czwartek, 30 marca 2017

Od Erica cd. Kiary

Dzięki Bogu udało nam się uratować Edwarda, który jeszcze trochę i mógłby kopnąć w kalendarz czego nasz personel medyczny by chyba nie przeżył, bo w końcu blondyn był w jakimś sensie ich przywódcą i bez niego nasi lekarze by tak daleko nie zaszli nigdy! Mężczyzna był taki strasznie blady i osowiały... w sumie to po takiej utracie krwi dziwię się, że jako tako jeszcze trzyma przytomność i wodzi wzrokiem po całym oddziale jakby kogoś szukał... Czyżby brakowało mu Samanthy? - zapytałem sam siebie widząc jak poddaje się w poszukiwaniach. Powoli podszedłem do jego łóżka a on odwrócił od razu wzrok.
- Edward co... - nie zdążyłem do kończyć, bo mi urwał.
- Zostawcie mnie w spokoju... Nic o mnie nie wiecie... - rzekł słabo zamykając oczy a po chwili dało się usłyszeć jego równy oddech świadczący o zaśnięciu. No nie ukrywam, że zdziwiła mnie jego wypowiedź... Co prawda nie miałem jego akt, ale nigdy nic nie mówił, że go coś dręczy a poza tym nigdy tego nie pokazywał. Był zawsze uśmiechnięty... praktycznie zawsze siedział na oddziale medycznym czytając książki albo przesiadując ze swoją dziewuchą. Nigdy nie narzekał na liczbę pacjentów, która spadała z dnia na dzień. W Śmierci mało osób chorowało a najwięcej zwykle było rannych po wojnach, których ostatnio nie prowadziliśmy a jak już to pojedynczy żołnierz zostawał ranny i na tym robota się kończyła.
- O co mu chodzi? - zapytała nagle Kiara wyrywając mnie z zamyśleń.
- Nie mam pojęcia... Może po prostu ma jakieś humorki? - westchnąłem patrząc jak w miarę spokojnie śpi.
- Oby... A tak właściwie wujek to czas porozmawiać wreszcie z Tiją - uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Co? Ale ja nie wiem jak - jęknąłem zdenerwowany a ona klepnęła mnie delikatnie w plecy.
- Jak z normalnym człowiekiem! Ona cię nie pogryzie przecież - zaśmiała się i dając ostatnie instrukcje pielęgniarką wyciągnęła mnie z oddziału medycznego kierując się do miejsca gdzie leżała Tija. Białowłosa siedziała na łóżku przyglądając się widokom za oknem a zauważyła nas dopiero kiedy stanęliśmy przy jej łóżku. Dziewczyna chyba się mnie przestraszyła, bo spojrzała na mnie wzrokiem jakbym ją miał zaraz skatować więc Kiara ją tam jakoś szybko uspokoiła, lecz i tak miała we wzroku taką łatwą do odczytania obawę.
- Jak się czujesz? - zapytałem siadając na krześle gdy Kiara nagle mi gdzieś zniknęła.
- Już trochę lepiej - odezwała się nieśmiało.
- Słyszałem, że miałaś nieprzyjemne spotkanie z wrogim obozem - westchnąłem podpierając głowę na dłoni.
- Oni byli straszni - stwierdziła krótko na co skinąłem głową.
- Niestety niektóre obozy stały się bezduszne... Ale tutaj nic ci nie grozi! Nie pozwolę cię skrzywdzić tak samo jak reszta więc się nie bój - powiedziałem z uśmiechem, który blado odwzajemniła. Późniejsza rozmowa się już jakoś potoczyła... Tija powiedziała mi dlaczego tak się boi innych osób a ja od razu ją uspokoiłem zapewniając, że nic takiego ją u nas nie spotka i że praktycznie każdy jest tu dobrym człowiekiem. Później poczochrałem ją jeszcze po włosach a widząc jak ze zmęczenia zasypia odszedłem by zobaczyć jak tam trzyma się Edward, lecz gdy dostałem się na jego salę ze zdziwieniem stwierdziłem, iż go nie ma! Po prostu rozpłynął się w powietrzu, bo nic nikt nie widział ani nie słyszał! Zdenerwowany zacząłem go szukać, bo wiedziałem, że powinien jeszcze leżeć i odpoczywać oraz dalej przetaczać sobie krew... Znalazłem go w laboratorium jak znowu zasiadł do robienia antidotum. Odwinął bandaże na jednej ręce i patrzył się jak głupi na ściekającą krew.
- Edward! Do cholery co ty robisz?! - krzyknąłem na niego przez co zwrócił na mnie uwagę.
- Lek nie widzisz? - mruknął ponuro.
- Przecież ty się wyniszczasz! Musimy to opatrzyć i będziesz leżał na medycznym dopóki nie dojdziesz do siebie - stwierdziłem podchodząc do niego bliżej, lecz ten posłał mi mordercze spojrzenie.
- Nie... Chcę skończyć ten lek... Najwyżej się wykrwawię! Co tam jednego lekarza mnie na tym świecie! Myślicie, że co? Skoro skończyłem studia i nieźle mi w życiu szło w tym zawodzie to miałem idealne życie? Wasz błąd miałem w życiu przejebane... - warknął robiąc sobie w ręce coraz większą ranę, ale na szczęście omijał żyły na nadgarstku. - Gdyby nie ta cholerna Umbrella, która zabiła mi kumpla zamiast mnie on by wam lepiej doradził w tym wszystkim - dodał wnerwiony patrząc na krew, która upływała z niego jak życie.
- Edward spokojnie! Nie denerwuj się - próbowałem go jakoś odgonić od ranienia się.
- Ja też nie mogę mieć ciągle na twarzy maski... - westchnął cicho patrząc na mnie wzrokiem pełynm bólu.

<Kiara? :3 Musimy go ratować znowu, bo będzie źle ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz