piątek, 17 marca 2017

Od Erica cd. Tamary

Byłem zaskoczony gdy na przejażdżce otoczyła mnie aż taka chmara nieumarłych! Sam bym sobie z nimi poradził! ale Diablo niesamowicie się wystraszył i nie dał mi sięgnąć do kabury przy pasku spodni. Na moje szczęście lub nieszczęście uratował mnie jakiś snajper, który zniknął tak szybko jak się pojawił. Spojrzałem na żywe trupy, w których utkwiły naboje karabinu snajperskiego BOR. Nikt z moich ludzi nie używał tego rodzaju broni, ponieważ uwielbiali Remingtony i Barretty... Nabrałem jakiś dziwnych podejrzeń więc jak najszybciej chciałem wrócić do ratusza by zająć się wszystkimi sprawami a z powodu nadchodzącego lata było ich dość sporo. Miałem już odjeżdżać, bo na pewno pokraki zwabiły odgłosy strzałów, lecz z dachu właśnie zeskoczyli moi ludzie.
- Widzieli kto strzelał? - zapytałem niewzruszony.
- Tak - odparli chórem lekko zmieszani, że to oni nie uratowali swojego założyciela i przywódcy.
- No więc kto to był? - zadałem najprostsze pytanie na świecie. Nie chciałem wiedzieć nic więcej tylko to kim był mój wybawca.
- Tamara Blackfrey - odezwał się jeden z nich. Wypowiedział te dane z takim spokojem a mi aż zabrakło na chwilę powietrza. Nie miałem pojęcia dlaczego mnie uratowała... przecież ona mnie tak bardzo nienawidzi za to co zrobiłem z jej życiem! Kiedy wróciła do obozu niektórzy ją znali inni kojarzyli a dla nowszych członków była to zupełnie obca osoba, lecz było jasne jedno a mianowicie, że nikt jej tutaj złego nie życzył!
- Dobrze... Nawet na zadupiach jesteście no ja nie wieże jakich mam ludzi - zaśmiałem się cicho.
- Zaraz wracamy do roboty, bo tylko odpoczywaliśmy - wytłumaczył się szybko szatyn jakby za to miał dostać karę śmierci.
- To sobie odpoczywajcie tylko się nie pozabijajcie - westchnąłem i pognałem w kierunku ratusza. Diablo aż pchał się dzisiaj na przeszkody, które ja omijałem szerokim łukiem, lecz niestety przez jedną musiałem przeskoczyć by znaleźć się szybciej na terenach bazy. Co jak co, ale swoje tereny znałem bardzo dobrze i nigdy bym tutaj nie zabłądził! Będąc już na placu szybko zeskoczyłem z karego wierzchowca i wprowadzając go do stajni rozkazałem ulubieńcowi karusa zająć się nim po czym wróciłem do gabinetu. Z kolacji zjadłem praktycznie nic, ale Katrinka zmusiła mnie do paru kęsów za co nie wiedziałem czym mam dziękować czy jęczeć z niezadowolenia. Byłem taki gruby, że nie miałem pojęcia czemu wszyscy patrzą się tak na mnie jakby ze mnie był sam szkielet! Później musiałem jeszcze na chwilę wyjść by zobaczyć co od jutra musi zostać zmienione a wracając wpadłem na Tamarę. Nie wiedziałem co zrobić czy też powiedzieć... nie chciałem jej już więcej straszyć więc stałem jak taki idiota.
- Dobranoc - szepnęła i szybko zaszyła się w swoim pokoju. Bała się mnie co było niestety widać na pierwszy rzut oka. Zmieniłem się - rzekłem w myślach.
- Dobranoc - odparłem na tyle głośno by mnie usłyszała po czym wróciłem do siebie. Pracę nad dokumentami zakończyłem równo z północą później poszedłem spać przytulony do Katrin. To był ciężki dzień a wręcz bardzo ciężki...
****
Obudziłem się o szóstej i nie jedząc śniadania od razu pognałem na plac gdzie już było pełno ludzi. Nigdy nie zmuszałem członków obozu do tego czego nie chcieli robić. Nie chciałeś być żołnierzem? Jasne, ale i tak musisz w czymś pomóc, bo nadmiernego lenistwa nie toleruję! Znalazłem dużo ludzi do pomocy przy umocnieniach inni zajęli się żywnością, którą trzeba było sprawdzić inni natomiast zwierzętami a jeszcze inni bronią. Wszystko szło bardzo dobrze a ja mogłem przyglądać się wszystkiemu z uśmiechem na ustach, który się zmienił gdy zobaczyłem Tamarę wpatrującą się we mnie ze strachem. Zasmuciłem się więc postanowiłem wziąć konia i pojechać gdzieś na tereny by jakoś poprawić sobie humor. Wchodząc do stajni zauważyłem nowego karusa, który wydał mi się dość straszny, bo dość niedawno jeden z takich o mało mnie w Duchach nie zabił! Podszedłem do Diabla, który zarżał na powitanie za co go pogłaskałem. 
- Jedziemy się przejechać - zdecydowałem wypuszczając go z boksu i zaczynając siodłać. Ten cały nowy ogier był chyba wrogo do mnie nastawiony, bo parę razy gdy zbliżyłem się do niego niechcący zaczął wierzgać. Tak bałem się go... Nie miałem zamiaru teraz tracić życia... Na szczęście Diablo nie sprawiał dzisiaj problemów więc dość szybko się uporałem z tym wszystkim i mogłem już cwałować po swoich terenach. Miałem swoje ulubione miejsce gdzie rzadko kiedy pojawiał się człowiek więc do niego się tym razem kierowałem. W pewnym momencie przed oczami pojawiły mi się mroczki więc zatrzymałem karusa co i tak nie pomogło, ponieważ nie wiedząc czemu zemdlałem! Miałem nadzieję, że żadna pokraka mnie nie dopadnie...

<Tamara? :3 Uratujesz Erica? xd> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz