piątek, 10 marca 2017

Od Ashleya CD Mari

Zagrzmiało. Błysk rozświetlił przestrzeń, ukazując z pozoru nieruchome ciało. Ciało brudne i nagie, lecz golizna znikała pod warstwami świeżego błota. Jedynym dowodem na to, że mężczyzna żył, były ledwo zauważalne drganie ramion. Płakał... znowu. Nienawidził się za tą słabość. Nienawidził być taki słaby, ale on po prostu nie potrafił inaczej. Nie potrafił być silnym. Potrafił jedynie uciekać i właśnie to zrobił – uciekł od problemów w najprostszy sposób. Pusta butelka leżała obok, powoli spływając wraz z błotem do wody.
Mężczyzna ukląkł, objął się ramionami i znowu zapłakał, nucąc starą melodyjkę. Jego umysł był zamroczony. Nie myślał jasno, a jedyne co czuł to rozpacz i pustkę. To nim kierowało. Wydłużyły się kły, a wzrok przysłoniła czerwona mgiełka. Był zbyt próżny, by pozostawać sam w swoim cierpieniu.
Wstał i ruszył w las. Uwolnił swoje zmysły i przyjął swojego drapieżnika w głowie z otwartymi ramionami. W zamian dostał uwolnienie od cierpienia i podobało mu się to. Podobało mu się, że nie czuł nic oprócz potrzeby zabijania dla krwi i przyjemności. Nie było już problemów. Już nawet nie było samego Ashleya. Teraz to nie był człowiek myślący, a dzikie i nieprzewidywalne zwierzę. Zwierzę, które najrozsądniej było unicestwić raz na zawsze.

Bestia włożyła głowę pod strumień wody, cieknący wartko z wejścia do jaskini. Przetarła z uśmiechem włosy i spojrzał na piękny stos ludzkich ciał idealnie i pięknie martwych. Niespiesznie oblizał wargi, uważając, by nie zranić języka o kły, których nie chował już od trzech miesięcy. Wśród trucheł byli mężczyźni i kobiety, dorośli i niemowlęcia, kobiety brzemienne i nie. Po całej pieczarze roznosiła się słodka woń rozpadu i śmierci.
Potwór tym razem wbił wzrok w jeszcze żywą młodą nastolatkę. Dziewczyna kołysała się do przodu i do tyłu, obejmując ramionami swoje nagie i pełne śladów kłów ciało. Ruszył w jej stronę, a młoda blondynka zapłakała ponownie, przesuwając się w róg jaskini. Bestia się tym nie przejęła. Złapała ona za szyję dziewczyny i podniosła ją do góry. Spojrzała pożądliwie na skatowane ciało.
– Błagam, zostaw mnie – zapłakała blondynka.
Potwór spojrzał na dziewczynę tępym i drapieżnym spojrzeniem, jakiego potrafiły używać tylko zwierzęta. Przestał już rozumieć mowę ludzką. Zdecydowanie lepiej komunikował się za pomocą syczenia ze zmutowanymi zwierzętami.
Oblizał kły i wbił je w szyję człowieka. Po jaskini rozniósł się słodki wrzask bólu. Dziewczyna nie mdlała jednak, drapieżnik wytrenował sposób gryzienia, by zadawać jak najwięcej cierpienia i pozostawiać ofiarę przy świadomości. Niezwykle piękne.
Rzucił blondynkę na ziemię, rozrywając jej gardło. Znudziła się mu już jej krew i ciało, miał zamiar poszukać nowej ofiary. Rzucił ostatnie, okrutne spojrzenie konającej w męczarniach dziewczynie i wyszedł sprężystym krokiem drapieżnika z jaskini. Pozwolił, by deszcz obmył jego nagie ciało z krwi. Przykucnął i wciągnął powietrze, rozkładając zapachy na poszczególne. Ziemia, deszcz, drzewa, krew, zgnilizna, zwierzęta i zupełnie nowy zapach ludzi. Instynktownie ruszył w jego kierunku. Wspiął się w wyższe partie gór, z łatwością skacząc po półkach skalnych. Cały czas pozostawał, albo pochylony, albo poruszał się na czterech kończynach. Jego krok był szybki, sprężysty, bezszelestny i niezwykle lekki – idealny dla drapieżnika.
Kobieta obejmowała swojego małego synka, chowając się przed ulewą pod wystającą skałą. Jednak wiatr niezwykle nieprzyjazny w tych górach nie oszczędzał ich. Smagał ich twarze i ciała, przynosząc ze sobą mokre krople. Oboje byli przemarznięci i przemoczeni. Dotarł do źródła zapachu.
Potwór ruszył, nic nie robiąc sobie z potężnego wiatru, który stał się jego sprzymierzeńcem. Nauczył się go wykorzystywać na swoją korzyść. Jego stopy nie ślizgały się po mokrej powierzchni, jak to by było przy zwykłym człowieku. On jednak zjednał sobie nieprzyjazną pogodę i ukształtowanie powierzchni.
W oczach kobiety najpierw zabłysła nadzieja, gdy zobaczyła zarys mężczyzny gładko pokonującego pogodę. Jednak, gdy sposobność na to pozwoliła i zauważyła śmiercionośne kły wraz z czerwonymi, zwierzęcymi oczami zamarła z przerażenia. Na usta bestii wkardł się okrutny uśmiech, gdy kobieta próbowała ukryć dziecko za swoimi plecami. Nie zdążyła. Potwór złapał za kurtkę i rzucił nim w dół stromego stoku góry. Powietrze przeciął zrozpaczony krzyk matki. Kobieta rzuciła się w stronę, zapewne już martwego, dziecka, ale została przyciśnięta do kamiennej ściany. Wampirowi zależało tylko na krwi kobiety.
Śmierć w jej przypadku była szybka, lecz bolesna. Już po chwili kolejne truchło zaścieliło obszar góry, a deszcz zmył ślady krwi. Bestia zeszła z powrotem po skalnej nawierzchni aż do podnóża wysokiego wzniesienia. Zauważyła zmasakrowane ciało dziecka, którym za chwilę zajmą się dzikie zwierzęta. Ominął je obojętnie i wszedł trochę głębiej w lasek. Wspiął się na wysoką wierzbę, siadając wśród jej konaru. Odchylił głowę do tyłu, pozwalając sobie na odpoczynek. Nie przeszkadzała mu woda, która lała się po nim strumieniami, mocząc jego włosy długości do łopatek.
Od trzech miesięcy egzystował w ten sposób – jako drapieżnik. Pozwolił swoim instynktom w pełni przejąć kontrolę nad jego umysłem i był to wspaniały układ. Nie czuł nic, nigdy więcej nie był słaby, nie miał problemów. Tyle korzyści... Minęła jedna czwarta roku odkąd uciekł ze Śmierci. Nie radził sobie z tym wszystkim, a jego druga natura dała wspaniałe rozwiązanie. Nikt go nawet nie szukał. Przeniósł się właśnie w góry, gdzie przyroda działała na jego korzyść.
Teraz nie potrafił nawet myśleć pod innym względem niż zadawanie cierpienia, głód i seks. Mścił się na niewinnych ludziach za swoją krzywdę, ciesząc się ze strachu, który przed nim czuli. Teraz to on był panem ich życia, a nie na odwrót. Nie było już w nim ani krzty człowieczeństwa: nie potrafił mówić, nie myślał, nie czuł – stał się stuprocentowym drapieżnikiem, dla którego już nie było szansy na powrót do normalności. Od dawna nie było już Ashleya. Teraz było zwierzę w słabej skórze dawnego chłopaka.

< Mari? XD Spodziewałaś się? XD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz