Przeraziłem się i to nie na żarty słowami, że nie może oddychać! Nie zastanawiając się ani sekundy dłużej wziąłem go na ręce i nie przejmując się psami pobiegłem w stronę medycznego na skróty, które znałem tylko ja no i oczywiście szpiedzy, bo ta gadzina była wszędzie i znając życie pewnie się teraz na mnie gapili... Wpadłem na oddział od razu ciągnąc za sobą zdziwionego Edwarda, który widząc o co chodzi od razu po położeniu chłopaka na łóżku zaczął się nim zajmować a ja przyglądałem się temu wszystkiemu w milczeniu. Oczywiście Mason na takie zamieszanie od razu wyrwał się ze swojego snu i spojrzał na mnie o dziwo szarymi a nie złotymi ślepiami a potem dopiero na Will'a, na którego widok zmarszczył brwi jakby go kojarzył, ale nie wiedział skąd. Tak wiedziałem, że nie pamięta niczego ani nikogo z przed wojny co stało się na skutek silnego uderzenia głową o beton podczas wybuchu bomby... Oczywiście nie licząc jego syna i żony, których w magiczny sposób jakoś sobie w pamięci odkodował co można było nazwać niesamowitym szczęściem.
- Mason gdzie masz ślepia? - zapytałem patrząc cały czas co się dzieje z Willem, którego mi niestety po chwili zasłoniono, bo przybiegło dwóch lekarzy więc musiało być to bardzo poważne. Nie wiedząc gdzie się podziać podszedłem do przyjaciela i usiadłem na krześle.
- Musiałem ściągnąć soczewki na jakieś tam badanie i do tej pory mi Edward nie oddał - mruknął niezadowolony - Nienawidzę tej szarości - burknął jeszcze zerkając znowu w stronę Will'a jakby chciał dostrzec coś przez grube białe kotary.
- Bo nie możesz ludzi straszyć tymi szarymi? - zaśmiałem się cicho a on się skrzywił.
- Tymi też umiem! Gdybym nie potrafił rozjaśnić tych to soczewek też bym nie umiał - obronił się - Po prostu nie wiem czemu, ale ich nie lubię i złote są dla mnie jak prawdziwe oczy! Bez nich czuję się tak dziwnie nieswojo... - westchnął chcąc się podnieść, lecz ból mu na to nie pozwolił.
- Leż, bo sobie krzywdę zrobisz! Poszukam ci tych soczewek... - stwierdziłem wstając.
- Skądś znam tego chłopaka i to chyba z przed wojny... Twarz niby znajoma, ale nie pamiętam kim on dla mnie był... Może to tylko zwykły człowiek, którego minąłem na ulicy - wypalił nagle drapiąc się po głowie.
- No ja na pewno nie będę wiedział skąd go znasz! Może to przez to, iż go tyle szpiegowałeś zaczynasz lekko wariować? - zmarszczyłem brwi wstając.
- Może... dziwne uczucie... - stwierdził widząc jak idę w stronę biurka Edwarda. Długo szukać po szufladach nie musiałem, bo soczewki były w pierwszej lepszej szufladzie. Nie zastanawiając się dłużej podałem je Masonowi, który tak się uradował, że od razu je założył i odetchnął z ulgą - Teraz o wiele lepiej! - zaśmiał się w momencie kiedy skończono zajmować się Willem. Dwójka kolegów Edwarda sobie poszła a ja od razu podskoczyłem do młodego, który miał podłączony tlen.
- I co z nim? - zapytałem doktorka.
- Ma ciężką grypę poza tym on chyba nic nie jadł od dłuższego czasu! - westchnął - Tylko żadnych antybiotyków mu nie podawać, bo go zabijecie - dodał w stronę pielęgniarek na co te pokiwały głowami na znak, że zrozumiały.
- No i pięknie! Kias wyłaź z cienia i idź wszystkim jełopą powiedzieć, że on jest dobry, bo zwariuję jak ciągle będą patrzeć na niego z wrogością - burknąłem w kąt gdzie pokazały się niebieskie ślepia.
- Znowu mnie zobaczyłeś - mruknął niezadowolony.
- Na pocieszenie ci powiem, że też cie widziałem - zaśmiał się cicho Mason a ten się skrzywił.
- Idźcie w diabły - warknął wychodząc wypełnić rozkaz.
- Marudzisz chłopie... - westchnąłem widząc jak znika w kolejnym cieniu - Dasz radę Will - dodałem jeszcze patrząc na śpiącego chłopaka.
<Will? :3>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz