Przez pierdolone sześć dni nie mógł spokojnie usiedzieć w miejscu. Stał się tak okropnie drażliwy, że bez karabina nie warto było podchodzić. Wszystko go irytowało, począwszy od przecieków w dachu dwa piętra wyżej, poprzez rozmowy innych ludzi, kończąc na niewiarygodnych wyrzutach sumienia.
Przez ten niecały tydzień snuł się po terytorium Śmierci, podświadomie szukając dziewczyny, a nawet przyłapał się na tym, że zaczął tropić jej zapach. Chciał wiedzieć, czy szatynka miała się dobrze i czy wróciła do normalnego funkcjonowania, ale po panience nie było żadnego śladu. Coraz bardziej dręczyło go sumienie, bo przecież przez niego niemal została zgwałcona, a teraz nie dawała znaku życia. Miał jedynie nadzieję, że nie zrobiła sobie czegoś.
Nawet się nie zorientował, a wylądował po drzwiami jej mieszkania. Westchnął głęboko i zapukał. Tylko sprawdzi, czy wszysko gra, a potem zniknie z jej życia raz na zawsze. Wyczuwał obecność dziewczyny w mieszkaniu, ale nikt mu nie otworzył. Delikatnie nacisnął klamkę, a drzwi otworzyły się gładko. Miał złe przeczucia.
Brawo Ash, miałeś tylko sprawdzić jej stan, a się włamujesz – zakpił w myśl i cicho wszedł do mieszkania. Zamknął za sobą drzwi i ruszył w głąb królestwa szatynki. Jednak nigdy nie spodziewał się tego, co zobaczył, a ten obraz wypalił mu piętno w pamięci.
Dziewczyna siedziała przy kanapie, obejmując ramionami kolana. Była wyraźnie wychudzona, odwodniona i ledwo żywa. Drżała z zimna, a Ashley niemal natychmiast zauważył, że miała wysoką gorączkę. Nie przeżyłaby następnej nocy.
Ash szybko podbiegł do niej i ukucnął przed jej twarzą. Odgarnął z jej buzi brązowe włosy i ze zdziwieniem spostrzegł, że jest przytomna. Spojrzała na niego swoimi szarymi oczami, ledwo kontaktując. Kelly owinął ją kocem z kanapy i podniósł w stylu panny młodej, przytulając drobniutkie ciało do swojej piersi. Dziewczyna próbowała się wyrywać, ale jej opór był tak znikomy, że prawie zerowy. Wszystko przez to, że skrajnie wycieńczyła swój organizm.
– Szzz, kochanie, spokojnie. Będzie dobrze, tylko się nie wyrywaj – wyszeptał, wynosząc ją z jej mieszkania. – Co ty sobie zrobiłaś? – spytał sam siebie.
Gdy szedł w stronę swojego domu, przyciskał ją do swojego torsu, by choć trochę ochronić ją przed zimnym nocnym powietrzem. Dziewczyna przestała się szarpać z wyczerpania i odpłynęła w jego ramionach, a on przyspieszył. Szatynka mogła umrzeć w każdej chwili z jego powodu. Był takim cholernym idiotą, myśląc, że wróci do normalnego życia, zapominając, że omal nie została zgwałcona.
Wparował do mieszkania i zaczął wykorzystywać swoją wiedzę lekarską. Ułożył dziewczynę delikatnie na kanapie, a na nią zarzucił stertę koców i wysztkiego innego co było ciepłe. Dziękował w duchu, że ostatnio założył się z jakimś facetem o to, że nie okradnie zasobów szpitalnych Trópów. Oczywiście,dzięki swoim nadludzkim zdolnościom, wygrał z łatwością zakład i skończył z dużą ilości leków i trzema kroplówkami, które teraz były jak dar z niebios.
Podał dożylnie dziewczynie leki wzmacniające, które mogły iść w parze z takim na zbicie gorączki, nasmarował jej siniaki specjalną maścią, a potem podpiął ją do kroplówki. Chciał zapalić w kominku, by w mieszkaniu było cieplej, gdy zauważył, że szatynka nadal drży z zimna. Jednak nie miał drewna, a nie chciał zostawiać dziewczyny samej. W końcu podjął najbardziej optymalną opcję. Odchylił koce i delikatnie wsunął się obok szarookiej. Objął ją w pasie i przytulił do własnego ciała, by ją ogrzać. Chyba pomogło, bo szatynka przestała się trząść i przez sen bardziej przylgnęła do jego ciepłego torsu.
Ash miał jedynie nadzieję, że dziewczyna przeżyje następne dwadzieścia cztery godziny, bo dalej już nie będzie tak niebezpiecznie. Leżał godzinami, patrząc się na jej kruche ciało z niespotykaną czułością, a jak wstawał to jedynie, by zmienić kroplówkę lub podać kolejne leki.
< Mari? XD Ash taki opiekuńczy nie pozwoli ci umrzeć z wycieńczenia c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz