było mieć pewność, iż zawsze mówiła prawdę. Kochała wszystko, co małe, puchate i urocze. Nie rzadko miewała huśtawki nastrojów. W mgnieniu oka gniew, czy płacz mógł przemienić się w serdeczny uśmiech, a zaraz po tym w tak zwaną "głupawkę", podczas której dziewczyna była zdolna do niemal wszystkiego. Posiadała nadmiar energii, której zwykle nie miała na czym wyładować. Niezwykle skora do pomocy. Nadzwyczaj łatwo było ją urazić, a jako że należała do osób pamiętliwych, nie odezwała się choćby na słowo, dopóty winny nie przełamał swej dumy i jej nie przeprosił. Po śmierci matki, kilka tygodni po jej osiemnastych urodzinach, była zmuszona zamieszkać sama, a jako że zaczęła doskwierać jej samotność, niedługo po tym przeprowadziła się do Wielkiej Brytanii, gdzie tuż przed wybuchem wojny natknęła się na brata. Przetrwała wojnę, jednakże nie było jej dane długo nacieszyć się życiem. Rok po wybuchu została zamordowana z rąk brata, jednego z pierwszych ofiar Kazozyny.
~ Federico Antonio Ferro † - wuj od strony matki. Nadzwyczaj ponury osobnik, za czasu swej młodości specjalizujący się w wielu wymagających profesjach. To właśnie pod jego okiem młody Roosevelt nauczył się paru imponujących umiejętności, jak opanowanie podstaw szermierki oraz gry na gitarze, fortepianie, a także skrzypcach. Z każdym dniem pobytu młodzieńca w jego skromnych progach, stawał się coraz surowszy, z nadzieją, iż ten w przyszłości stanie się porządnym i utalentowanym człowiekiem, dumnie obnoszącym się wpojonymi zasadami kultury. Jak widać... Chyba nie wszystko poszło po jego myśli. Zginął poprzez rozstrzelanie przez członków organizacji, do której wstąpił niebieskooki.
~ Ava Woods — ofiara gwałtu oraz, jak się z czasem okazało, matka jego już czteroletniego syna. Niegdyś uprzejma, wytrwała i pewna swego dziewczyna o wielkich ambicjach. Przepełniona niezwykłą gracją, jak i otoczona niewidoczną aurą, ściągającą do niej wielu wspaniałych ludzi... A także młodego William'a. Niebieskooka brunetka o nad wyraz urokliwym uśmiechu. To właśnie on, nie licząc intrygującego sposobu bycia, przyczynił się do jej zguby... Dziewczyna po niecałym miesiącu znajomości z ciemnowłosym została odurzona i wielokrotnie wykorzystana seksualnie w swej własnej sypialni. Najprawdopodobniej nie przeżyła wybuchu bomby atomowej.
~ Lucas Woods — czteroletni syn William'a. Chłopiec, mimo sposobu, w jaki został poczęty, darzony niezwykłą miłością, ukazującą się w każdym, choćby najdrobniejszym geście rodzicielki. Wychowywany w przekonaniu, iż jego ojciec wyjechał za granicę i nieśpiesznie do nich wróci... Prawdopodobnie zginął u boku matki wraz z zakończeniem wojny.
Partner/ka| Nieczuły, egoistyczny i niekiedy także brutalny... Nieszczególnie nadaje się do nawiązywania jakichkolwiek bliższych relacji, nie wspominając już o związkach na dłuższą metę.
Orientacja seksualna| Biseksualny
Inne|
~ Ugryzienie, zgodnie z zapowiedziami zdecydowanej większości, miało spisać mężczyznę na straty. Przez pierwsze dni podejrzewano u niego zarażenie Karwidozą, jednakże choroba ta postępowała znacznie szybciej. Po zaledwie czterech dniach wykryto u niego każdy z przypuszczanych objawów, a na domiar złego poczęły pojawiać się kolejne, czym na dobre wykreśliły wirus z listy podejrzanych. Skok temperatury, zimne poty, dreszcze, a także skłonności do wymiotowania własną krwią ostatecznie miały przypieczętować jego los. Nie dawano mu najmniejszych szans na przeżycie. Nikomu jak dotąd nieznana choroba miała końcowo wyniszczyć jego organizm w nocy z dnia piątego na szósty. Tak się jednakże nie stało. Niebieskooki, zamiast stanąć twarzą w twarz ze śmiercią, rozpoczął zupełnie nowy rozdział w swoim życiu. Ku niezmiernym zdziwieniu osób mających przyjemność ujrzeć go w tym jakże krytycznym stanie, wszelkie dolegliwości wraz z szarpaną raną na przedramieniu zniknęły bezpowrotnie, nie pozostawiając po sobie nawet śladu. Nie potrzeba było również szczególnie wiele czasu, aby cudem uleczony mężczyzna począł odczuwać wyraźne zmiany we własnym postrzeganiu rzeczywistości. Słyszał oraz czuł rzeczy, których zdecydowanie nie powinien. Ciemność również przestała być mu straszna; widział i poruszał się w niej niczym za dnia. Z czasem znacznie ciężej było zapanować mu nad gniewem. Począł odczuwać palący gorąc w piersi, jakoby coś zawzięcie pragnęło wydostać się z jego wnętrza. I bynajmniej wrażenie to nie wzięło się znikąd... Następstwem jakichkolwiek wybuchów agresji z jego strony stała się także tendencja do wydobywania z siebie iście zwierzęcych pomruków oraz nagłe napady duszności i mroczki przed oczami. Srebrna biżuteria pozostawiała poparzenia na jego skórze, przez co został zmuszony zamienić ją na sztuczne odpowiedniki. Ostatnim z niepokojących go faktów stała się niezwykła nadwrażliwość na fazy księżyca, którą ostatecznie zrozumiał podczas pierwszej ze swych pełni.
~ Ku zdziwieniu swemu, jak i większości napotkanych przez niego osób, jako wilk, Roosevelt pod żadnym możliwym względem nie przypomina swej ludzkiej postaci. Może za wyjątkiem imponującej budowy i licznej ilości blizn skrywanych pod grubą warstwą aksamitnego, jednakże już nie kruczoczarnego, a srebrzystego futra. Także oczy zmieniają swą barwę z królewskiego błękitu na krwistą, jarzącą się czerwień, pokrywającą ją do tego stopnie, iż basior zdaje się nie posiadać białek... Choć może rzeczywiście jest ich pozbawiony? Dość rzucającą się w oczy cechą charakterystyczną jego wyglądu w danej postaci, są wręcz nienaturalnie długie kły, zawzięcie pozostające na widoku, nawet gdy ten zaprzestając warczeć, postanowi zamknąć pysk. Co prawda widać ich niewiele, zaledwie ułamek, jednakże to w zupełności wystarcza, by wyróżniać go od pozostałych przedstawicieli owego gatunku. Drugą rzeczą zaś nadającą mu oryginalności, a zarówno napawającą co poniektórych swego rodzaju niepokojem, są rogi. Nie... Osobnik ten nie jest spokrewniony ze smokiem, a już z całą pewnością nie z krową!
~ Hemofilik — częste występowanie krwotoków z nosa, podatność na siniaki, obfita utrata krwi nawet przy drobnych zranieniach oraz znacznie wolniejsze ich gojenie. Zmuszony przyjmować czynnik krzepnięcia krwi — w przeciwnym razie jego stan zdrowia krytycznie się pogarsza.
~ Cierpi na aerodromofobię (paniczny lęk przed lataniem samolotem) oraz klaustrofobię.
~ Pała niezwykłą odrazą do kotów. Z wzajemnością.
~ Nałogowy palacz.
~ Zupełnie nie krępuje się swą nagością, co niekiedy przypina mu miano ekshibicjonisty.
~ W wieku 19 lat został skazany na 4 lata pozbawienia wolności, za dopuszczenie się gwałtu ze szczególnym okrucieństwem.
~ Jako iż w przeszłości złamał kilka żeber, obecnie jest niezwykle podatny na dalsze uszkodzenia klatki piersiowej, co niekiedy skutecznie go ogranicza.
~ Szczytowej klasy beztalencie biorąc pod uwagę jego umiejętności kulinarne... Zdolny przypalić jajecznicę, nie wspominając już o przygotowaniu wykwintnego posiłku.
~ Przeważnie nie jest wybredny, jeśli chodzi o jedzenie, jednakże... Żadna siła nie zmusi go do zjedzenia ogórka bądź orzecha włoskiego.
~ Pod wpływem alkoholu staje się niezwykle wylewny, a co za tym idzie — lubi się nieco pozwierzać z trapiących go problemów.
~ Jako iż większość swojego życia spędził w Mediolanie, posiada naturalną wręcz tendencję do przemawiania w języku włoskim.
~ Wierzący, aczkolwiek święcie przekonany, iż Ojciec już dawno się od niego odwrócił.
Właściciel: ..K..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz